Oddał hołd, poruszył i trzepnął po głowie
Dodano 2016-10-30, w dziale recenzje - archiwum
American:
Jak powiedział Smarzowski w jednym z wywiadów, „Wołyń” nie jest historycznym filmem, choć pokazuje prawdę historyczną (dla wielu zapewne sporną). Z tego właśnie powodu, dyrektorzy wielu szkół - w tym i naszego liceum - zdecydowali się zorganizować grupowe wyjścia do kina, abyśmy mieli szansę wspólnego obejrzenia i przeżycia tego filmu. Może dla niektórych z nas była to jedynie okazja legalnego opuszczenie kilku lekcji, ale na pewno nie dla wszystkich. Ja i wielu moich znajomych poszliśmy do kina z własnej woli, bo chcieliśmy zobaczyć obraz, który poruszył tak wielu Polaków i wywołał tyle emocji. Jestem pewien, że gdybyśmy nie mieli możliwości wyjścia do kina na ze szkołą, to wybralibyśmy się tam po lekcjach na własną rękę. Dlaczego? Bo nie można ignorować historii ojczystego kraju i zawsze warto uzupełnić luki w swoim wykształceniu. Nie bez znaczenia była tu także tematyka filmu i osoba reżysera, bo jedno i drugie zdecydowanie zachęcało. Prawda, Vivi?Vivi:
Zdecydowanie się z tobą zgadzam. O „Wołyniu” słyszałam już od dawna i od początku chciałam ten film obejrzeć. Dlatego uważam, że szkolne wyjście do kina było naprawdę dobrym posunięciem, bo to film z gatunku tych, który każdy Polak powinien zobaczyć. Przyznam ze wstydem, że o dramatycznej historii Wołynia wiedziałam przed projekcją naprawdę nie za wiele. Po prostu przeczytałam coś na ten temat w podręczniku do nauki historii, ale z tego co pamiętam, temat ten potraktowano tam jakoś tak marginalnie. Nie byłabym jednak sobą, gdybym w takiej sytuacji nie przeczytała przed projekcją kilku recenzji i nie zapoznała się z kilkoma opiniami widzów, choć zazwyczaj tego nie czynię, bo lubię być zaskakiwana podczas seansu. Mogę więc powiedzieć, że tym razem byłam wyjątkowo solidnie przygotowana.American:
Ja nie chciałem czytać recenzji, by nie mieć jakichkolwiek oczekiwań bądź uprzedzeń wobec „Wołynia”, ale chcąc nie chcąc byłem bombardowany z każdej możliwej strony takimi opiniami. Naprawdę trudno było zachować neutralne podejście. Być może właśnie z tego powodu moje pierwotne oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Przed obejrzeniem filmu spodziewałem się, że Smarzowski dokładniej nakreśli tło historyczne i przedstawi genezę narodzin ukraińskiego nacjonalizmu oraz pokaże obiektywny obraz rzezi. Takie przedstawienie wydarzeń uczyniłoby jednak z „Wołynia” film historyczny, czego - jak potem doczytałem - Smarzowski chciał zdecydowanie uniknąć. Pokazanie wydarzeń historycznych jako tła dla historii polskiej dziewczyny, okazało się znakomitym pomysłem. Teraz wiem, że historia Zosi, córki państwa Głowackich, nie była jednostkowa. Wręcz przeciwnie. Podobne historie przeżyło w tamtym czasie wiele polskich kobiet na Kresach Wschodnich.Vivi:
Właśnie o to chodzi. Opowiadanie historii zawsze jest subiektywne. Wielu widzów twierdzi teraz, że postacie Polaków są w tym filmie mocno wyidealizowane, a Ukraińców wręcz przeciwnie. No, nie wiem. Według mnie film ten nie jest czarno-biały, a zdecydowanie pocieniowany. Zarówno postacie Ukraińców, Polaków, Rosjan, Żydów jak i Niemów zostały w nim przedstawione w różny sposób, dzięki czemu wśród przedstawicieli każdej nacji znajdziemy zarówno tych dobrych jak i tych złych. Uważni widzowie dostrzegli to na pewno. A to, że reżyser akurat Polkę uczynił główną bohaterką obrazu, było świetnym zabiegiem, bo dzięki temu mogliśmy lepiej wczuć się w sytuację, w której się znalazła i zidentyfikować się z tą postacią. I nie wiem jak ciebie, ale mnie takie ukazanie historii zdecydowanie wciągnęło i śledziłam fabułę do końca z wypiekami na twarzy.American:
