Perła w kaszance – „Bitwa Warszawska 1920”
Film, o którym głośno dziś w Polsce, dane mi było oglądać jeszcze na etapie produkcji. W „Bitwie Warszawskiej 1920” zagrałem bowiem jako statysta. Pomogła mi w tym naturalnie moja działalność w Związku Strzeleckim, ale pamiętam, że i tak nie było to takie proste. Wymagania stawiane statystom były bardzo rygorystyczne. W filmie mogli wziąć udział tylko mężczyźni odpowiedniego wzrostu i w określonym wieku. Przeszkodę stanowiło nawet noszenie okularów. Ostatnio spotkałem się jednak z opinią, że film ten, choć wydano na niego rekordowe 27 milionów złotych, wcale nie powala na kolana. Zapewne niektórzy posądzą mnie tu o stronniczość , ale ja pozwolę sobie nie zgodzić się z taką oceną.
Historia opowiedziana w tym filmie rozpoczyna się spontanicznymi oświadczynami lekko „lewego” poety-ułana Jana (Borys Szyc) pięknej aktorce teatralno-kabaretowej Oli (Natasza Urbańska). Tuż po zaślubinach ów Jaś wyrusza naprzeciw bolszewickiej inwazji. Podczas walk zostaje jednak oskarżony o komunistyczną agitację i skazany na śmierć (m.in. za bijatykę z przełożonym w obronie czci swojej Oli). Wyrok, chcąc, nie chcąc, odracza napad czerwonych na obóz Polaków i w ten sposób nasz Jan może na własne oczy zobaczyć jak funkcjonuje system komunistyczny. Czekista Bykowski (Adam Ferency) zachowuje go jednak przy życiu, aby komuniści widzieli, że w ich szeregach są również Polacy. Na szczęście Jan stosunkowo szybko dostrzega złe strony tego ustroju, więc prędko przedostaje się na właściwą stronę barykady. W międzyczasie w Warszawie rozsiewana jest plotka, że ów Jan (mąż Oli) przeszedł na czerwoną stronę mocy. Kapitan żandarmerii, niejaki Kostrzewa (Jerzy Bończak), ma jednak pewien chytry plan. Postanawia zataić całą sprawę i nie rujnować kariery aktorce, ale w zamian chce od niej tego, czego może chcieć zgrzybiały kapitan żandarmerii od hmm… Nataszy Urbańskiej. Na szczęście nie udaje mu się zrealizować tego planu, a Ola zaciąga się jako sanitariuszka do Ochotniczej Legii Kobiet. Pierwszy polski film historyczny, zrealizowany w technologii 3D, kończy się więc Happy Endem, ponieważ Ola odnajduje swojego ciężko rannego ułana w szpitalu polowym.
Fabuła tego obrazu jest faktycznie niezwykle prosta, ale tak można by uprościć każdy film, więc jak zwykle bardziej liczy się tu wykonanie. Z opinii zamieszczonych w Internecie oraz z tych zasłyszanych od znajomych, wywnioskowałem, że ten film to musi być po prostu totalna kicha. Przyznam jedno: gra aktorska rzeczywiście nie zachwyca i zdarzają się tu również typowe filmowe wpadki (widoczne linie wysokiego napięcia, kamera, alarm nad wejściem do kościoła), ale będę bronił swojego zdania, choć nie mam za wiele argumentów przemawiających za doskonałym wcieleniem się aktorów w kreowane przez nich postaci. Po aktorach pokroju Borysa Szyca czy Nataszy Urbańskiej spodziewałem się znacznie więcej, choć też nie mogę im też zarzucić zaćmienia umysłu na planie tejże produkcji. Gdy Jan po wydaniu wyroku wyprowadzany był z polowej sali sądowej, miał w oczach błysk podobny do tego, jaki miał również Silny w „Wojnie polsko-ruskiej”. Ola, śpiewająca „Rozkwitały pąki białych róż”, sprawiła, że i we mnie obudził się właśnie taki Jan, a gdy kokietowała kapitana Kostrzewę, to chciałem się z zazdrości powiesić. Cała reszta już jednak nie zachwyca. Ujęcie Oleńki prującej ze łzami w oczach z kaemu jest tak dramatyczne, że aż nudne. Nie zachwyca również rola księdza, którego gra Łukasza Garlicki. On nie nadaje się po prostu do roli, która, choć epizodyczna, winna być wykreowana jako rola zapadająca w pamięć, tak jak postać kapitana Wagnera z „CK Dezerterzy”. Ciekawostką z planu może być fakt, że Łukasz w ogóle nie rozstawał się z… papierosem. Odpalał dosłownie jednego od drugiego. Możecie mi wierzyć lub nie, ale naprawdę komiczny był to widok, gdy Garlicki (ubrany w sutannę) ćwiczył powstawanie z ziemi z krzyżem w prawej dłoni i fajką w lewej.
