Plotkary – cz. 3
- Hej, mała! Wake up! – szepnęła Lily do ucha Brooke.
B powoli otworzyła oczy. Nie miała siły wstać. Już prawie zsunęła się bezwładnie z ławki, ale Annabelle przytrzymała ją w ostatniej chwili za ramię.
- Puszczaj! – wrzasnęła Brooke.
Była wściekła. Czuła się jak lawa w kraterze wulkanu. Miała ochotę rozszarpać Annabelle na strzępy, a jej przyjacielski uścisk dziwnym trafem pogorszył tylko tę sytuację.
- Mówiłam ci… PUŚĆ MNIE!!!
Głupiutka Ann zrozumiała wreszcie, że Brooke kieruje swoją jakże delikatną prośbę właśnie do NIEJ.
- Przepraszam. – wydukała skruszona Ann, puszczając rękę B.
- Nie pozwalaj sobie za wiele – odpowiedziała B i skarciła ofiarę swoim słynnym sukowatym, przeszywającym spojrzeniem.
Taaak!!! Brooke Crafford wychodzi na prowadzenie. Zostawia Annabelle Laneless daleko w tyle. Od kiedy ujrzała jej perfekcyjnie dopracowaną twarz, miała ją daleko w swoich opalonych, proporcjonalnych, obfitych pośladkach.
- Idziemy Lil – zakomunikowała Brooke wstając beztrosko z ławki, jak gdyby to nie ona przed piętnastoma minutami obrzygała profesora Hopkinsa.
Poszły przed siebie. Tak naprawdę kierowały się jednak w stronę apartamentu Brooke, aby się jeszcze zrelaksować i przygotować na wieczorną imprezę. Przechodząc obok Rebellious, Lily zamarła. Zobaczyła przez szybę ojca z jakąś młodą dziewczyną, która na pewno nie była jej matką! Pan Deville, z imienia Samson, był przystojnym czterdziestoletnim mężczyzną. Najwidoczniej „kupił”sobie nową zabawkę. Wyglądał dziś jak wiecznie młodzi modele Burberry czy Louis Vuitton. Miał na sobie skórzane spodnie, idealnie opinające jego umięśnione pośladki, a na swój nagi tors założył flanelową koszulę od Chanel. Na stopach miał jedną z pięciu par butów, wykonanych ze skóry czarnego kajmana, z limitowanej edycji Tommy’ego Hilfiger’a. Brooke stała obok Lily i wpatrywała się w pana Deville. Dla niej taki ojciec to było marzenie. Samson wyglądał jak wyrzeźbiony przez Fidiasza bóg seksu! Gdyby tylko mogła mieć taki „okaz” pod swoim dachem. Leżeliby w łóżku oglądając całymi dniami jej ulubione musicale, karmiliby się nawzajem truskawkami z bitą śmietaną, a ona opowiadałaby mu jaka jest samotna. Taka wizja, to raj na ziemi! Podczas gdy Brooke marzyła sobie skrycie o Samsonie, Lily przeżywała wewnętrzny kryzys. Jak on mógł spotykać się publicznie z jakąś młodszą od jej matki cizią?! To przecież wbrew prawu! Jej prawu! Stały tak we dwie z twarzami przyklejonymi do wypolerowanej szyby Rebellious, podczas gdy ojciec Lily kupował właśnie perfumę Imperial Majesty. IMPERIAL MAJESTY Clive'a Christiana?! Najdroższy zapach w Londynie! Ba, na świecie! Kiedy Lily lub jej matka wspomniały kiedyś o nich, ojciec był wyraźnie niezadowolony. W ogóle nie było mowy o zakupie tych perfum! A teraz? Teraz widzi go w Rebellious z jakąś blondynką i… Zaraz, zaraz, znajome szpilki!
- Brooke widzisz tego faceta? – zapytała Lily tak, jakby nie widziała, że jej koleżanka ślini się na widok jej ojca.
- …
- BROOKE! Słyszysz mnie?!
- Taa… słyszę – odparła półprzytomnie.
- Słyszysz, ale nie słuchasz! – krzyknęła wyraźnie rozzłoszczona L.
- No słucham, słyszę. Co za różnica. Widzę to „ciacho” i zaraz tam wejdę, żeby się z nim umówić. Co z nim nie tak?!
- To mój ojciec. Ale to nieważne. Widzisz tę stojącą obok niego dziewczynę?
- OJCIEC?! On jest… On jest… Jak wisienka na torcie! A ta panna…
W tym samym momencie dziewczyna stojąca obok wspomnianego mężczyzny odwróciła się. Annabelle? Tak, to była ona. Nie da się zapomnieć tego obrzydliwie grzecznego wyrazu twarzy. Patrząc na nią widziało się prawdziwego anioła. Tak, ta dziewczyna była naprawdę totalnym zaprzeczeniem swojego wyglądu. Ona cała jest TOTALNĄ POMYŁKĄ! Mało jej?! Już nie miała się za kogo zabrać?! Lily nie mogła zapanować nad emocjami. Z oczu zaczęły jej płynąć łzy, rozmazując przy okazji grafitowy tusz do rzęs od Lancôme. Serce łomotało jej w piersi krzycząc „uwolnij mnie ty naiwna zdziro!”, a ręce trzęsły się jak młot pneumatyczny. Nie wiedziała, co ma zrobić, zabić najpierw tę sukę czy ojca? Brooke, niemniej zdziwiona, przytuliła L.
- Chodź, pójdziemy do mnie pieszo. Spacer dobrze ci zrobi Lil. – powiedziała B obejmując L.
- Dlaczego ten cholerny dupek mi to robi? – łkała Lily.
- To facet… - odparła, jakby to zdanie miało wszystko wyjaśnić.
- To facet…
A to była Annabelle. Dziewczyna, która może mieć wszystko i najwyraźniej wszystkich! Lily znała ją dopiero godzinę, a już szczerze jej nienawidziła. Kochanie musisz się ustawić w kolejce, bo lista osób, które chcą ją zniszczyć jest dłuuuga, a na jej szczycie był nie kto inny jak Brooke.
- Mam pomysł! - Brooke aż trzęsła się z podniecenia!
- Mów, zgadzam się na wszystko.
- Nie teraz, patrz! - B wskazała palcem w stronę obserwowanej przez nie pary.
Ojciec Lily wręczał właśnie Annabelle torebkę z prezentem. Oczywiście, nie trzeba było długo czekać na jej podziękowania. Zatrzepotała swoimi przedłużonym rzęsami, po czym wspięła się delikatnie na palce i złożyła słodki pocałunek na ustach pana Deville.
- Łee... Obrzydliwe - powiedziała Brooke
Było to zupełnie tak, jakby obserwować Demi Moore i Ashtona Kutchera. Osobno byli niezwykle sexowni i pociągający, ale razem... po prostu ohyda.
- Nie, teraz przesadziła. Idę tam - warknęła rozwścieczona Lily.
- Stój! Mówiłam ci, że mam pomysł! - Brooke pociągnęła ją za ramię i powędrowały w stronę jej apartamentowca.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi czy będę musiała czekać w nieskończoność? - spytała lekko poirytowana Lily, gdy mijały kolejną aleję, a Brooke nadal milczała.
- Powiem ci, jak będziemy wszyscy.
- Wszyscy!? Kogo masz na myśli?
- Zobaczysz. - Brooke podeszła do wielkich szklanych drzwi, które natychmiast otworzył im portier - To tu. No chodź, chyba, że nie chcesz poznać mojego planu?
L popędziła za nią do windy. Była cholernie ciekawa o czym ona mówi. W salonie czekali już Jennifer, Amber i Charlie. Cała trójka popijała Martini, podekscytowana planem, który mieli zaraz usłyszeć. B podeszła do barku i nalała sobie i Lil drinka.