Ja także oglądałem film w napięciu od początku do końca. Zdarzyły się co prawda momenty jakby oddechu, pewnego zatrzymania akcji, wyciszenia, ale - jak się szybko przekonałem - zapowiadały one tylko potężniejsze kumulacje emocji. Smarzowski przedstawił nam do bólu realistycznie świat ówczesnych Kresów Wschodnich, gdzie współistniały odmienne kultury, tradycje, języki i ideologie. Świat, który zginął bezpowrotnie w morzu krwi. Opowiedział o krzywdach, jakich ze strony polskich panów doświadczyli ukraińscy chłopi i próbach wykorzeniania ich narodowych tradycji. Pokazał jednak i to, jak te często słuszne racje Ukraińców zamieniły się w mowę nienawiści. Wiele było symboliki w tym filmie. Jednak najbardziej niejasnym dla mnie momentem była ostatnia scena (teraz mam wrażenie, że chyba nie tylko dla mnie). Wielu moich znajomych spierało się tuż po projekcji ze sobą w tej kwestii, zastanawiając się, co tak naprawdę stało się z Zosią. Przeżyła, czy też nie? Dla mnie to niewątpliwy plus tego obrazu. Nie zgodzę się też z opiniami, mówiącymi o idealizowaniu przez reżysera postaci Polaków. Moim zdaniem Smarzowski nie przedstawił naszych rodaków wyłącznie jako tych pokrzywdzonych. Zdecydowanie starał się być obiektywny w swojej ocenie i zachować proporcje skali okrucieństwa. Myślę, że wszyscy zauważyliśmy scenę odwetu, kiedy to Polacy mordują polsko-ukraińską rodzinę i podpalają jej dom. Oceniając ten film, trzeba też koniecznie zwrócić uwagę na stronę wizualna i artystyczną. Czytałem w prasie, że już zapowiadający go plakat wzbudził niemałe emocje, a w sieci pojawiła się cała masa negatywnych komentarzy, krytykujących jego stylistykę, w stylu: "Naprawdę słaby, nie pasuje do powagi tematu", "Tragedia. Jak z komedii dla kretynów”, „Ten plakat to chyba jakiś żart”. W obronie stylistyki plakatu stanęła jednak natychmiast krytyk filmowy, Karolina Korwin Piotrowska, która na swoim profilu na Facebooku umieściła taki wpis: „Moim zdaniem ten plakat doskonale pasuje do stylistyki grafiki użytkowej tamtych czasów. Jest jak makatka, trochę jak monidło, wieszane w domach na Wołyniu, jak ślubna/rodzinna fotografia, lekko podkolorowana w miejscowym zakładzie fotograficznym. Taki był kolor tamtych czasów”. Zgadzam się z jej opinią. Uzyskana poprzez dobór odpowiednich filtrów kolorystyka, idealnie pasuje do kresowej wsi z tamtego okresu. Podobnie z ruchem kamer, który dawał poczucie uczestniczenia w pokazywanych wydarzeniach.Vivi:
Za każdym razem irytuje mnie, gdy ktoś mówi, że „Polacy w tym filmie byli idealizowani”. Ten film to ogromna produkcja, która była realizowana przez 4 lata. Na pewno nie łatwo było reżyserowi obiektywnie pokazać taki tygiel kultur i religii. Być może nie zauważyliście, ale w realizacji tego obrazu wzięło udział ponad 150 aktorów (polskich i ukraińskich), którzy wcielili się w postacie Polaków i Ukraińców, ale także Żydów, Rosjan i Niemców. Ich praca zaowocowała stworzeniem niezwykłego spektrum ludzi o bardzo zróżnicowanych osobowościach i poglądach. A sama historia jest po prostu świetna, choć i niezwykle tragiczna (scenariusz powstał na podstawie wątków ze zbioru opowiadań Stanisława Srokowskiego "Nienawiść"). Idealnie ukazana została w niej przewrotność ludzkiego losu. Wielka młodzieńcza miłość i małżeństwo wbrew woli. Czysta, dziecięca przyjaźń i izolacja ze względu na pochodzenie. Sielskie życie Polaków z Ukraińcami i nieoczekiwana rzeź sąsiadów zza miedzy. Historia Zosi bardzo wiarygodnie pokazuje sytuację kobiet na kresowej wsi w tamtych czasach. Moim zdaniem film został naprawdę świetnie opowiedziany i wyreżyserowany. Walory wizualne? Zgadzam się z tobą w stu procentach. Kolorystyka idealna, bardzo prawdziwa i miła dla oka. Jedyne, co mnie zirytowało, to dziwne przeskoki kadrów w kilku momentach. Przypadek? A może niechlujny montaż.American:
Myślę, że to faktycznie drobne niedociągnięcia, chyba, że był to celowy zabieg artystyczny. Podobnie mogę ocenić muzykę, która była znakomita. Nie tylko jej klimat idealnie wpasowywał się w tematykę filmu, ale i dobór gatunków muzycznych do poszczególnych scen był naprawdę świetny! Czas jednak przejść do oceny tego, o czym mówi się przy ocenie filmu najwięcej: kreacje aktorskie. Smarzowski zaangażował głównie aktorów, których w znakomitej większości trudno skojarzyć z jakimiś wybitnymi kreacjami czy to z dużego czy też z małego ekranu, ale nie pominął też swoich ulubionych. W roli Zosi zadebiutowała jednak na dużym ekranie Michalina Łabacz, studentka warszawskiej Akademii Teatralnej, której nazwisko nic nam jeszcze nie mówi (na studia w ww. szkole dostała się w 2014 roku za trzecim podejściem). Obsadzenie jej w głównej roli było strzałem w dziesiątkę. Można by się rozwodzić nad jej kreacją i wygłaszać peany, ale po co, wystarczy jedno słowo: wybitna.Vivi:
Właśnie to uwielbiam w filmach, opowiadających historie wojen i narodowych sporów, że główne role obsadzane są w nich nowymi, nieznanymi wcześniej aktorami. Wiąże się z tym zawsze jakieś ryzyko, ale tym razem udało się, a to pokazuje, że Smarzowski ma jednak nosa do aktorów. Kreacje wszystkich pierwszoplanowych aktorów były na bardzo wysokim poziomie i chyba dlatego zapadają w pamięć. Michalina Łabacz była po prostu rewelacyjna. Jej kreacja była lekka, naturalna i bardzo autentyczna. Genialnie potrafiła pokazać towarzyszące jej w różnych scenach emocje. Mnie przekonała, bo odczuwałam te emocje w każdej minucie filmu wraz z nią. Niezwykle pozytywnym zaskoczeniem była też dla mnie kreacja filmowego synka Zosi (jeśli można tak nazwać występ w filmie małego dziecka). Na pewno nie było wielką sztuką dać mu jakąś zabawkę i kazać się nią bawić na planie, ale ten jasnowłosy chłopczyk (notabene w roli Ukraińca) urzekł mnie podobnie jak jego filmowa mama swoją naturalnością, spokojem i prawdziwością emocji. Śmiało można rzec, że nie odstawał ani trochę poziomem aktorskiego rzemiosła od reszty obsady.American:
Nie możemy zapomnieć także o kreacji Arkadiusza Jakubika, który - co już dobrze wiemy - potrafi się wcielić w niemal każdą postać. Tutaj zagrał bądź co bądź skrzywdzonego przez los polskiego chłopa Macieja Skibę. Ogromnym zaskoczeniem było jednak dla mnie obsadzenie w roli Żyda Tomasza Sapryka. Jest to aktor, którego do tej pory widziałem głównie w rolach komediowych, lekkich serialach, a tu proszę. W „Wołyniu” dowiódł, że potrafi też zagrać na serio, dramatycznie. Bardzo przekonująco pokazał, w jaki sposób Żydzi byli traktowani wówczas przez lokalne społeczności. Warto odnotować też bardzo udane role Jacka Braciaka i Izabeli Kuny (Głowaccy - rodzice Zosi). Tutaj chyba też nie trzeba wiele pisać. Zgrali tak, jak tego od nich oczekiwałem.Vivi:
Wszyscy aktorzy, tak jak mówisz, dali popis swoich umiejętności. Zgodzę się też z tobą w tym, że Tomasza Sapryka udowodnił, że jest jednak aktorem przez duże „A” i potrafi wcielić się nie tylko w role komediowe, ale i w te mocno dramatyczne. Wołyń jest filmem świetnym. Kreacje aktorskie absolutnie na najwyższym poziomie. Historia dwóch nacji, widziana oczami Zosi, wydaje się w swoim okrucieństwie bardzo wiarygodna i możliwa do powtórzenia także w przyszłości w prawie każdym miejscu świata. Przedstawione wydarzenia obserwujemy i przeżywamy wraz z główną bohaterką, tak, jakbyśmy sami w tym wszystkim uczestniczyli. Dawno nie czułam takiej więzi z głównym bohaterem filmu. Sceny rzezi mają na szczęście migotliwą postać i pojawiają się dopiero pod koniec filmu. To jednak wystarczy, by pokazać jak szybko i skutecznie można zniszczyć nie tylko bliski tym ludziom świat, ale i cenione przez nich wartości. Nie ma tutaj jednak niepotrzebnego czy przesadnego epatowania śmiercią, raczej czuje się chłód faktu i miejscami "estetykę piekła". Długo po seansie nosiłam w głowie jakiś dziwny, nieokreślony ciężar. Trudno było mi też zebrać myśli. Nie mogłam się ogarnąć i pozbierać. Jeśli miałabym opisać krótko „Wołyń”, powiedziałabym, że jest mocny, bardzo mocny. Z pewnością odcisnął na mnie swoje piętno. Moim zdaniem tego filmu nie można jednak odczytywać wprost, tym bardziej, że sam reżyser podkreślał w kilku wywiadach, że jego obraz nie jest tak naprawdę wymierzony przeciwko ludziom (szczególnie Ukraińcom), tylko przeciwko skrajnemu nacjonalizmowi. Jest więc raczej przestrogą. Pokazuje, co może stać się ze światem, kiedy odda się go we władanie zideologizowanej nienawiści.American:
Ja mam podobne odczucia, ale myślę, że o tym filmie nie można powiedzieć, że się podobał lub nie podobał, jak określa to wielu moich znajmoych. „Wołyń” może wywierać wrażenie, może na widza oddziaływać lub nie, ale pod żadnym względem nie może się podobać! Turpizm nie jest już w modzie i mało kto lubi dziś danse macabre. Poza tym Smarzowski twierdzi, że jego celem było oddanie hołdu pomordowanym, poruszenie widza i trzepnięcie go po głowie i sercu. I ze mną to ostanie udało mu się na pewno. Dlatego powiem wam, że Wołyń” należy obejrzeć, bo jest to film ukazujący co prawda jedynie fragment burzliwej historii naszego narodu, lecz fragment bardzo bolesny i ciągle żywy w umysłach i pamięci wielu naszych rodaków. Zgodzisz się ze mną, Vivi?Vivi:
Zgadzam się w stu procentach! „Wołyń” nie może się tak po prostu podobać, ale trudno też byłoby przejść obok niego obojętnie, dlatego podobnie jak ty uważam, że to lektura obowiązkowa każdego Polaka. Dostrzegam też jego walory edukacyjne. Z moich rozmów ze znajomymi wynika, że film ten tak mocno „wszedł" im w głowę, że postanowili dowiedzieć się teraz czegoś więcej o mocno skomplikowanej historii polsko-ukraińskich stosunków. Film pomaga też zrozumieć, jak rodzi się nienawiść. Warto go więc przemyśleć i wyciągnąć wnioski, by historia nie zatoczyła koła i byśmy mogli uchronić nasz świat przed zideologizowaną nienawiścią.Grafika:
Komentarze [1]
~loll
2016-11-01 19:34
2016-11-01 19:34
świetnie napisane. Gratulacje!
- 1