„Money, Money, Money”- śpiewali przed laty
A dziś powracają w najpopularniejszym musicalu minionego roku „Mamma Mia!”. Na ubiegłorocznej, szwedzkiej premierze filmu „Mamma Mia!”, który nakręcono w oparciu o grany od kilku lat na największych muzycznych scenach świata musical, zespół stawił się w pełnym składzie. Poszła nawet plotka, że znów będą koncertować i nagrają płytę, za co oferowano im nawet pół miliarda dolarów. Nadzieje fanów trwały jednak krótko, bo Bjorn Ulvaeus i Benny Andersson oświadczyli, że żadnej reaktywacji zespołu nie będzie. Bo to nie pieniądze są dla nich najważniejsze, ale to, by ABBA została zapamiętana taką, jaką była kiedyś.
A to „kiedyś” zaczęło się w 1977 roku. Wtedy właśnie powstał zespół, który na dobra sprawę od początku był swego rodzaju interesem rodzinnym. Tworzyły go bowiem dwa małżeństwa: Agnetha Faltskog i Bjorn Ulvaeus oraz Anni-Frid Lyngstad (zwana Fridą) i Benny Andersson. Prawdziwy początek międzynarodowej kariery ABBY (nazwa grupy to pierwsze litery imion jej członków) przypada jednak na rok 1974, kiedy to „Waterloo” zdobyło pierwsze miejsce w konkursie Eurowizji w Brighton. Potem szwedzka - ale śpiewająca prawie wyłącznie o angielsku - czwórka produkowała właściwie już hit za hitem. A znajdowały się wśród nich m.in. takie przeboje jak „Honey, Honey”, „Mamma Mia”, „SOS”, „I do, I do, I do, I do, I do”, „Dancing Queen”, „Knowing Me, Knowing You” czy „The Winner Takes It All”. Wszystkie utwory były lekkie, łatwe i przyjemne. No i bardzo melodyjne, dlatego w dyskotekach i na prywatkach bawił się przy nich cały świat. Zespół odwiedził również Polskę w 1976 roku na zaproszenie TVP, dla której nagrał program „ABBA w Studio 2”. Nad Wisłą było to wielkie wydarzenie. I nic dziwnego, bo za „żelazną kurtynę” prawdziwe gwiazdy show-biznesu trafiały nader rzadko.
Ale ABBA ma swoje zasługi nie tylko dla muzyki. Fantazyjne, krzykliwe stroje członków zespołu do dziś są inspiracją dla sztuki zafascynowanej campem. A więc estetyczną przesadą, czy wręcz kiczem. Wystarczy przywołać niektóre filmy Pedro Almodovara czy Stephana Elliotta („Priscilla, królowa pustyni”). W ubiorach ABBY nieustająco znajdują też natchnienie panowie lubiący przebierać się w romantyczne fatałaszki. Wystarczy zobaczyć Pierce’a Brosnana i Colina Firtha w końcowych scenach „Mamma Mia!”, by zrozumieć, dlaczego. Firth żartobliwie wyznał nawet, że aktorzy są jak drag queens. I że tak naprawdę marzą o tym, by móc nosić sukienki i tańczyć.
Pod koniec lat 70. Agnetha i Bjorn rozwiedli się. Coraz więcej też było nieporozumień między obiema paniami z zespołu, zazdrosnymi o swoją popularność. W 1979 roku podczas tournee po USA zaczął również szwankować związek Fridy i Benny’ego. Para ostatecznie rozstała się w 1981 roku, ale grupa związana kontraktem występowała dalej.
Energia zaczęła opuszczać grupę dopiero w 1982 roku, kiedy ich singiel „The Day Before You Came” nie zyskał oczekiwanej popularności. Zespół postanowił zrobić sobie wówczas krótką przerwę. I choć ta przerwa trwa do dnia dzisiejszego, to ich muzyka wciąż żyje.
Niedawno członkowie zespołu stali się bohaterami gry wideo na PlayStation, a za parę miesięcy w Sztokholmie zostanie otwarte poświęcone im muzeum. ABBA do dziś pozostaje najbardziej rozpoznawalną szwedzką marką. Może i nie istnieje już na żywej scenie, ale niewątpliwie zawsze będzie istnieć na scenie naszych serc!
Źródło: http://www.epuls.pl/klub/abba/983048
Grafika:
http://cache.gawker.com/assets/images/idolator/2008/11/Abba_01.jpg
Komentarze [4]
2016-11-13 16:09
Jak zespół mógł odwiedzić Polskę w 1976, a powstać w 1977? Bzdura. Zespół powstał w 1973 r.
2009-02-25 15:34
Muzyka w tym filmie to jedyna jego mocna strona aczkolwiek ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia .. nie chcę obrazić Twoich uczuć estetycznych ale jak dla mnie film jest kompletnym niewypałem ,tragiczną pomyłką !! Apel ! Nigdy więcej takich filmów !
Według mnie jedyne co ludzi robiący ten film dokonali naprawdę wielkiego to – wielka profanacja muzyki tego kultowego zespołu !! :|
2009-02-25 13:34
A mnie się film podobał, a szczególnie muzyka.
2009-02-22 14:17
ABBA to rzeczywiście formacja zajmująca istotne miejsce w historii muzyki. Wystarczy przypomnieć takie kiczowate klimaty, jak A-Teens z końca lat dziewięćdziesiątych, który zasłynął właściwie tylko tym, że nagrał covery ABBY. To była jasna przesłanka do stwierdzenia, że hity tego zespołu się nie starzeją.
Jeszcze gorszym kiczem natomiast popisali się twórcy filmu “Mamma mia!”. Fabuła, którą można by obdzielić najwyżej jeden odcinek “Mody na sukces”, dzięki napchaniu w film właściwie wszystkich najbardziej znanych przebojów grupy ABBA, rozrosła się na pełne przysypiania 90 minut. Parafrazując znany skecz kabaretowy “Lekcja”, można powiedzieć “Cały Bollywood jakbym widział!”.
Ten film akurat pochodzi jednak z Hollywood, a tam, jeśli w filmie nie ma scen batalistycznych, to nie może on trwać dłużej niż 90 minut, bo w 91. widzowie już przysypiają.
Generalnie film został w moim odczuciu stworzony dla osób najwyżej 14-letnich, które nie pamiętają nawet A-Teens.
Szkoda tylko, że starsi również zgłupieli do tego stopnia, żeby zachwycać się taką szmirą.
Na koniec chciałbym podkreślić, że te wszystkie epitety odnoszą się do filmu, nie zaś do muzyki grupy ABBA, wobec której żywię umiarkowany szacunek.
- 1