- B czy mogłabyś przejść do rzeczy? - zapytała podniecona Jennifer.
- Najpierw chciałabym przedstawić wam wszystkim Lily - dopiero teraz ją zauważyli.
Amber patrzyła to nią, to na całą resztę towarzystwa, obserwując ich reakcje. Wszystkim nasuwało się jedno pytanie. Po co ona tu do cholery przyszła? I co robi z nią Brooke? Czy jeszcze dzisiaj rano nie nienawidziła jej równie mocno jak Annabelle?
- Co ona tu robi? - zapytała w końcu Jen.
- Jest nam potrzebna. I nie patrzcie tak na nią, bo jest w porządku. A cała sprawa dotyczy Ann.
Brooke dokładnie opowiedziała, co się wydarzyło. Lil stała z boku. Czuła na sobie wzrok zgromadzonych. Z każdą kolejną częścią historii miała wrażenie, jakby pokój się zmniejszał, a ona nie miała szansy ucieczki. Często była tematem plotek i ludzie cały czas się na nią gapili, ale przebywanie w pokoju z grupą dopiero co poznanych osób, które przed sekundą dowiedziały się o jednym z największych sekretów jej rodziny, było przerażające.
- Nie wierzę. Przeszła samą siebie! - wrzasnęła Amber
- Wiedziałem, że jest zdolna do wielu rzeczy, ale do tego? Brawo - Charlie zaklaskał dwa razy w dłonie.
- Dobra, dosyć tych zachwytów! Teraz czas przejść do planu - wszyscy zamilkli jak na komendę.
Lily miała wrażenie, że Brooke to Aleksander Wielki, który tłumaczy swoim wojskom nową strategię, tylko że ona była o wiele ładniejsza i z pewnością dużo bardziej wredna niż on.
- Amber ty i Jen podjedziecie teraz po Annabelle. Powiecie jej, że dobrze by było rozerwać się trochę przed imprezą. Zabierzecie ją do pubu. Macie zadbać o to, by wypiła jak najwięcej. Namówcie ją też do zrobienia jakiś głupich, upokarzających rzeczy.
-Tak, by jak najwięcej osób to zobaczyło? - zapytały obie, nie do końca rozumiejąc w jakim celu mają to zrobić?
- Nie, to nie jest konieczne. Zrobiłam wam już listę miejsc, w których macie się znaleźć.
- Oki... - odezwały się niezbyt przekonane do realizacji swojej części planu.
- Później odwieźcie ją do domu. Tam będzie już czekał na nią Charlie.
- I co ja mam tam z nią niby robić?
- Rusz głową! Możecie trochę poświntuszyć. Będzie na tyle pijana, że zgodzi się na wszystko. A całość masz uwiecznić na kamerze. Jak skończysz, to masz odwieźć ją szybko do mnie? Wszyscy zrozumieliście, co macie zrobić? No to na co jeszcze czekacie, do dzieła! - wskazała na windę.
- Nie do końca, ale dla ciebie wszystko – powiedział ucieszony Charlie.
Gdy wszyscy zniknęli z horyzontu Brooke pobiegła do swojego pokoju i zaczęło nerwowo szukać czegoś w swojej szufladzie. Lily stała tuż za nią i przyglądał się jej uważnie.
- Brookes, wyjaśnisz mi o co ci chodzi? Nic nie rozumiem i mam wrażenie, że twoi przyjaciele też nie? I jaka w tym wszystkim jest moja rola?
- Znalazłam! Jedziemy na przejażdżkę Lil, a jedyne, co ty musisz zrobić, to „pożyczyć” od Annabelle jej telefon.
Tak, to chyba mogła zrobić.
CDN.
Komentarze [1]
2009-05-05 22:21
Żenujący poziom. A to słownictwo z pewnością nie nadaje się do szkolnej gazetki.
- 1