Niezbadane są wyroki boskie
- Dlaczego to zjadłeś? Kto ci pozwolił to ruszać?
- Mamo - zacząłem niepewnie - są przecież mikołajki...
- Mikołajki, nie mikołajki, a pieniędzy brakuje jak zwykle! Z bratem się chociaż podzieliłeś?!
Z bratem, ale którym. Miałem ich dwóch i siostry też dwie. Matka całymi dniami harowała jak wół, żeby było co do garnka włożyć, a ojciec i tak wszystko przepijał. W domu bywał rzadko. Zjawiał się wtedy, kiedy matka przynosiła wypłatę. Zabierał prawie wszystko, a z tego, co zostało, z trudem dało się wyżyć. Matka zazwyczaj nie protestowała. Stała w kącie z wypiekami na twarzy i ukradkiem ocierała łzy. Czasami, gdy się odezwała, ojciec kazał jej się zamknąć, a i pięści też nie oszczędzał. Do dziś pamiętam, że jako kilkuletni chłopiec wstydziłem się rozebrać przed zajęciami wychowania fizycznego, żeby mnie koledzy nie wyśmiali.
Wychowałem się w dużym mieście, w starej, ledwo stojącej kamienicy. Pod balkonami trzeba było szybko przebiegać, żeby tynk nie spadł człowiekowi na głowę. Jedynym miejscem zabaw był pobliski trzepak. Jedynym dozwolonym i legalnym. My łaziliśmy po piwnicach, rzucaliśmy kamieniami w psy, straszyliśmy stare babcie, które mrucząc pod nosem coś o wychowaniu pośpiesznie przechodziły na drugą stronę ulicy. W tamtym okresie miałem dwóch najlepszych kumpli: Listonosza i Grubego.
Listonosz nazywał się naprawdę Karol Nowicki. Kiedyś przez przypadek usłyszeliśmy, jak sąsiadki gadały, że matka Karola sypiała z listonoszem, a później urodził się on. I tak na niego zaczęliśmy wołać - Listonosz. Z nim można było konie kraść. Nieraz dostał w domu niezły łomot (na przykład wtedy, kiedy moja matka przyłapała nas na paleniu), a on nic nie wygadał. Ani tego czyj to był pomysł z tymi fajkami, ani skąd je wzięliśmy.
Mieliśmy po dziewięć lat. Siedzieliśmy na trzepaku i gadaliśmy, jak fajnie byłoby być piłkarzem albo policjantem. I wtedy na podwórko wjechała taksówka. Wysiadła z niej kobieta, bardzo ładna kobieta i jakiś chłopak. Chłopak może nie tyle wysiadł, co się wygramolił. Był jakiś mały, gruby i zasapany. Cała kamienica aż huczała od plotek. Okazało się, że ojciec Grubego był księgowym i poszedł siedzieć za jakieś przekręty, a matkę z dzieckiem wyeksmitowali do naszej kamienicy. Gruby od razu chciał się z nami zadawać. Najpierw to go olaliśmy. Gruby nie dawał jednak za wygraną tylko siadał na schodach i ryczał. No to się nim w końcu zajęliśmy. Ale nie tak zupełnie za darmo. Musiał dawać nam się pobawić swoimi zabawkami i kupować nam słodycze. Za to mógł wszędzie z nami łazić. O ile nadążał, bo z tym bywało różnie. Biegaliśmy - on zostawał w tyle. Bawiliśmy się w chowanego - on praktycznie nie mieścił się w żadnej kryjówce. I tak płynęło nasze dziecięce życie.
Kiedy mieliśmy jedenaście lat przyjechali robotnicy i zabrali trzepak. My, w ramach protestu, ukradliśmy jakiejś babie torebkę. I wtedy postanowiliśmy, że policjantami to raczej nie będziemy, bo z nimi to tylko same kłopoty. Zgarnęli nas jakąś godzinę później i odstawili do domów. Jakie dostaliśmy wtedy lanie, to szkoda gadać.
Dwa tygodnie później skończyło się moje dzieciństwo. Najpierw matkę Listonosza wyrzucili z roboty, a kilka dni później przyszli jacyś ludzie i zabrali go do domu dziecka. Tego nigdy nie zapomnę. Prowadzili go, trzymając pod ręce, a on wyrywał się im i płakał. Krzyczał, że chce do mamy, że nie chce do bidula. Po chwili trzasnęły jednak drzwi samochodu i więcej go już nie widziałem. Nie chciało mi się potem żyć. Straciłem najlepszego przyjaciela. Wprawdzie nadal przychodził do mnie codziennie Gruby i wyciągał mnie na dwór, ale ja nie widziałem już sensu w kopaniu piłki i naśmiewaniu się z dziewczyn.
Wtedy zjawił się ojciec. Jak zwykle chciał pieniędzy. Matka mu nie dała, więc zaczął ją lać. Wtedy ona wybiegła z domu i już nie wróciła. Zostałem sam z ojcem alkoholikiem i czwórką rodzeństwa. Moje kontakty z policją zrobiły się teraz częstsze. Najpierw zgarniali mnie za picie alkoholu i zakłócanie ciszy nocnej, a potem także za drobne kradzieże i pobicia. Zadawałem się z nieciekawymi ludźmi. W dniu moich 16 urodzin trochę wypiliśmy i robiliśmy potem jakieś głupie rzeczy. Niewiele pamiętam, ale prokuratur postawił mi zarzut ciężkiego pobicia. Trafiłem do zakładu poprawczego. Ten, który myślał, że ja się tam poprawię, nieźle się przejechał. Siedziałem w tym poprawczaku pięć lat. Po wyjściu na wolność wyjechałem do stolicy. Pewnego dnia, kiedy szedłem zamyślony ulicą, ktoś mnie zaczepił, rzucając zdawkowe "Cześć!". To był Gruby.
***
Teraz z Grubym wynajmujemy małe mieszkanko. Jesteśmy razem bardzo szczęśliwi. Kochamy się. A latem planujemy wyjechać do Holandii i tam zalegalizować nasz związek.
Komentarze [7]
2010-01-06 07:24
Ja bym jednak poczekała na część dalszą :) Zapowiada się fajnie. A widać, jakie tematy teraz rządzą xDD Bardzo mi się podobało.
2009-12-31 13:33
Nie mogłem się oprzeć :-)
Za życzenia dziękuję w imieniu populacji :-D, wyłączając oczywiście WłOSa, gdyż nie czuję się uprawnion dziękować za życzenia dedykowane innej osobie.
2009-12-31 12:04
Moczo jednak powrócił :D
PS: Szczęśliwego Nowego Roku! Poza tym: Moczowi, żeby jednak komentował, a WłOSowi żeby wyzbył się swoich uprzedzeń, bo żyć bez nich przyjemniej :)
2009-12-31 12:00
Językowo poprawnie, ale zakończenie; ni przypiął, ni przyłatał. Beznadzieja.
2009-12-30 16:40
Na część dalszą się nie zanosi.
A co do zakończenia, to miało być zupełnie inne, ale było by za bardzo oczywiste, więc zmieniłam.
2009-12-29 22:50
Tragiczna historia z okropnym zakończeniem. Szkoda tylko, że nie jest do dzisiaj rozwiązany w Polsce problem ubogich, często wielodzietnych rodzin i bitych matek. Tekst bardzo dobry. Jak zawsze :)
2009-12-29 20:10
Dlaczego do Holandii? Szwecja jest bliżej. A jak dla kogoś za zimna, to może być Hiszpania.
A całkiem serio to będzie dalsza część? Bo narazie bardzo tajemniczo. A opis rodziny, cóż... wciąż niestety dość często występujący.
- 1