Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Niezwykłe wakacje – cz. 2   

Dodano 2009-05-08, w dziale opowiadania - archiwum

Poszukiwania postanowiłem rozpocząć od domu, w którym kiedyś mieszkała. Pamiętałem tylko, że była to piętrowa kamienica z czerwonej cegły. Taki przedwojenny budynek. Mieszkała chyba gdzieś na parterze, bodajże po prawej stronie. Niestety, nie byłem pewien, jaki numer miała ta kamienica - dwa, dwanaście, a może dwadzieścia? Na pewno występowała w nim jednak dwójka.

Ale jaka to była ulica? Zaraz, zaraz, mama wspominała ją kiedyś w naszej rozmowie. Miała taką wdzięczną nazwę. Spojrzałem jeszcze raz na plan miasta. Tak, to chyba była ulica Ogrodowa. To jakieś dwieście metrów stąd. Ruszyłem przed siebie. Biegłem najszybciej, jak tylko mogłem, choć nogi nie chciały mi być tak posłuszne jak zwykle. Nie zastanawiałem się jednak nad tym i biegłem dalej. To, co zobaczyłem, gdy dotarłem pod wspomniany adres, nie przypominało już bynajmniej przedwojennej kamienicy z czerwonej cegły. Stanąłem bowiem przed odnowioną kamienicą z ogromnym szyldem nad drzwiami wejściowymi, który głosił wszem i wobec, że tu można wynająć apartamenty i pokoje gościnne. Byłem zawiedziony. Postanowiłem jednak wejść do środka i zapytać kogoś o moją mamę.

- Tak, znałam Annę, ale ona już tu nie mieszka. Wyprowadziła się jakiś czas temu. Teraz pracuje ponoć w Grand Hotelu, lecz jej obecnego adresu niestety nie znam – odparła uprzejmie zagadnięta przeze mnie kobieta. Moje wytrzeszczone ze zdumienia oczy musiały zrobić na niej wrażenie, bo dodała po chwili - Wie pan, gdzie to jest? Powiedziałem tylko - Tak, dziękuję… i wybiegłem szybko na zewnątrz.

Powoli docierało do mnie, że moja matka pracuje w hotelu, w którym się zatrzymałem! Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Niby chciałem ją zobaczyć, porozmawiać, ale z drugiej strony zacząłem coraz mocniej obawiać się tego spotkania. Właściwie, to na co liczyłem? Co chciałem usłyszeć? „Przepraszam synku, musiałam cię wtedy opuścić”. To przecież bez sensu! Nie zostawia się własnego dziecka ot tak bez słowa. Gdyby chociaż wysłała jakiś list, cokolwiek, ale nie zrobiła tego. Jak zatem miałbym spojrzeć jej teraz w twarz. No jak?! A ona? Czy mogłaby dziś spojrzeć w te same oczy, które kiedyś nie ogarniały ogromu morza i nazywać mnie nadal swoim synem?

* * *

W pierwszej chwili nie chciałem wracać do hotelu. Wiedziałem jednak, że moja ucieczka niczego nie zmieni i niczego nie załatwi. Czułem, że muszę zmierzyć się z tym wyzwaniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nic więcej nie mogę już stracić. To, co miałem do stracenia, straciłem już dawno temu, a teraz, być może uda mi się - choć w pewnym stopniu - coś odzyskać…

* * *

Wróciłem więc do pokoju. Musiałem jednak wyglądać tak, jakby przydarzyło mi się coś okropnego, bo kobieta z recepcji rzuciła do mnie troskliwie - Czy coś się stało panie Kamilu? Proszę się nie martwić, wszystko jest w porządku – odpowiedziałem mimochodem, choć miałem wątpliwości czy aby na pewno. Bałem się, że spotkam ją, tak całkiem przypadkiem. Przerażała mnie ta myśl. Nie wiedziałem, co moja matka robi w tym hotelu. Może jest pokojówką, może kierowniczką, a może ten hotel do niej należy? Postanowiłem dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

* * *

Zszedłem do recepcji i zapytałem tę przemiłą panią, która z taką troską pytała mnie przed chwilą o samopoczucie. Liczyłem, że ona będzie wiedzieć czy moja matka tu pracuje? Gdy stanąłem przy ladzie oblał mnie zimny pot. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

* * *

Recepcjonistka znała moją mamę, ale miała wątpliwości czy dać mi do niej numer telefonu. Wyjaśniłem jej więc, o co chodzi i w końcu ten numer dostałem. Wracając do pokoju zastanawiałem się czy jestem już gotów na to spotkanie? Przez te wszystkie lata żyłem w przekonaniu, że mama nie żyje, bo tak twierdzili dziadkowie, a gdy ostatnio dowiedziałem się od nich, że jednak żyje, świat się dla mnie zawalił. Po pewnym czasie postanowiłem jednak wyjaśnić tę sytuację, porozmawiać z nią i zapytać dlaczego? Czego oczekiwałem? Że powie mi, że tak musiała, że tak było lepiej. Lepiej? Dla kogo? Dla tego jedenastoletniego chłopca?.

