Nawet, jeśli Boga nie ma
Który to już raz idę donikąd? Wychodzę na powietrze, by odnaleźć wolność i zdjąć z siebie kaftan codziennych obowiązków, ale nigdy nie udaje mi się tego dokonać. Idę po prostu przed siebie, nie wiedząc, kiedy przyjdzie mi wrócić do negatywnie zniekształconej rzeczywistości. Próbuję skupić swoje myśli nad pytaniami, na które nikt nie znalazł odpowiedzi. Może to ja będę tym pierwszym? Nie, to chyba niemożliwe. Za każdym razem jest tak samo.
Przywołuję ważną kwestię dotykającą ludzkość od wieków, ale od razu nieświadomie zwracam się ku nieznośnym problemom codzienności. "Co on o mnie wtedy pomyślał?", "Co muszę dzisiaj kupić?" itd. To potrafi doprowadzić do szaleństwa! Chciałbym móc wziąć się w garść, zdobyć się na tworzenie wyrafinowanych idei... zdobywać szturmem świat... oświecać, przyciągać i nawracać ludzi... pokazywać innym jak żyć, jak być spełnionym, jak umierając powiedzieć, że wyssało się soki życia, że nie straciło się ani jednej chwili, że dopisało się strofę do historii świata... lub choćby jeden wers!... ale sam nie wiedziałem, jak to się robi...
***
Snułem się w nieznanym mi kierunku, mijając różnych ludzi. Spotykałem ich codziennie, ale większości nie znałem z nazwiska. Często zastanawiałem się, czy rozumieją czym jest życie. Czy ktoś z nich potrafiłby udzielić odpowiedzi na moje pytania?
Stopniowo zwolniłem kroku, by wreszcie zatrzymać się i spojrzeć na niebo. Nie potrafię dokładnie opisać tego, co zobaczyłem. Idealnie błękitna pustynia, nieprzemierzony ocean, głębia wszechświata. Każdego dnia odchylam głowę do tyłu i spoglądam na niebo. Ten widok nigdy mnie nie nudzi; zawsze wzbudza u mnie te same emocje. Niebo bez chmur (właśnie takie najbardziej lubię) jest czyste i doskonałe; nie ma początku ani końca. Jest niesamowite.
"Może w nim jest odpowiedź" - pomyślałem. Spuściłem wzrok i powoli wychodząc z tego hipnotycznego stanu ruszyłem w kierunku kościoła, w którym zostałem ochrzczony. Byłem bardzo blisko niego, więc po niecałej chwili stanąłem przed skromną budowlą z niewielkim wejściem. Zanim do niej wstąpiłem próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tutaj byłem.
Wszedłem do środka. Powietrze spowite było zimnym zapachem stęchlizny, typowym dla takich przestrzeni jak ta. Wydawało się, że kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią unosi się lekka mgiełka, uwydatniająca się szczególnie w świetle delikatnie przelewającym się przez otwory okienne. Wnętrze świątyni było ubogie w zdobienia, a w oczy rzucały się jedynie drewniane wykończenia oraz chłód białych, gipsowych ścian.
Podszedłem do jednej z ławek i przyklęknąłem. Nie pamiętałem już żadnej z modlitw, ale poczułem chęć rozmowy. Spojrzałem na wprost, by przyjrzeć się obrazowi Maryi, ale mój wzrok wychwycił nowy szczegół. W pierwszej ławce nieruchomo siedział ktoś w szarej chuście na głowie. Bez zastanowienia wstałem i przemierzyłem kilka metrów wzdłuż rzędu ławek. Opustoszały kościół zadbał o odgłosy przyprawiające o przyspieszone bicie serca. Każdy mój krok wywoływał donośne echo. Kobieta w pierwszej ławce przez nawet nie drgnęła. Nie drgnęła nawet wtedy, gdy usiadłem obok niej. Miała splecione palce u dłoni i modliła się. Była w podeszłym wieku, co podkreślał wygląd jej twarzy - wszędobylskie zmarszczki oraz duże niebieskie oczy, które z pewnością wiele już widziały. Były ciepłe i głębokie, a kobieta wydawała się pogodna i całkiem naga. Oczywiście miała na sobie pełną garderobą (długą brązową spódnicę oraz czarny, mocno wypłowiały fartuch), ale wyglądała na niezwykle doświadczoną, mądrą, a przede wszystkim gotową na śmierć. Nie otrzymałem od niej nawet jednego spojrzenia, ale wiedziałem, że jest pełna miłości i dobroci. W tamtej chwili marzyłem, by zauważyła moją obecność i odezwała się, bo ja nie śmiałem wyrywać jej ze skupienia. Gapiłem się na nią bezczelnie z wielkim zainteresowaniem, nie zdając sobie sprawy, że to, co robię, jest dziwne. Emanowała czymś magicznym.
