„Ostatnie łowy Kravena” okiem laika
W grudniu ubiegłego roku wydawnictwo Hachette ruszyło z serią zatytułowaną Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, umożliwiając w Polsce - po raz pierwszy od bardzo dawna - zakup historii o superbohaterach w każdym kiosku. To znaczy tak się reklamowali, bo o ile z dostępnością pierwszych sześciu tomów problemu nie było i widywałem je w każdym tarnobrzeskim kiosku, o tyle obecnie już tak kolorowo nie jest. Nie powinno to jednak dziwić. Komiksy nie są bowiem czymś, za czym ludzie stoją w kolejkach, a przecież raz na jakiś czas można się wybrać do jakiegoś „dużego sklepu”, w którym jest salonik prasowy i tam się zaopatrzyć.
Można też sobie zaprenumerować, choć z komentarzy internautów wynika, że wysyłanie paczek idzie wydawcy dosyć opieszale i trzeba się liczyć z tym, że jednorazowo można otrzymać dwa tomy – najnowszy i poprzedni, więc ten drugi możemy przeczytać dopiero dwa lub trzy tygodnie po kupujących w kioskach.
10. kwietnia ruszyła sprzedaż dziesiątego tomu serii – zbiorczego wydania sześciu zeszytów oryginalnie wydanych jesienią 1987 roku. Za scenariusz i rysunki odpowiadają J.M. DeMatteis i Mike Zeck. Początkowo nieco sceptycznie podchodziłem do tego typu klasyki, ponieważ w tamtych czasach komiksy pisało się i rysowało nieco inaczej niż to się robi obecnie. Różnicę w aspekcie graficznym widać na pierwszy rzut oka. Jeśli natomiast chodzi o historię, to nad znanymi wszystkim dymkami, dominują ramki z przemyśleniami bohaterów. Każda postać ma także przypisany indywidualny kolor, dzięki czemu dowiadujemy się, o czym w danym momencie myśli. Akurat w tym przypadku się to sprawdza, bo komiks ten nie jest o strzelaniu laserami z różnych części ciała. Tu sporo wydarzeń ma miejsce w czyimś umyśle, najczęściej otumanionym jakimś narkotykiem, więc ten powszechny wówczas trend idealnie dopełnił całości.
Fabuła koncentruje się na manii Kravena, którego umysł przez niemożność pokonania Pająka został wyprowadzony w bardzo dalekie od normalności rejony, więc supermyśliwy postanawia rzucić Spider-Manowi jeszcze jedno wyzwanie. I o tym mniej więcej jest ten komiks - to pojedynek toczącym się na kilku płaszczyznach. Mamy walkę się na dachach Nowego Jorku, ale dochodzi do niej także w umysłach obu postaci. Zarówno Kraven jak i Pająk muszą się zmierzyć z własnymi słabościami. Całkiem sprytnie i pomysłowo w historię tę wpleciono postać genetycznie zmodyfikowanego stwora z kanałów, którego Zeck i DeMatteis stworzyli wspólnie na potrzeby serii o Kapitanie Ameryce. Nie odnosi się jednak wrażenia, że został umieszczony w tej fabule na siłę, po to tylko, aby zapełnić liczbę stron. Stanowi jej integralną część.
W związku z umieszczeniem akcji w umysłach bohaterów niektóre panele nabierają mocno onirycznego klimatu, a część z nich jest naprawdę dziwna. Serio. To naprawdę mocno niepokojące uczucie, gdy oglądamy Kravena pożerającego mrowiące się dookoła pająki. Za to Spider-Man w czarnym kostiumie, na tle padającego nocą deszczu, wygląda niesamowicie. Poważnie. Kilka stron zawiera tylko jeden panel, na którym nasz bohater po prostu patrzy przez okno albo wygrzebuje się z grobu i te rysunki można spokojnie sobie oprawić i powiesić na ścianie. Kreska mimo upływu ćwierćwiecza wciąż prezentuje się wyśmienicie i nie jestem w stanie na nią narzekać. Niestety, w tym wydaniu miejscami coś się stało z kolorami i część stron jakościowo odstaje i to znacznie. Wyraźnie widać to, gdy przejrzy się skany oryginałów, które można znaleźć w Internecie. Trochę szkoda, bo rysunki są naprawdę dobre.
Pod względem technicznym - poza wspomnianymi wyżej - nie można Hachette wiele zarzucić. To ponownie twarda okładka, szyte strony i kredowy papier. Niestety, zauważyłem także przesunięcie nadruku znajdującego się na grzbiecie okładki o jakieś dwa milimetry, przez co wjeżdża nieco na front.
Oprócz samego komiksu w książce znajdziemy przedmowę Marco M. Lupoi – dyrektora wydawniczego, jedną stronę poświęconą wydarzeniom, których znajomość ułatwia zrozumienie tego, co dzieje się w tym tomie, tradycyjnie już komplet oryginalnych okładek zeszytów, których zawartość znajdujemy wewnątrz, planszę z Kravenem z The Amazing Spider-Man Annual #1, stronę poświęconą rysownikowi, dwie o scenarzyście, galerię rysunków Kravena stworzonych przez różnych twórców, a także drzewo genealogiczne myśliwego wraz z krótkimi notkami odnośnie jego równie szurniętych krewniaków. Ostatnią stronę poświęcono na polecane lektury, wśród których znalazły się aż dwa inne tomy z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Ponownie na to ponarzekam, bo tak jakoś lepiej odebrałem promowanie innych komiksów stworzonych przez rysownika i scenarzystę już posiadanego, co można było zaobserwować w pierwszym tomie serii. Brakuje mi też szkiców. Byłby to miły dodatek.
Reasumując, „Ostatnie łowy Kravena” to naprawdę porządny komiks, z wciągającą fabułą, do tego świetnie narysowany. Za spory plus trzeba uznać to, że dziesiąty tom zawiera kompletną historię, a nie zlepek luźno ze sobą powiązanych zeszytów. Mimo upływu lat wciąż trzyma wysoki poziom i warto się z nią zapoznać. Minus jest tylko taki, że niewprawiony czytelnik można mieć problem ze zrozumieniem motywacji postaci, szczególnie wówczas, gdy nie ma ogólnego pojęcia o tym uniwersum. Jedna strona wprowadzenia raczej nie wystarczy.
Grafika:
Komentarze [2]
2013-07-29 13:55
Uwielbiam komiksy ale ta seria mnie odrzuca. Czym? Mianowice ceną, jest ona bardzo wysoka i chyba zrobię tak jak ostatnio będę kupował polskie wydania Spider-Mana od TM Semic na Allegro gdyż mimo, że ta historia to 3 wydania albo więcej to najpewniej wydam mniej.
Grodek z KMFL
Dobrze napisana recenzja i czekam na więcej.
2013-04-11 17:01
Masz 6… Ciesz się :P
- 1