* * *

Zdecydowałem się wysłać jej SMS a i umówić się z nią na spotkanie o 12.00 w Dworku Sierakowskich. Przeczytałem gdzieś, że to bardzo klimatycznie miejsce. Niech stracę. Wiadomość podpisałem: „Twój syn, Kamil”. Byłem ciekaw, jak potraktuje tę wiadomość. Może pomyśli, że to jakiś dowcip i nie przyjdzie?

Stolik, który zarezerwowałem, znajdował się tuż przy oknie. Taki nieduży. Idealny na spotkanie dwóch osób. Stolik nakryty był zielonym obrusem, na którym stał flakonik z jakąś różą, która wyglądała trochę tak, jakby i jej było za gorąco. Obok flakonu stała jeszcze malutka świeczka. Gdyby nie kelner, który przechodził co chwilę między stolikami, to pewnie wyrwałbym jej knot ze zdenerwowania. Czego ja się właściwie obawiam? Spotkania? Rozmowy? A może jeszcze czegoś innego? Nie wiedziałem, na co mogę liczyć, czego oczekiwać. A ona? Ciekaw byłem, jak teraz wygląda. Pamiętam, że zawsze chciała być „kimś” i mieć kasę. Może przeszkadzałem jej w realizacji tych planów? Może byłem dla niej jednak tylko ciężarem?

Moje rozmyślania przerwał stukot obcasów za oknem. W stronę lokalu zmierzała przez ulicę bardzo atrakcyjna kobieta. Ubrana była w jasną garsonkę, a na nogach miała eleganckie, bardzo kobiece pantofle na wysokim obcasie. Jej twarz okalały delikatnie jasne, wyraźnie farbowane włosy. W ręku trzymała telefon i widać było, że jest czymś bardzo zdenerwowana. Wtedy ujrzałem ją po raz pierwszy. A chwilę później…

* * *

- Mamo, słyszysz mnie? – pytałem, nie zdając sobie sprawy, że człowiek w śpiączce nie jest w stanie nawet kiwnąć głową.

Odpowiedziała mi jednak tylko pielęgniarka, która obserwowała mnie od kilku godzin, gdy tak siedziałem przy łóżku swojej mamy i czekałem, aż się przebudzi.

- Twoja mama jest po ciężkiej operacji. Teraz musi odpocząć. Zresztą nie jesteś dzieckiem i nie muszę ci chyba tłumaczyć, że skoro trzymają ją w farmakologicznej śpiączce, to jej stan jest naprawdę poważny - dodała.

Czułem, że jest źle. Plułem sobie w brodę, że nie wybiegłem wówczas na ulicę i nie pomogłem jej, gdy wjeżdżał w nią ten wariat na motorze. A ona złamała się jak zapałka. Patrzyłem tylko, jak nieprzytomna leży na ulicy w kałuży krwi i nie byłem w stanie nic zrobić. Nie mogłem się nawet ruszyć, aby wezwać pomoc. Może, gdybym umówił się z nią wcześniej nic by się nie wydarzyło?

Trzymałem ją za rękę. Wierzyłem, że się obudzi i powie choć jedno słowo. Tak bardzo chciałem spojrzeć jej w oczy. Tyle chciałem jej powiedzieć. Chciałem pójść z nią na molo, tak jak przed laty i popatrzeć w morską dal… A teraz? Wszystko stracone… Ona walczy o życie, a ja… Nie potrafię powiedzieć czy jestem tu dlatego, że jednak tyle dla mnie znaczy, czy może dlatego, że jest mi jej po porostu żal. Mamo! Tak bardzo chcę ci powiedzieć, że… tęskniłem za Tobą. Proszę, daj jakiś znak, że mnie słyszysz… Nie musisz przepraszać. Powiedz mi tylko, że mnie kochałaś i że znowu będziesz przy mnie, Mamo!

* * *

Nie usłyszałem już jednak niczego więcej. Tylko ta przerażająca cisza. Nigdy nie czułem większego bólu niż ten, gdy trzymałem ją za rękę jak umierała. Nigdy nie dowiem się już, dlaczego to zrobiła. Pozostaje mi jedynie wierzyć, że miała w tym jakiś cel i niekoniecznie chciała mnie skrzywdzić. Teraz wrócę do domu. Jej nie będzie już nigdy, a Sopot i molo, po którym kiedyś z nią spacerowałem, a teraz już nie zdążyłem, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

KONIEC

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /19 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry