Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Po drugiej stronie   

Dodano 2007-10-07, w dziale opowiadania - archiwum

Ciemną sylwetkę jakby wiatr zdmuchnął. Odwrócił się ledwie na chwilę, zwiedziony jakimś trzaskiem, a gdy znów spojrzał przed siebie – nikogo w leśnej gęstwinie nie dojrzał. Rozglądnął się nerwowo i wyciągnął z pochwy krótki miecz. Panowała cisza, odgłosy bitwy zostały daleko w tyle.

Przed oczami świsnął mu błyszczący przedmiot i poleciał dalej, roztrącając gałęzie. Strzała.

Anherm odruchowo przywarł do najbliższego pnia, lecz wątła sosna nie dawała wystarczającego schronienia. Rzucił się na ziemię, przeczołgał do przodu i wpełzł w gąszcz młodych drzew. Myślał gorączkowo – co dalej? W głowie miał dziesiątki pomysłów, lecz żaden nie gwarantował najważniejszego: przeżycia.

Zanim podjął jakąkolwiek decyzję, usłyszał miarowy odgłos kroków, chrzęst liści, trzask łamanych gałązek. Coraz bliżej i bliżej.

Przewrócił się na plecy, by mieć lepszy widok. Zobaczył, jak tropiony mężczyzna idzie prosto w jego stronę. W rękach trzymał napięty łuk.

Anherm chciał się zerwać, zaatakować albo uciec, ale nie zdążył. Strzała pomknęła w jego stronę, a w chwilę potem z szyi chlusnęła krew.

Zapadła ciemność.

***

Ocknął się na zimnej, ceglanej posadzce. Otaczał go zupełny mrok, śmierdziało stęchlizną i siarką. Podniósł się, otrzepał z pyłu. Miecz gdzieś zniknął – tak samo jak sztylet, tkwiący wcześniej za pasem.

W nieprzeniknionych ciemnościach świecił się w oddali jeden jedyny punkt.

- Jest tam kto? – zawołał najemnik, lecz odpowiedziało mu tylko echo. Ruszył w kierunku światła.

Najpierw dostrzegł wielkie, dwuskrzydłowe drzwi, który lśniły w świetle pochodni, a także stół, za którym siedziała jakaś postać. Im jednak był bliżej, im więcej szczegółów dostrzegał, tym bardziej zwalniał kroku.

Postać owa miała skórę czerwoną, z głowy wyrastały jej dwa niewielkie rogi, zaś pokryte futrem nogi – oparte wygodnie o blat – kończyły się kopytami.

- Istny diabeł – wymamrotał lękliwie wojak i zupełnie się zatrzymał, stanąwszy na krawędzi mroku i migotliwego blasku ognia.

Tymczasem tajemniczy osobnik wstał z miejsca, wykonał ręką zapraszający gest i rzekł donośnym, a przy tym – o dziwo – całkiem przyjemnym głosem:

- Proszę, proszę tutaj.

Najemnik drgnął, ale do wyboru mając jedynie ucieczkę w bezbrzeżną czerń, zdecydował się podejść – na poły przestraszony, na poły zaciekawiony.

- Jestem tutaj, że się tak wyrażę, furtianem – wyjaśnił tamten, zerkając w rozłożony przed sobą pergamin. – Anherm Echerton, tak? Rodowity mieszkaniec Vahlenborgu? – spojrzał nań swymi czarnymi, świdrującymi oczami i z powrotem zajął miejsce za stołem.

- Tak, ale…– zająknął się najemnik, bo diabeł wcale nie czekał na odpowiedź, tylko podsunął mu pożółkłą kartę, z której dopiero co wyczytał jego nazwisko, wskazał na miejsce w dolnej jej części i rzekł:

- Tu podpisać.

Anherm wziął podane mu pióro, pokręcił nim w palcach, aż nagle wybuchł:

- Co to za miejsce? Gdzie ja w ogóle jestem?!

- No jak to… Nie widać? – furtian uśmiechnął się szeroko i wskazał na spory napis, widniejący nad drzwiami. – Czytać nie potrafisz?

Woj popatrzył bezradnie na niezrozumiałe dlań znaki.

- Ach tak, nie potrafisz – diabeł pokiwał z politowaniem głową. – Niepiśmienny. To i podpisać się nie będziesz umiał. Tam jest napisane: „Piekło”.

- Piekło… – powtórzył Anherm bezwiednie, a na jego twarzy zaczęło odmalowywać się coraz większe zdziwienie.

- Tak, piekło! – potwierdził z niejaką satysfakcją bies. – Oddział siedemnasty, okręg czwarty, koło dziewiąte: południowe księstwo teherskie. Nasze motto: śmierć, to tylko początek.

Mężczyzna przełknął głośno ślinę, zamrugał.

- Co… co ja tu robię?

