Orange Warsaw Festiwal 2009
Choć pogoda nie sprzyjała, to warszawiacy tłumnie przybyli na Orange Warsaw Festival, by wspierać Warszawę w zmaganiach o miano Kulturalnej Stolicy Europy 2016. Jak informują organizatorzy, przez dwa dni pod Pałacem Kultury i Nauki bawiło się aż 50 tys. ludzi.
W piątkowy wieczór warszawską publiczność rozgrzewała Marysia Sadowska. Później duński duet Ja Confetti, który na polskiej scenie wspierał Czesław Mozil (Czesław Śpiewa). Natomiast przed gwiazdą wieczoru, czyli zespołem Razorlight, wystąpił projekt Andrzeja Smolika – Big Band. A tu mogliśmy usłyszeć m. in. Kasię Kurzewską, Emmanuelle Seigner czy Victora Daviesa. Jednak z największą sympatią publiczności spotkała się Gaba Kulka, której występ przyjęto głośną owacją. Oprócz Gaby, z którą udało mi się zamienić kilka słów po koncercie, na szczególną uwagę zasługuje Mika Urbaniak – cudowna córka Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka, która ze Smolikiem nagrała kilka piosenek, a wśród nich singiel “Who Told You” z 2003 roku. Przez kilka godzin warszawiacy masowo przybywali pod scenę przy Pałacu Kultury, by po godzinie 23 powitać zespół Razorlight. Młodzi Brytyjczycy porwali fanów, a w szczególności fanki, które zgodnie stwierdziły, że show Razorlight było najlepszym występem całego festiwalu.
Drugi dzień OWF zapowiadał się jeszcze ciekawiej. Szkoda tylko, że organizatorzy postanowili wprowadzić drugą scenę, tzw. „Young Stage”, a ponieważ wiele występów pokrywało się w czasie, to widz zmuszony został do podejmowania trudnych decyzji (np. spędzić wieczór z Calvinem Harrisem oraz MGMT czy przy głównej scenie z formacją N.E.R.D Pharrella Williamsa oraz Groove Armada).
Ja wieczór ten spędziłem przy Young Stage i wcale tego nie żałuję.
Jednak wcześniej - przed gwiazdami wieczoru - ok. 18 na głównej scenie wystąpił polski zespół Afromental. Tu też miałem mały dylemat, bowiem równocześnie na Young Stage występował zespół Out Of Tune, czyli przedstawiciel muzyki elektronicznej z domieszką indie-rocka. Afromental nigdy nie należał do moich ulubionych formacji, ale chciałem usłyszeć czy „dają radę” na żywo. I faktycznie, pokazali klasę. Warszawska publiczność była wniebowzięta. Młody polski zespół zagrał fantastyczny koncert, a na szczególną uwagę zasługuje ich bardzo dobry kontakt z publicznością. Jedyne do czego można się przyczepić, to dziwny akcent jednego z wokalistów – Tomsona. Chwilami chciał być chyba za bardzo amerykański i wyszło to co najmniej śmiesznie. Ogólnie jednak cały występ miło mnie zaskoczył. Na koncercie Afromental czułem się jak podczas występu dobrego angielskiego zespołu. Bardzo budujące uczucie, że mamy w Polsce taki talent.
Kolejny miłe zaskoczenie spotkało mnie na koncercie Skinny Patrini – o dziwo polskiego zespołu. „O dziwo”, ponieważ wcześniej w ogóle nie spotkałem się z ich muzyką, czego żałuję, bo ten duet z trójmiasta prezentujący muzykę electro z domieszką neo-cold-wave, po raz kolejny sprawił że czułem się jak na koncercie co najmniej gwiazd z zachodu.
Po 21 na Young Stage zaprezentował się Calvin Harris i to według mnie był najlepszy koncert całego festiwalu. Nie mówię o genialnym kontakcie z publicznością, pełnym profesjonalizmie, ale o naprawdę dużej porcji pozytywnej energii. Harris jest didżejem, robi muzykę disco, momentami wraca do lat 80. W Warszawie porwał publiczność swoimi znanymi przebojami „Ready For The Weekend” czy „I'm Not Alone”. W piosence „The Girls” zmienił nieco tekst i śpiewał „I like the polish girls”, co wprawiło w euforię polską publiczności, szczególnie tę żeńską część. Równolegle odbywał się koncert N.E.R.D, a później Groove Armada.
Gwiazdą wieczoru był zespół MGMT. Nowojorski duet spotkał się z ogromną sympatią warszawiaków, co z kolei zdziwiło organizatorów, którzy zakładali, że koncerty na Young Stage będą przyciągały mniejsze ilości widzów. Stało się zupełnie inaczej. Żeby zobaczyć MGMT z bliska, trzeba było być tam bardzo wcześnie, jeszcze przed koncertem Calvina Harrisa, a część osób chciała przedtem zobaczyć chociaż kawałek koncertu N.E.R.D. W rezultacie fani zespołu wypełnili cały park, a tłum kończył się tuż przed ulicą Świętokrzyską. Mnie udało się dotrzeć tuż pod scenę, dlatego miałem doskonały widok na amerykański duet. MGMT, który oprócz przebojów z pierwszej płyty, wykonywał również premierowe piosenki z albumu, którego premiera odbędzie się na początku przyszłego roku. Ku mojemu zdziwieniu warszawiacy nie przestraszyli się deszczu, a sam koncert oglądało kilka tysięcy ludzi.
Orange Warsaw Festival to bardzo dobra inicjatywa. Władze Warszawy - na czele z Panią Prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz , której patronat podkreślano niemal na każdym kroku - stanęły na wysokości zadania. Można oczywiście przyczepić się do kilku niedogranych spraw organizacyjnych, jednak trzeba pamiętać że był to otwarty festiwal. Gdyby widzowie musieli zapłacić za karnety na koncerty, wszystko byłby zapewne bardziej dograne. W rezultacie panował ogromny ścisk i wiele osób zakończyło OWF ze złamanymi żebrami. Jeśli chodzi o część artystyczną, to należą się ogromne brawa, bowiem warszawski festiwal, to jeden z niewielu w Europie, gdzie spotykają się razem gwiazdy światowego formatu. Mimo obaw nie zawiodła polska część festiwalu, wręcz przeciwnie – występy polskich zespołów cieszyły się nie mniejszym zainteresowaniem niż gwiazd z zachodu. Oby więcej festiwali tego typu odbywało się w Polsce.
Grafika:
Komentarze [5]
2009-10-01 18:10
Recanzja dobra, tak jak ta poprzednia. Czekam na coś z innej półki. Tak trzymaj
2009-09-24 21:09
endrju, to ty najbardziej krzyczałeś, gdy mówił o ‘those polish girls’, więc nie mów że żeńska część :))
2009-09-24 17:58
Weź napisz coś innego niż relację z jakiś wydarzeń. No weź i napisz. Weź. Napisz.
2009-09-23 23:19
Nie dałam rady być tam i widzę, że jest czego żałować. Choćby dla Kulki, Miki czy Calvina. Fajnie napisane- “dajesz radę”.
2009-09-23 18:32
andrew tym razem też fajnie, dajesz radę!
- 1