- Czego szukasz? - zapytała po jakimś czasie, odwracając głowę i spoglądając mi w oczy. Jej bielejące od strony źrenic tęczówki utwierdziły mnie, że chodzi o poszukiwania życiowe.
- A pani? - odpowiedziałem niespodziewanym nawet dla mnie pytaniem.
- Ja odnalazłam już w życiu wszystko. W momencie, gdy po raz pierwszy szczerze się zakochujesz znikają wszelkie pytania.
- Nie wierzę w miłość... coś takiego nie istnieje. Jesteśmy stworzeni do bliskości i kierowani egoizmem poszukujemy ciepła drugiej osoby. Wszystko to przywiązanie, bo inaczej miłość mógłbym mieć z inną osobą każdego dnia. To w nauce trzeba szukać odpowiedzi.
- Ty jesteś za młody, by to zrozumieć. Ty po prostu nie potrafisz się otworzyć. Czym zajmujesz się w życiu?
- Studiuję nanotechnologię.
- Przepraszam, jeśli się mylę, a nie znam cię i nietaktem może być to, że cię oceniam, ale wydaje mi się, że gdzieś po drodze zapomniałeś o co w życiu tak naprawdę chodzi. Postęp technologiczny, medyczny i ogólnie naukowy jest niezwykle ważny. Dzięki osiągnięciom naukowców i rozwojowi ludzie żyją dłużej, a kolejne wynalazki usprawniają codzienność. Na tym jednak nie koniec. To miłość jest naszym przeznaczeniem. To wiara w Boga jest największym darem. To piękno i humanizm są sensem bytu.
W normalnych okolicznościach zacząłbym pewnie kląć i wyzywać mojego rozmówcę za wygadywanie takich bredni. Tym razem nie potrafiłem jednak oprzeć się dalszemu prowadzeniu konwersacji ze starszą kobietą.
- Pani myśli pewnie o mnie, że jestem pustym i zatraconym ślepcem, ale tak nie jest! Zawsze starałem się odnaleźć sens życia, ale nie ma uniwersalnych prawd. A i Boga przecież nie ma. Jeśli istnieje i jest taki wspaniały, to dlaczego pozwolił moim rodzicom odejść i zostawił mnie na świecie samego? Myślę, że nie ma pani racji - wypowiadałem się z szacunkiem I zaskakującym mnie samego spokojem.
- Nie mogłeś zadać trudniejszego pytania. Jeżeli do tej pory nie udało się wyjaśnić wielu zjawisk przyrodzoności, to jakże mielibyśmy wytłumaczyć nadprzyrodzoność? Śmierć twoich rodziców musiała być dla ciebie bolesną chwilą, ale jestem przekonana, że jedyne czego by teraz chcieli, to żebyś się o nich nie martwił, bo darzyli cię miłością. Ty dałeś pogrzebać swoją duszę wraz z nimi. Masz jednak w sobie jeszcze wiarę i nadzieję. Człowiek, to dziwna istota. Mówi jedno, a robi drugie. Jeśli twierdzisz, że Boga nie ma, to dlaczego tutaj przyszedłeś?
Nie potrafiłem odpowiedzieć, więc spuściłem nieśmiało wzrok. Kobieta kontynuowała.
