Niezwykła umiejętność
Rozwój osobisty, to - wbrew pozorom - moje główne pole zainteresowań. Mnóstwo czasu spędzam na czytaniu książek lub robieniu nietypowych rzeczy, poszukując odpowiedzi na pytania o sens życia czy sposoby odnoszenia sukcesu. Jak znaleźć więcej czasu w ciągu dnia? Jak szybciej i efektywniej się uczyć? Jak panować nad swoimi emocjami? Jak odnaleźć w sobie motywację do działania? Przebyłem już długą drogę w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze z pytań - jak żyć? Do jakich wniosków doszedłem?
W osiąganiu sukcesów pomaga nam w zasadzie jedna niezwykła umiejętność. Korzystając z niej, wyostrzają się nam wszystkie zmysły, zwiększa się nasz refleks, poczucie równowagi, koncentracja, a nawet osobisty poziom odczuwania szczęścia. Dzięki niej łatwiej jest nam również pozostać w pełni sobą i podejmować świadomie właściwe decyzje, które szybciej zbliżają nas do osobistych celów. Co to takiego? I tutaj was rozczaruję. O umiejętności tej słyszeliście zapewne nie raz, a to w tekstach piosenek, a to czytając wypowiedzi znanych filozofów, albo po prostu słuchając znajomych (chociaż jest to możliwe, że nie wszyscy ci piosenkarze, filozofowie czy znajomi mieli na myśli to samo co ja). Tą umiejętnością jest zdolność bycia w pełni tu i teraz. Poważnie.
Zastanówcie się: Ile czasu w ciągu dnia spędzacie w pełni świadomie? W pełni świadomie tzn. nie wtedy, gdy w waszej głowie kiełkuje tylko jedna, mała, pojedyncza myśl, a wtedy, gdy bez względu na sytuację zewnętrzną odczuwacie rzeczywistość w stu procentach. Naukowcy, którzy od lat 70-tych badali to zjawisko, doszli do wniosku, że większość życia spędzamy w naszej głowie. Zastanawiamy się, co mogliśmy zrobić lepiej, co zrobimy w najbliższej przyszłości, jacy rzeczywiście jesteśmy, czy robimy to, co rzeczywiście chcemy robić i czy istnieje życie we wszechświecie (chociaż o tym akurat, to chyba nie wszyscy myślą). Po całym dniu analizowania zadajemy sobie pytanie: Dlaczego ten czas tak szybko nam leci? Odpowiedź jest prosta. Czas nam umyka, bo 4/5 dnia spędzamy we własnej głowie.
Moje pierwsze praktyki obecności polegały na wyłączeniu myśli podczas na pozór zwykłych czynności, takich jak spacer, czy trening lekkoatletyczny. Koncentrowałem się wtedy w pełni na odczuciach pochodzących ze wszystkich pięciu zmysłów (wzrok, słuch, węch, dotyk oraz zależnie od sytuacji smak). Z czasem ilość tych praktyk, jak i ich długość, zwiększała się i zacząłem osiągać coraz ciekawsze rezultaty.
Idealny stan „tu i teraz” (nazywany również w niektórych środowiskach „przebudzeniem”, choć nie ma ścisłego związku z buddyzmem, bo pojawia się we wszystkich religiach, nie mając z nimi równocześnie mocnego powiązania) polega na zdaniu sobie sprawy, że to, co myślę, nie jest częścią mnie samego. W głowie mogą się nam pojawiać przeróżne, dziwne myśli. „Jestem leniwy, jestem …., jestem …., (wolne miejsca wypełnić)”. A tak naprawdę chodzi o to, że po prostu jesteśmy i nic więcej. Wszystko, co jest mówione w głowie, jest po prostu nierzeczywiste (nawet wtedy, gdy taka myślowa analiza z waszego punktu widzenia wydaje się dobrze oddawać rzeczywistość). Kiedy zdacie sobie z tego sprawę, to zaczniecie coraz więcej czasu spędzać świadomie i tym samym nie raz nie dwa zadziwicie się tym, co dostrzeżecie, a czego wcześniej nie potrafiliście dostrzec. Nie mówię, że analiza jest złem. Analiza przydaje się i jest potrzebna. Wyobraźnia również, bo to ona właśnie kształtuje naszą rzeczywistość i ma na nią naprawdę ogromny wpływ. Chodzi jednak o to, aby analizę i wyobraźnie stosować jako narzędzie, a nie jako część naszej własnej istoty. W innym przypadku poddajemy się ich kontroli i nie odczuwamy naszej osoby w pełnym wymiarze. Ma to także wpływ na podejmowanie decyzji. Analizując tysiące możliwości, nigdy nie znajdziemy tej właściwej. Będąc „tu i teraz” instynktownie przychodzi nam natomiast do głowy tylko jedna możliwość. Proces ten wynika z faktu wyłączenia analitycznej części naszego świadomego umysłu, co pozwala w pełni wykorzystać naszą podświadomość, czyli 95% niewykorzystywanej przez nas części mózgu, która automatycznie (na podstawie zasobów informacji zbieranych przez całe życie) wybiera możliwość najlepszą do zrealizowania. Instynkt, to w rzeczywistości pomysły podrzucane przez podświadomość, więc warto mieć na uwadze sugestie podrzucane „instynktownie”. Będą one tym mocniejsze (a za tym nasze decyzje tym właściwsze), im więcej czasu będziemy spędzać świadomie.
