Nasz system edukacji
Żyjemy w kraju, w którym z premedytacją manipuluje się społeczeństwem. Nie chodzi mi jednak o wszelkiego rodzaju teorie spiskowe, lecz o działania skrzętnie skrywane przed światłem dziennym, mające na celu tylko jedno, ogłupianie młodzieży. Ta starannie przemyślana i przygotowana operacja służy moim zdaniem wyłącznie indoktrynacji. Jej zakres obejmuje na pozór tylko drobiazgi, ale takie, z którymi my, młodzi ludzie, stykamy się każdego dnia.
To za ich sprawą pozbawiani jesteśmy jednak takich wartości jak: kreatywność, wyobraźnia i wolność – wartości, które od początku naszej edukacji tłamszone są przez narzucane nam jednokierunkowe myślenie i zachęcanie nas do zaniechania rozwoju własnej osobowości. W konsekwencji stajemy się bezwolnym popychadłem, stojącym nad przepaścią, pogłębianą bezczelnie na naszych oczach.
Nawet w zamierzchłych czasach PRL-u uczono w szkołach podstaw filozofii i logiki, którym poświęcone były aż dwie godziny zajęć w tygodniu. Kształtowano w ten sposób u młodzieży sposób postrzegania świata, zaczerpnięty od największych myślicieli wszech czasów. Pozwalało to na weryfikację poglądów tychże, poprzez samo ich ukazanie, za sprawą samodzielnego, przeprowadzonego we własnych myślach odbioru. Takie ustosunkowanie się do słów Platona czy Sokratesa pomagało wykreować młodzieży własny światopogląd – tak bardzo zagubiony w XXI wieku. I choć czasy „komuny” nie należały do niezależnych, to mimo wszystko odnoszę wrażenie, że poziom indoktrynacji był w nich porównywalny do współczesnego. Chodzi mi przede wszystkim o to, że obecnie również nie do pomyślenia jest, aby zezwolić młodzieży na wyciąganie samodzielnych wniosków i przekroczenie normy, sprawiającej, że wnioski te podsuną pewne rozwiązania. Wszelkie tego typu sytuacje, w których moglibyśmy wykazać się kreatywnością, zostały z polskiego „systemu” wyrugowane. Brak wyobraźni, brak własnego zdania, zagubienie światopoglądu, to efekty takich właśnie działań, mających na celu całkowite podporządkowanie sobie młodego społeczeństwa.
Jednym z przykładów takiej manipulacji są tzw. „klucze odpowiedzi”. Wielu z nas, licealistów, zna zapewne ich mrożącą krew w żyłach siłę. Niejednokrotnie przecież zdarza się tak, że kiedy na lekcjach przedmiotów humanistycznych musimy wyrazić stanowisko w danej sprawie, pokazać własne przekonania i przemyślenia, korzystając często z odmiennego punktu widzenia, nauczyciele wylewają na nas kubeł zimnej wody, twierdząc, że takiej drogi myślenia po prostu nie ma w kluczu odpowiedzi. Autor testu nie przewidział tak oderwanego od rzeczywistości toku rozumowania. Skutkiem takiego przeżycia i nauczką na przyszłość, jest przystosowanie się do schematu. Często na całe życie.
Kolejnym przykładem – pokrewnym – są gotowe interpretacje i analizy dzieł literackich. To właśnie na ich przedstawianiu polega dziś praca polonisty. To z nich w głównej mierze składa się nasz podręcznik od języka polskiego, gdzie pod każdym wierszem czy fragmentem tekstu znajdziemy niewinne „wskazówki”. I byłoby to nawet wytłumaczalne, gdyby nie stanowiły one jedynej słusznej drogi interpretacji – a często, niestety, stanowią. W ten sposób młodemu człowiekowi wydzierana jest możliwość zrozumienia idei, znalezienia problemu i jego rozwiązania lub ustosunkowania się do danej twórczości, co równa się zanikiem kreatywności. Tłumaczenie, że „matura tego wymaga”, jest po prostu niepoważne. W ogóle ta matura sama w sobie jest pożałowania godna, a zamykanie niedefiniowalnych, rozbieganych myśli w ścisłych schematach, podobnych do klatek, jest niczym innym jak gwałtem na pełnoprawnych autorach. I choć anegdota o Wisławie Szymborskiej, która miała jakoby nie zdać matury z interpretacji własnego utworu, jest nieprawdziwa, to wiersz Zbigniewa Herberta „O tłumaczeniu wierszy” jest jak najbardziej autentyczny i ciągle na czasie (odsyłam do zapoznania się z nim wszystkich literackich gwałcicieli).Boli również sprawa subiektywności nauczycieli. Zwykli uczniowie nie zdają sobie nawet sprawy, kiedy nauczyciel w swoich wypowiedziach przemyca po kryjomu własne, zagorzałe ideologie. Jest to o tyle krzywdzące, że taka opinia pozostaje później często w głowie młodego człowieka zamiast być poddana gruntownej analizie. Bez względu na kontekst danych słów, młodzież nie ma możliwości skonfrontowania z nimi własnych myśli, co często jest wynikiem przerośniętych ambicji kadry nauczycielskiej. Bo uczymy, niestety, masowo. Rzadko przecież zdarza się tak, że nauczyciele prowadzą z uczniami otwartą dyskusję, w której każdy jest równym podmiotem. Gdyby tak było, poziom kulturowy naszego społeczeństwa byłby z pewnością najwyższy. Jednak zamiast tak utopijnego wychowania, które kształci młodych i elokwentnych obywateli, produkujemy nieustannie fanatyków zaślepionych słowami manipulatorów. Produkujemy mięso armatnie, które nie radzi sobie w otwartej dyskusji na argumenty słowne, używając w zamian argumentów siły.