- Roberta poznałam 49 lat temu. Oświadczył mi się po miesiącu znajomości, a ja nie mając żadnych wątpliwości tę jego miłość przyjęłam. Obiecał mi, że nigdy się nie zestarzejemy. Mieliśmy problemy, ale nigdy nie narzekałam, bo nie ma życia niedoświadczonego przez cierpienie. Lata mijały, a między nami wciąż była iskra; nie sprawiało nam problemu przeleżenie całego dnia pod drzewem w lesie, gdyż się kochaliśmy. 12 lat temu Robert miał wypadek. Na jego twarzy były zmarszczki, nie potrafił już tak pływać i biegać jak kiedyś, ale pielęgnowaliśmy nasze dusze i serca. Umarł jako młodzieniec, był mniej więcej w twoim wieku - od kiedy zaczęła opowiadać o swoim mężu na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Oczy uniosła do góry, tak, jakby nad głową widoczny był mężczyzna jej życia
- Nie tęskni pani za nim?
- Tęsknie za nim bardzo, ale wiem, że spotkamy się w niebie - cały czas mówiła z uśmiechem i spokojem.
- Nie rozumiem. Powinna pani nienawidzić B... powinna pani cierpieć, że pani męża nie ma już przy Pani!
- On cały czas jest ze mną, szczególnie mocno czuję jego obecność, gdy przyjdę tutaj. Rozmawiałam z nim, kiedy podszedłeś.
- Ale to wcale nie znaczy, że Bóg istnieje! Może jest jakieś miejsce dla zmarłych, gdzie po śmierci wszyscy zamieszkują, ale to żaden dowód!
- Nawet, jeśli Boga nie ma - tutaj zrobiła odstęp i spoglądając na obraz Maryi z dzieciątkiem Jezus pokręciła głową, zrobiła znak krzyża i powiedziała cicho "Wybacz Panie" - to czyż jego prawa nie są dobre i uniwersalne? Kiedy grzeszę, to czuję w sercu ból i pustkę. Nie tyle wobec Pana, co wobec siebie i własnego sumienia. Dla mnie ewangelia to prawda i droga. Ty doświadczyłeś własnej bezsilności więc dojrzałeś do przyjęcia Boga. Z nim życie przestaje być bezsensowne i całkowicie absurdalne. Odważ się otworzyć mu drzwi!
Była taka mądra...
Po chwili zwróciliśmy nasze twarze w kierunku ołtarza. Jej twarz przyozdabiał delikatny i przyjemny uśmiech, a moją twarz zajmował wyraz zmieszania i niedowierzania. Taka prosta kobieta potrafiła wytłumaczyć mi, co jest w życiu ważne! W tamtej chwili przypomniały mi się słowa jakiegoś flamandzkiego poety: "Żyłem długo i szczęśliwie, niewiele potrzebowałem, niczego nie żądałem, a wiele dostałem.", które, jak mi się zdawało, dokładnie opisywały jej życie. Zawsze sądziłem, że takie zdanie może wypowiedzieć tylko ktoś ubogi i niewykształcony. Rzeczywiście tak chyba jest. Człowiek zabiegany, głodny sukcesu i pieniędzy nie potrafi się chyba cieszyć. Ciężkie skrzydła niespełnionych żądz nigdy nie pozwolą wzbić się ku słońcu.
Nagle w całym kościele dały się słyszeć kroki. To był kapłan, który właśnie wchodził do konfesjonału. Starsza kobieta spojrzała na mnie i kiwnęła głową, czym dodała mi otuchy. Wziąłem głęboki oddech, skinąłem do niej i ruszyłem w stronę spowiednika. Byłem nagi; gotowy na przyjęcie miłości i Boga.
Grafika:
Komentarze [7]
2014-10-28 18:40
Oj, xxx, zawsze tak można powiedzieć, że ktoś mało wie o chrześcijaństwie. Zawsze można powiedzieć, że źle interpretuje słowa Pisma itp. A skąd wiesz, że akurat Ty wystarczająco dużo wiesz o chrześcijaństwie?
Przez stulecia obowiązywał system feudalny praktykujący realne niewolnictwo, a oparty przede wszystkim na 1 Liście do Koryntian.