Na początku moich rozważań wymieniłem sporą listę zalet związanych ze stanem obecności w pełni. O ile wszystkie „fizyczne” efekty, takie jak zwiększony refleks, czy wyostrzone zmysły wydają się być sensowne, to pojęcie „zwiększony poziom odczuwania szczęścia” może już wywoływać wątpliwości. A zatem wyjaśniam. Chodzi o to, że większa część nas lokuje szczęście na zewnątrz. Twierdzimy, że teraz nie możemy być szczęśliwi i musi dopiero zadziałać bodziec zewnętrzny, który to szczęście w nas wywoła. Może to być jakiś wielki sukces sportowy, założenie rodziny, stworzenie biznesu, który będzie realizował naszą pasję i przy tym dawał dochody. Niektórzy twierdzą także, że kiedyś byli szczęśliwi, ale teraz już nie są. Mamy tutaj dwa „miejsca czasowe”: przeszłość i przyszłość. Przeszłość – wytwór pamięci (subiektywnej w przypadku każdej osoby) - jest istotą nierzeczywistą. Oczywiście wydarzenia, które pamiętamy, kiedyś były rzeczywistością, ale minęły, więc nie ma sensu porównywać ich z chwilą obecną. Można wyciągać wnioski, uczyć się na ich podstawie, pamiętać o nich (nawet trzeba), bo były piękne, ale nie warto ich porównywać z teraźniejszością. Kolejna istota nierzeczywista to przyszłość – wytwór wyobraźni (częściowo związany z analizą). To zbiór naszych emocji negatywnych bądź pozytywnych, na podstawie których tworzymy tak jakby „przyszłą chwilę obecną”. Nawet jeśli optymistyczną, to wciąż nierzeczywistą i dlatego nią również nie warto się zajmować.
Jaki wniosek z tego wynika? Lokujemy szczęście w istotach, które nie istnieją (w przyszłości i przeszłości). Oczywiście rzeczy takie jak własny biznes, osiągnięcia sportowe, czy własna rodzina, to rzeczy piękne, do których naprawdę warto dążyć, ale kiedy je wreszcie osiągniemy, to chociaż odczujemy zapewne jakąś przyjemność, to wciąż będziemy czuli jakiś niedosyt, bo nasze prawdziwe szczęście wciąż będzie leżało gdzieś w nierealnym, daleko od chwili obecnej położonym świecie. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest obranie sobie za cel osiągnięcia rzeczy realnych i cieszenie się drogą, która nas ku nim prowadzi. Wtedy ulokujemy nasze szczęście na drodze (czyli w chwili obecnej, w rzeczywistości) i w chwili zakończenia naszej drogi będziemy w pełni odczuwali te emocje. W końcu całe życie jest drogą. Nie ma żadnych konkretnych punktów. Całe życie gdzieś idziemy i osobiście nie widzę nigdzie znaku „stop”. Nie warto więc przełożyć to na nasze dążenie do sukcesu?
Tym pytaniem chciałbym swoje rozważania zakończyć. Prezentuje je z nadzieją, że nie pomieszam nikomu zbytnio w głowie. Moje wywody nie są nauce aż takie obce i podziela je masa ludzi na świecie. Ja chciałem Wam tylko pokazać, że nie ma chwil zwykłych, i że nie warto zastanawiać się, nad tym co będzie, lecz patrzeć na to, co jest. W końcu tak wiele można zrobić teraz. Mam nadzieję, że w pełni udało mi się to ukazać.
Grafika:
Komentarze [1]
2012-04-22 14:03
Podoba mi się twoje spojrzenie na świat i jak najbardziej je podzielam. :D Jednak przyznaje że w obliczu wielu artykułów oraz tekstów które pojawiają się na blogach czy też różnego rodzaju ksiąki niewątpliwie budzą we mnie ciekawość,aczkolwiek niepotrafie jeszcze dokońca się wtym odnaleźć,narazie jestem raczej na etapie pogłębiania wiedzy,także zdecydowanie podoba mi się temat twojej pracy i czekam na więcej… (:
- 1