Stwierdzenie, że szkoła rodzi stres, nie jest niczym odkrywczym. Stres ten spowodowany jest sposobem oceniania i samymi ocenami. To właśnie one są w naszym „systemie” edukacji wyznacznikiem poziomu wiedzy i inteligencji, który pozwala zaszufladkować wszystkich uczniów. Od nich zależy, czy dana jednostka nadaje się na porządnego obywatela i czy będzie w stanie poradzić sobie w dorosłym życiu. Według mnie do ocen przywiązuje się jednak zbyt wielką wagę. Oczywiście, że mają one sens w szkołach ponadgimnazjalnych, gdy nabywamy wykształcenie kierunkowe, ale czy waszym zdaniem lata edukacji w szkole podstawowej i gimnazjum nie powinny bazować raczej na rozwoju osobowości, a nie emocjonalnym szantażu? System oceniania nie jest bowiem pewną formą szantażu, wprawiania dzieci w kompleksy, które swój czas mogłyby przecież poświęcić na czynności znacznie pożyteczniejsze niż nauka. Dzieciństwo winno się moim zdaniem spędzać w domu, bez kontaktu z usystematyzowaną nauką i odrabianiem prac domowych, a czas ten winno się spożytkować na dziecięcą radość i wolność, która jak nic innego rozwija wyobraźnię.Na koniec pozostawiłem sobie sprawę braku kultury i sztuki w polskiej edukacji. Pomijam już fakt, że na zajęciach WOK robimy laurki i malujemy motylki, zamiast zająć się prawdziwą, szeroko rozumianą kulturą. Boli mnie jednak bardzo kwestia całkowitego okrojenia życia młodych ludzi ze sztuki. Pablo Picasso powiedział kiedyś, że „sztuka czyści duszę z codziennej warstwy kurzu” i miał absolutną rację. Wszyscy jesteśmy już tak pokryci kurzem spraw doczesnych, spraw przemijalnych, że zapominamy o pięknie i radości wynikającej ze sztuki. Jesteśmy jej pozbawieni. W tym miejscu nasuwa mi się problem ze szkolnymi lekturami (jakby nie było, jedynym oknem na świat sztuki w edukacji). Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Reymont, Orzeszkowa, Żeromski, Wyspiański – oni wszyscy mają nas, młodych ludzi, rozwijać kulturowo. Czym? „Dziadami”? „Potopem”? „Nad Niemnem”? W wykazie lektur dla szkół średnich ponadgimnazjalnych na poziomie podstawowym znalazłem wyłącznie kilka pozycji godnych uwagi, m. in. „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego, „Dżuma” Alberta Camusa i... I tyle. A przecież jest tyle książek, które rozbudzają wszelkie namiętności, pełne uczuć i mądrości, skierowanych do młodego czytelnika. Ale nie – trzeba rozbudzać w Polakach ich polskość, dlatego lepiej zasypać ich nudnymi, ale polskimi książkami! Osobiście mogę dodać jedynie tyle, że sztuka jest uniwersalnym językiem, a wszystkie te działania mają na celu ukrycie przed nami piękna.
Podsumowując: jesteśmy z premedytacją pozbawiani kreatywności, wyobraźni, wolności oraz własnego światopoglądu poprzez kreowanie w nas jednokierunkowego myślenia, które sprawia, że przystosowujemy się do schematu, w którym nie musimy myśleć ani dyskutować, gdzie kolorowe dzieciństwo zastępuje nam emocjonalny szantaż bombardowany przez absolutny brak piękna i sztuki.
A może się mylę i tak naprawdę wszystko jest w porządku?
Grafika:
Komentarze [3]
2014-04-19 02:20
Brawo! :)
2014-04-16 09:10
Wydaję mi się, że powierzchownie potraktowałeś temat. Powtarzasz wytarte odczucia nie proponując merytorycznych alternatyw. Mógłbyś przyjrzeć się tematowi wnikliwiej i nie pozostawiać go na poziomie luźnej refleksji. Niech będzie to pretekst do zgłębienia przykładów ukrytego programu czy przemocy symbolicznej. Niebezpieczeństwo interpretacji wg klucza jest współmierne z metodą dekonstrukcji, masowa edukacja nie jest w stanie tego obejść. Wiele zależy od nauczyciela, wiele zależy od egzaminatora. Raczkująca w Polsce edukacja alternatywna(np. demokratyczna) również zadaje sobie pytania takie jak Ty, niemniej przełom nie nastąpi z dnia na dzień.
Jeśli chodzi o filozofię i logikę to kompletnie się z Tobą zgadzam. Martwi mnie jednak bardziej to, że brak takich podstaw przekłada się na poziom uniwersytecki… który bądź co bądź najwyższy poziom miał w Średniowieczu.
Natomiast upraszczanie i zawężenie pojęcia kultury do sztuki wyłącznie, jest usprawiedliwiane chyba tylko potocznym myśleniem.
W Twoich przemyśleniach pojawia się problem z kanonem, który konstytuuje program polskiej edukacji. Jestem zdania, że przekrojowe poznanie literatury może wnieść wiele do Twojego myślenia, choćby krytycznego:) Chyba,że system doszczętnie wyparł z Ciebie odwagę krytycznego opiniowania..? Jak wnioskuję po tekście- nie, więc wykorzystaj to w odbiorze. Do konstruktywnej krytyki jak i interpretacji potrzebna jest znajomość tropów i wskazówek “klucza”, musisz znać to czemu się sprzeciwiasz.
Pozdrawiam:)
2014-04-14 21:31
Zgadzam się w 100%. Bardzo ładnie to ująłeś. Masz 6 :)
- 1