Wojny religijne i szlachtowanie innowierców i heretyków też opierały się na jednej przypowieści z Ewangelii wg Łukasza. I przważnie były błogosławione przez papieży. Sugerujesz, że papieże wysyłając zastępy rycerzy na szlachtowanie Saracenów, nie wiedzieli wystarczająco dużo o chrześcijaństwie?
Teologicznie można udowodnić największą brednię, a im większa brednia, tym piękniejszy i bardziej skomplikowany dowód teologiczny.
Miłość i moralność dają rodzajowi ludzkiemu dużą korzyść z punktu widzenia działania doboru naturalnego. I dlatego są one uniwersalne. Nie dlatego że pochodzą od jakiegoś boga.
2014-10-26 14:37
Ktoś mało wie o chrześcijaństwie
2014-10-23 22:29
Wymienię tylko jeden błąd; odnośnie kontynuacji tytułu w tekście:
“Nawet jeśli Boga nie ma, to jego prawdy są dobre i uniwersalne”. Pan Centkiewicz nie był w stanie wytłumaczyć eskimosom na Grenlandii, co oznacza słowo “kraść”. Podobnie buszmeni nie znają pojęcia własności. Myślę więc, że co najmniej jedno z tych bożych praw, zwane siódmym przykazaniem, nie jest uniwersalne.
Osobiście znam dwie wartości ogólnoludzkie, tj. wolność i godność (mało eksponowane w chrześcijaństwie). Z nimi warto żyć, za nie warto ginąć, chociaż niekoniecznie zabijać. Tuż za nimi plasuje się szeroko pojęta ludzka miłość. Cała reszta to kwestia kultury mniej lub bardziej lokalnej.
2014-10-23 22:18
Hyhy, fajnie komentujecie :-)
Cóż, moim zdaniem opowiadanie to stek głębot i stereotypów na temat ateistów.
Mój poprzedni komentarz jest niespójny jak osobowość głównego bohatera opowiadania i o to mi przede wszystkim chodziło.
A bohater opowiadania jest zwykłym głupkiem, jakich dużo chodzi po ziemi; jedni przekonani że wiedzą już wszystko co trzeba, bo nie wierzą w żadnego boga. Inni są przekonani, że wiedzą wszystko co trzeba, bo wierzą w jakiegoś boga. A to przekonanie czyni każdego głupka głupkiem.
Mam się wziąć za wymienianie błędów rzeczowych w opowiadaniu?
2014-10-23 20:45
Bo świat stanął na głowie. Niby walczy się w imię super hiper wartości,promuje nowy rodzaj jakiegoś oświeconego człowieka. A pomimo to i tak społeczeństwo coraz bardziej chamieje, skracając swoje pole widzenia do JA (I tylko ja ! Arrghh jestem ludożercą !) a także do ukochanej łychy i michy. Teraz najlepiej krzyczeć: “Chleba i igrzysk !”, bo w żarciu i rozrabianiu to człek niewiele się różni od małpy.
“ Lecz jestem człowiek, i tam, na Ziemi me ciało” Ahh co ja cytuję. Wielka improwizacja < Cytaty Kim Kardashian.
2014-10-23 20:15
“Jeżeli do tej pory nie udało się wyjaśnić wielu zjawisk przyrodzoności, to jakże mielibyśmy wytłumaczyć nadprzyrodzoność?” to zdanie mnie powala. Jeśli jest Twoim własnym…gratuluję celności. Tekst może niespecjalnie wyrafinowany, ale wzruszający czystością tematyki. No i odwaga pisania o rzeczach niepopularnych.
Zadziwia mnie jedno, że w świecie, w którym tak chętnie mówi się o tolerancji(bleee)...jest tyle nietolerancji. A może to luksus zarezerwowany dla określonych środowisk, bo inne trzeba tępić....jak prawdy uniwersalne.
2014-10-23 16:43
Piękne! Prawie uwierzyłem że Bóg ma coś wspólnego z miłością, Islam to religia pokoju, a Osama Bin Laden to ten gruby pan w czerwonym stroju co przynosi prezenty na święto Hanuki.
Proponuję wysłać ten tekst do gazetki “Miłujcie się!”. Będzie się świetnie czytało między zdjęciami abortowanych płodów.
- 1