Na pochwałę zasługuje natomiast ścieżka dźwiękowa, stworzona przez znanego polskiego kompozytora muzyki filmowej Krzesimira Dębskiego. Wymyślona przez niego „Śpiewka 1920” (w filmie w wykonaniu Urbańskiej) naprawdę chwyta za serce. Ciekawą postacią na planie, oczywiście poza I reżyserem, Jerzym Hoffmanem, był II reżyser Krzysztof Łukaszewicz, który miał z nami (statystami) świetny kontakt, choć był wymagający i konsekwentny. Był również rozpoznawalny i cieszył się na planie powszechnym szacunkiem. Lekko upierdliwy był natomiast pan Andrzej Szenajch odpowiedzialny za kostiumy. Z tego co wiem, to brał on już udział w kilku innych polskich produkcjach jako specjalista ds. militarnych („Katyń”, „Pianista”) oraz jako aktor trzecioplanowy („Karol: człowiek…”, „Pułkownik Kwiatkowski”, „Wiedźmin”). Moją uwagę zwróciła również postać Stalina, Lenina oraz Marszałka. Wszystkie świetnie wykreowane, ucharakteryzowane i zagrane przez (odpowiednio): Igora Guzuna, Viktora Balabanova oraz Daniela Olbrychskiego. Tu chciałbym jeszcze dodać, że pan Daniel Piłsudski miał na planie nawet osobistą charakteryzatorkę.
Podczas oglądania filmu w rzeszowskim kinie Heliosie przypominał mi się ten okres, który spędziłem na planie i wszystkie zabawne momenty z nim związane. Spostrzegawczy widzowie zauważą zapewne, że niektórzy czerwonoarmiści nie mają butów, a ich stopy owinięte są zwykłymi szmatami. Drobny to szczegół, ale w bardzo realistyczny sposób oddaje jakość tamtego wojska. Scena, w której dumna Armia Czerwona wychodzi ze skraju brzozowego lasu, kręcona była kilkanaście razy (nomen omen było to na poligonie wojskowym w Wesołej, dokładnie naprzeciwko okopu, z którego strzelała Natasza), ponieważ reżyserom zależało na tym, abyśmy wszyscy stali w idealnej linii. Na dodatek zostaliśmy powieleni na ekranie 3-krotnie, ponieważ było nas wtedy ok. 200 statystów (w całym filmie zagrało ich ponad 4 tysiące), a szeregi wojska sięgają aż po horyzont. Ciekawe było również wybieranie osób ginących. Podczas kręcenia zdjęć pan Krzysztof (II reżyser – przyp. red.) rzucał na przykład hasło: „Sierpień pada!”, co oznaczało mniej więcej tyle, że osoby urodzone w tym miesiącu mają paść trupem.
Najbardziej podobały mi się w tym filmie bardzo realistycznie przedstawione sceny bitewne i to głównie te z linii frontu. Zbliżenia żołnierzy walczących na bagnety, pięści lub kamienie można teraz oglądać dzięki pracy operatorów, którzy ubrani w mundury biegali razem z nami, ze specjalnymi, owiniętymi dla niepoznaki w szmaty kamerami, przeznaczonymi do kręcenia obrazu w technologii 3D. Tuż przed klapsem każdy z nich otaczany był przez statystów, a wszystko po to, aby udało się mu ukryć kamerę i by miał szansę nakręcenia zbliżeń.
Ciekawostką jest również to, że na pewnych kadrach filmu można dostrzec byłych i aktualnych uczniów Kopernika!
Jak widzicie film posiada mnóstwo mocnych stron, ale (gwoli sprawiedliwości) zdarzają się też zbuki. Moim zdaniem niepotrzebne było kręcenie tego filmu w technologii 3D, ale czegóż nie robi się dla pionierstwa. A może właśnie to jest największym minusem tego obrazu, bo zamiast skupić się na zrobieniu dobrego kina epickiego, zajęto się chyba za bardzo naginaniem filmu do potrzeb 3D, czyli głównie do skracania. Wiadomo przecież, że od oglądania takich filmów w specjalnych okularach bolą oczy. Niemniej, plejada gwiazd jest? Jest! Polska w chlubnym momencie swojej historii jest? Jest! Hoffman wielkim reżyserem jest? Jest! Więc czego więcej chcieć?
Grafika: własność autora tekstu
Komentarze [6]
2011-11-09 19:19
a mnie się recenzja spodobała :) zazdroszczę i talentu i szczęścia! ;)
2011-11-03 16:23
Czy Grzegorz Rasiak wielkim piłkarzem jest? Raczej nie jest i to między innymi przez jego osobę mecze reprezentacji oglądało się... sami sobie dokończcie. Faktem niezaprzeczalnym jest, że należał on do najbardziej “drewnianych” piłkarzy w naszej piłkarskiej reprezentacji.
Gdy zobaczyłem w telewizji reklamę filmu, o którym mowa w recenzji, wiedziałem już, że tego filmu nie obejrzę. Dlaczego? Otóż w tejże migawce telewizyjnej moim oczom ukazała się twarz Nataszy Urbańskiej, którą można też podziwiać na jednym ze zdjęć zamieszczonych w artykule.
Dama owa, znakomita gdy chodzi o występy odtwórcze (vide “Przebojowa Noc”), pozbawiona jest jednak jakiejkolwiek osobowości scenicznej, czemu wyraz daje najpewniej w tymże filmie oraz ostatnio w TVN-owskim “Tańcu z gwiazdami”.
Cieszę się więc, że filmu nie obejrzałem. Recenzję przeczytałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Dziękuję.
2011-10-25 01:18
Ona podobno też grała w tym filmie. Jak tylko mnie zobaczyła to chciała ze mną zdjęcie strzelić, więc nie miałem nic przeciwko ;)
Jeszcze dodam kilka smaczków z planu, których nie wypadało umieszczać w tekście. W/w pan Andrzej był naprawdę bardzo upierdliwy i potrafił korygować wszystko już nawet po klapsie. Raz jak kręciliśmy którąś scenę enty raz z kolei, to on właśnie uwidział sobie poprawić coś komuś, a wtedy II reżyser, Krzysztof, skwitował to krótkim” “Andrzej, wypier…aj” ;) I to przez megafon.
Często podczas kręcenia lubiliśmy grać martwych, bo gdy powtarzaliśmy niektóre sceny, to nie mogliśmy zmieniać pozycji, co nierzadko było pretekstem do snu. Raz gościa nie mogliśmy dobudzić, jak trzeba było raz jeszcze coś kręcić. W końcu wstawaliśmy przed 5, żeby zdążyć na plan.
Coś dla spostrzegawczych. Wyłapałem, że w wielu scenach pojawiają się te same… truchła. Niektóre styropianowe modele martwych koni lub żołnierzy były tak podobne do oryginału, że sami się dziwiliśmy.
Za to nigdy nie zapomnę momentu nagrywania dźwięku do jednego z ujęć. Raz się zdarzyło, że kręciliśmy obraz i dźwięk osobno, bo ten drugi nie wyszedł najlepiej. Mieliśmy odtworzyć raz jeszcze tę samą scenę, czyli przebiec od punktu A do punktu B i paść plackiem. I gdy ponad 100 chłopa padło jeden na drugiego, to przynajmniej kilkudziesięciu wyrwało się głośne “ku**a” ;)
Na koniec dodam, że scenę z nalotem samolotowym kręciliśmy bez samolotów (były wklejane komputerowo), a tylko osoby pełnoletnie otrzymywały do broni (w 50% prawdziwej) ślepaki.Jeśli kogoś zainteresuje, to poniżej wrzucam linki do filmików, które kręciliśmy telefonami na planie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=2wGT2NyX7Is
http://www.youtube.com/watch?v=CM2T1VbzTyA
http://www.youtube.com/watch?v=_af2×2FdFHw
2011-10-24 21:01
A ja daję 5, bo mi się podobało i mnie akurat wciągnęło. Zdecydowanie zachęciłeś mnie do obejrzenia tego filmu. I jeszcze zanim zaczęłam czytać, tak patrzę na pierwsze zdjęcie i kminię, czy mi się zdaje, czy co? ;)
2011-10-24 20:01
Trochę dziwna ta twoja recenzja, ale nie można ci odmówić warsztatu. A wzbogacenie tekstu o własne wspomnienia z planu to moim zdaniem całkiem trafiony pomysł.
2011-10-24 19:46
Nie powaliła ta “recenzja”. W ogóle mnie ona nie wciągnęła :/ Jak na naczelnego, bardzo słaby tekst. Ocena tylko 2.
- 1