Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Po co świecą gwiazdy?   

Dodano 2014-03-19, w dziale recenzje - archiwum

Każdy z nas potrzebuje niekiedy tzw. kopa, aby znów zacząć działać. Na pewno dobrze znacie taki stan, gdy nic Wam się nie chce. Poszukując takiej właśnie pozytywnej energii, trafiłam na książki Matthew Quicka. Po przeczytaniu „Poradnika pozytywnego myślenia” z niecierpliwością czekałam na polskie wydanie kolejnej powieści tego autora. Książki, której światowy rozgłos wyprzedził polskie wydanie. Dziś jestem już po lekturze. Usiądźcie więc spokojnie przy kawie i rzućcie okiem na moją recenzję „Niezbędnika obserwatorów gwiazd”.

/pliki/zdjecia/gw1.jpgNa początku był Finley i jego ojciec, który swojemu małemu synkowi kazał do upadłego trenować przed domem rzuty do kosza. Chłopiec, który jest narratorem „Niezbędnika…”, mówi potem o tym doświadczeniu, że jest to jego jedyne wspomnienie z dzieciństwa – wielogodzinne ćwiczenie celności. Tak uciekał przed rzeczywistością, przed nagłym i niezrozumiałym zniknięciem matki, o którym nikt nic nie mówił i przed niedołężnością dziadka, który w wyniku bliżej nieznanych mu okoliczności stracił obie nogi.

Finley był jednym z niewielu „białych” mieszkańców Bellmont, mieściny położonej gdzieś na krańcu cywilizowanego świata. Niestety, z prawdziwych zdobyczy cywilizacji dotarła tu jedynie koszykówka. Miastem rządziły gangi narkotykowe oraz irlandzka mafia. Ludzie bali się narazić gangsterom i wiedli swój żywot po cichu i beznamiętnie. Nie próbowali też wyrwać się z tej dziury, bo mogło się to dla nich źle skończyć (prawdopodobnie taki właśnie los spotkał matkę Finleya). I chyba dlatego ojciec Finleya roztoczył nad swoim synem ochronny płaszcz niewiedzy.

Niestety, osamotnienie i utrata stabilizacji rodzinnej wywarły na Finleya zły wpływ. Chłopak zamknął się na otaczających go ludzi, dusząc w sobie wszystkie przeżycia i emocje. Stał się prawdziwym outsiderem. I trwało to do czasu, aż w jego życiu pojawiła się Erin. Dziewczyna, która była dla niego niczym gwiazda na niebie – cel, dla którego warto było żyć i marzyć. Ta piękna, zielonooka dziewczyna stała się dla Finleya swoistym łącznikiem ze światem. Ich wyjątkowe uczucie było tylko „ich” – nie obnosili się więc z pocałunkami, raczej koili nimi niesprawiedliwości codziennego życia. Oboje spotykali się co wieczór na dachu jego domu i patrząc w gwiazdy marzyli, by wydostać się z tego piekła, jakim było dla nich Bellmont.

Połączyło ich także miłość do koszykówki. Oboje zapamiętale trenowali i chcieli dorównać „czarnym”. Podążają za mottem ojca Finleya – „Zawsze masz szansę wygrać dzięki ciężkiej pracy” - trenowali całymi godzinami. Ich poświęcenie sięgało tak daleko, że co jakiś czas rozstawali się, aby miłość nie przeszkadzała im skupić się na grze. Któregoś roku zauważyli jednak, że to zaczyna ich przerastać.

Ich świat był przez długi czas poukładany. Może na nieco chorych zasadach, ale jednak. I właśnie wtedy ten najbardziej małomówny człowiek świata, czyli nasz główny bohater, został poproszony przez swojego trenera o nietypową przysługę. Miał wprowadzić do lokalnej drużyny koszykarzy nowego chłopaka, który przyjechał do Bellmont. Problem tkwił jednak w tym, że nie był to zwyczajny chłopak. Dwumetrowy, czarnoskóry Russ był zdolnym, młodym człowiekiem i niezłym koszykarzem. Mając takie warunki i umiejętności chłopak ten nie powinien znaleźć się w drużynie Bellmont, ale los pokierował jego życiem inaczej.

/pliki/zdjecia/gw2.jpgRuss stracił w wypadku oboje rodziców i przeszedł nerwowe załamanie. Od tamtego czasu zaczął uważać się za kosmitę. Tak, tak, kosmitę, obcego, przybysza z innej galaktyki, którego imię brzmi Numer 21. Uważał, że ma do wypełnienia na Ziemi ważną misję. W oczekiwaniu na odpowiedni znak od swoich ziomków, stacjonował jednak tymczasowo w swojej bazie, czyli w lśniącym od gwiazd pokoju w domu swoich dziadków w Bellmont. I tak, dzięki wspomnianemu zbiegowi okoliczności, splotły się losy Finleya i Russa, chłopaków z problemami, oderwanych zupełnie od rzeczywistości. Czy będą w stanie sobie nawzajem pomóc? Warto to sprawdzić, sięgając po tę książkę.

Lektura pełna jest surowych emocji, ukazanych w gestach dwóch nastoletnich chłopców. Każdy z nich ma swoje powody, aby rozstać się z życiem, ale jednak tego nie robi. Finley pozostaje więc jedynym białym w drużynie koszykówki, a Numer 21 zostaje w niej pierwszym kosmitą. Inni od wszystkich, acz zadziwiająco do siebie podobni. Zawiązują milczące porozumienie, aby nie rozmawiać o sprawach bolesnych. Ich więź to pokręcona przyjaźń, której podstawa opiera się na gwiazdach, niebie i fascynacji Russa Wszechświatem.

Od tej pory ich życie nabiera rozpędu. Poczynając od sukcesów ich drużyny, przez problemy Finleya z dziewczyną, na mafijnych porachunkach kończąc. Wszystko to opowiedziane jest klarownym, wypranym z emocji językiem. Dzięki temu możemy skupiać się na nietypowych relacjach między postaciami. Finley ma oparcie w swojej dziewczynie, Erin, która jako jedyna wytrzymuje jego minimalistyczny styl bycia. Dzięki niej chłopak nie traci kontaktu ze światem. W tej ich relacji zawarta jest niezwykle ważna prawda. Życie nie staje się prostsze, ale nieco bardziej znośne, dzięki wsparciu osoby, która cię rozumie.

Matthew Quick sięga w tej książce po sprawdzony już nie raz schemat. Dwoje ludzi z problemami spotyka się, by zmienić swoje życie. Zmiana ta następuje stopniowo, przez rozwijanie wspólnych pasji i rozmowę. Głównych bohaterów Quicka cechuje ambicja i upór w dążeniu do celu. Potwierdzają oni tezę, że tylko dzięki ciężkiej pracy można osiągnąć wyznaczony cel. W ten schemat świetnie wpisuje się Finley. Wie, że musi poświęcić coś dla spełnienia marzeń i tak właśnie robi. Poświęca samego siebie i życie towarzyskie dla swojej sportowej pasji.

Po przeczytaniu kolejnej książki tegoż autora mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jest on prawdziwym znawcą ludzkiej psychiki. Wielu jest na świecie takich Finleyów i Russów, ponieważ nie chętnie przyznajemy się do swoich problemów. Wielu ludzi z naszego najbliższego otoczenia często za maską uśmiechu kryje poważne osobiste dramaty. Warto tym ludziom pomóc uporać się z ich codziennością. Bo tak naprawdę, to właśnie te zwykłe dni są dla nich najtrudniejsze. Te dni, kiedy czują się słabi, nieważni i niepotrzebni. Wspierajmy innych, tak jak wspierali się Finley i Russ i jak wspierała głównego bohatera Erin. Przekazujmy codziennie dawkę pozytywnej energii całemu światu, bo świat w gruncie rzeczy jej potrzebuje!

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.4 /20 wszystkich

Komentarze [2]

~Bergi_vel_Bergmann
2014-03-19 21:27

Czemu białych w cudzysłowie? Czy już nie można kolorów skóry po imieniu nazwać?

~Ginger
2014-03-19 21:14

Chciałam tylko dodać, że w oryginale tytuł brzmiał: “Czy gwiazdy świecą tylko po to, aby każdy mógł znaleźć swoją?”

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 96luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Gutek 22gutek

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry