Ognisko cz. 3
Gdy zatrzymali się na postój, słońce już dawno schowało się za horyzont. Tabris po raz kolejny zaproponował posiłek, ale Tamika po raz kolejny odmówiła.
- Słuchaj no, moja pani - tłumaczył cierpliwie (jak małemu dziecku - przemknęło jej przez głowę) - twój upór i zaciętość są wprawdzie godne podziwu, ale są też przejawem braku rozeznania w sytuacji. Głodówka nic ci nie pomoże. Może tylko zaszkodzić - parsknął śmiechem - Nawet jeśli będziesz chciała, o ile w ogóle będziesz chciała uciec, to nie będziesz mieć ani krztyny siły. Ani odrobinki. Rozumiesz mnie? - Spodziewał się złośliwej riposty i wyzywania od suczych pomiotów, ale srogo się zdziwił. Zdziwienie nie opadło nawet wówczas, gdy poczuł spływającą po twarzy ciepłą i gęstą ciecz. Zaskoczony wyciągnął chustkę z czerwonego materiału i otarł nią twarz z plwociny. Popatrzył jej w oczy, a ona obdarzyła go najsłodszym ze swoich uśmiechów i wpatrując się w niego, zlizała językiem nitkę śliny zwisającą jej z dolnej wargi. Westchnął ciężko i szepnął odwracając się do niej plecami:
- Sama mnie do tego zmuszasz.- jęknęła w myślach. Z jednej strony zła na siebie za ten brak samokontroli, ale z drugiej szczęśliwa, jak małe dziecko, które podłożyło nogę bełkoczącemu pijakowi i zwiało z chichotem. Tylko, że ja nie mogę zwiać, pomyślała i zacisnęła zęby w oczekiwaniu na ból.
- Otóż to, moja pani - jego upiorny szept zdawał się dobiegać zewsząd - Otóż to - powtórzył i odwrócił się. Tamika wrzasnęła z przerażenia i odpychając się piętami próbowała wycofać się, aż do momentu, kiedy za plecami poczuła coś twardego i usłyszała szelest brzozowej kory. Przerażenie na moment odebrało jej oddech, usiadło swoim ciężarem na jej piersi, zaszumiało w uszach i zmąciło wzrok. Twarz, w którą się teraz wpatrywała nie była już twarzą Tabrisa. Nie była w ogóle twarzą.
Zielone oczy, które często drwiły z niej bardziej niż słowa, zniknęły pod rozszerzającymi się źrenicami. Czarne plamki, otoczone tęczówką, rozlały się na całą gałkę, zakrywając białko oka. Równe, nienaturalnie wręcz białe zęby, te same, które do tej pory odsłaniane w uśmiechu szydziły z niej na każdym kroku, teraz poczerniały, pozieleniały, pożółkły i stały się spiczaste i ostro zakończone. Kiedyś, szpila przytomności rozdarła zasłonę paniki krótkim rozbłyskiem, słyszałam legendę o rycerzu, który, aby budzić większy postrach wśród tych, z którymi walczył, spiłował sobie zęby. Pamiętam z jaką nabożnością niania przeżegnała się wypowiadając imię „rycerza”. Mówiła, że tacy ludzie, są jak żywcem wyjęci z dziecięcej zabawy w Roześmianego Tygrysa. W skórze bestii człowiek. Lecz w skórze człowieka - bestia. Gdy pierwsza fala przerażenia opadła, Tamika nie czekając na drugą próbowała przebić wzrokiem ciemność i przyjrzeć mu się lepiej. Początkowo nie widziała niczego poza zębami i oczami, ale po chwili, gdy czerwone płatki przestały latać jej przed oczyma, a zęby zgrzytać z szoku, zauważyła więcej szczegółów. Więcej, niżby chciała. Jego dumna i wyprostowana, choć wychudzona postać powiększyła się trochę: tors poszerzył się, ręce i nogi wydłużyły się. Nie wspominając nawet o kilkucalowych pazurach sięgających teraz niemal do samej ziemi. Zza pleców wystawały ogromne skrzydła. Spodziewała się, że będą błoniaste jak u nietoperza, ale po chwili zorientowała się, że wcale takie nie są. Były jak skrzydła ptaka, czarne z paroma czerwonawymi powtykanymi gdzieniegdzie (ciekawe, czym karmili tego nietoperka, pomyślała i mimo woli zachichotała). Gdy je rozłożył, aby je zademonstrować, aż westchnęła, takie były wielkie. Lekko nimi potrząsnął wzbijając w powietrze tumany kurzu i zdmuchując ostatnie, wątłe płomienie z mokrych szczap, z których rozpalił ognisko.
- Ooch. Wybacz.- Szepnął uśmiechając się jeszcze szerzej, na co ciało Tamiki zareagowało lodowatym dreszczem sunącym wzdłuż kręgosłupa, niczym śnięta ryba. Podniósł do góry upazurzoną dłoń, przymknął oczy i pstryknął palcami. Z tlących się już tylko słabym żarem polan buchnął w niebo ogień wysoki na kilkanaście stóp. W świetle fioletowo błękitnych płomieni wyglądał jeszcze bardziej upiornie. Powoli podszedł do niej (słyszała, jak szeleszczą mu pióra) i pochylił się nad jej skuloną postacią. Owionął ją silny zapach zgnilizny i dymu.
- Teraz chyba zaczyna do ciebie docierać z kim masz do czynienia - Jego głos przypominał zardzewiałą piłę do drewna trącą o równie zardzewiałą tarkę do prania.
- Teraz już chyba będziesz posłuszna, co? - zazgrzytał. W odpowiedzi na to Tamika pochyliła się lekko w jego stronę i uśmiechając się złośliwie wymruczała:
- Idź do diabła.
- Z przyjemnością. Ale mam złą wiadomość. - wyciągnął w jej stronę szponiastą dłoń - Idziesz ze mną.
- Och. Doprawdy? - usłyszeli zza pleców głos Tabrisa.
Komentarze [8]
2006-05-25 17:20
zjechali mnie ;(
2006-05-25 16:30
Heeej, hooo. Pająk Leon ciągle… no wiesz Mara.
2006-05-25 16:26
De: eeee no to taki potwór jest,ale z pieśni ludowej, posłuchaj sobie Nagły Atak Spawacza, a odnajdziesz tam pająka Leona, który rządzi. gdzie są moje szczypawice??
2006-05-25 12:58
ej, wymyslilas takiego frajerskiego potwroa? pajak leon??
2006-05-24 20:13
HEhe. Pająk Leon na prezydenta!!!
2006-05-24 20:06
Pająk Leon:)
2006-05-24 19:55
Hehe… Mara ty lizusie…
2006-05-23 20:21
chylę czoła.
- 1