- Cóż za pytanie… Umarłeś.

Wojak długo trawił usłyszane słowa, aż wreszcie dotknął palcami szyi, przypomniawszy sobie przeznaczoną dlań strzałę. Żadnej rany nie wyczuł.

- Jak to? Co to za bzdury?! – wykrzyknął głosem, w którym przerażenie mieszało się z gniewem – Co to za maskarada?!

Furtian tylko skrzywił się z niezadowoleniem. Widząc, że Anherm rozgląda się nerwowo, myśląc najwyraźniej nad ucieczką – strzelił palcami.

Najemnik poczuł, jak na ramiona opadają mu czyjeś ciężkie łapska i natychmiast umilkł. Obejrzał się - za nim stały dwa kolejne diabły, nad podziw wysokie i masywne, łypiąc nań przekrwionymi ślepiami.

- A więc – bies za biurkiem ponownie się uśmiechnął i podsunął mu pergamin – lepiej jednak podpisz. Możesz postawić krzyżyk, narysować coś albo zostawić odcisk kciuka… Czym? No jak to czym, własną krwią!

Silniejszy uścisk na ramionach zdusił słowa protestu. Anherm posłusznie nakłuł dłoń podanym mu ostrzem i umoczył pióro w kropli krwi.

- Dobrze – rząd trzech czerwonych krzyżyków został zaaprobowany. – To prawie jak cyrograf, ale korzyści z tego mieć nie będziesz. Witaj w naszych skromnych progach. No, dalej!

Oba skrzydła bramy otworzyły się z przeraźliwym skrzypieniem. Mężczyzna, pchnięty bezceremonialnie przez dwóch drabów, runął do przodu i wylądował twarzą na posadzce po drugiej stronie drzwi.

***

Zaprowadzono go do komnaty, wąskiej wprawdzie, ale za to tak długiej, że przeciwległego jej końca nie sposób było dojrzeć. Zapełniały ją szafy uginające się pod ciężarem podobnych do siebie woluminów o ciemnobrązowych okładkach. Niski sufit zmuszał Anherma i jego strażników do pochylenia głów.

- Tak, to właśnie to – dobiegł spośród półek chropowaty głos.

Do wciśniętego w kąt stołu podszedł niewysoki, krępy archiwista o krągłym obliczu, lekko zagiętych w tył rogach i sięgającej pasa brodzie. W rękach trzymał grubą księgę.

- Niech się pan tak nie obawia – spróbował pokrzepić Anherma, który co i rusz spoglądał trwożliwie za siebie. – Przecież pana nie zabiją, pan i tak nie żyje.

Kiepska to była pociecha.

- Spójrzmy… - mruknął do siebie bies i zaczął wertować pożółkłe karty. – Niezły z pana gagatek, nie da się zaprzeczyć. Gwałty, rozboje, mordy… Żołnierskie życie.

- To jest… – zaczął pytanie najemnik.

- …lista pańskich grzechów i przewinień, tak. Co ja tu widzę, znęcanie się nad zwierzętami. To nieładnie. Bluźnierstwa, przekleństwa… eksperymenty z czarną magią? – diabeł oderwał na chwilę wzrok od zapisanych stron i spojrzał na najemnika z przyganą. – Przecież pan nawet czarodziejem nie jest!

- Ja… - woj chciał się usprawiedliwić, ale archiwista zbył go machnięciem ręki.

- Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa… - przerzucił kilka kart. – Jest nawet krzywoprzysięstwo.

- O nie! – tym razem Anherm zareagował ostro, nie bacząc na ostrzegawcze warknięcie strażników. – Do tego nigdy się nie posunąłem.

- A kto przysiągł niejakiej Onehini Toe na wszystkich bogów, że nie ma wobec niej żadnych nieczystych zamiarów? – archiwariusz wycelował w niego oskarżycielsko palec.

Wojak poruszył bezgłośnie ustami, potarł skroń.

- Miałem wtedy… może z czternaście lat!

- Czy to pana zdaniem zbyt mało, by być w pełni odpowiedzialnym za swoje czyny? W tym wieku jest się zdolnym do rozrodu i samodzielnego życia, więc należy być świadomym konsekwencji podejmowanych decyzji!

Wojak poczuł, jak wzbiera w nim złość – szybko jednak zmieniła się w bezradność.

- Wystarczy tego dobrego. Otrzymuje pan kategorię: łotr – powiedział diabeł zdecydowanie, zapisując to na końcu księgi. – Wyprowadzić!

***

Ściany zanurzonego w mroku korytarza zamykały się nad nimi, formując trójkątne sklepienie. Idący na czele diabeł niósł pochodnię, tworzącą wokół chybotliwy krąg światła. Raz z ciemności niespodziewanie wyszedł inny bies, pokłonił im się w milczeniu i na powrót znikł w czerni.

Szli tak od dłuższego czasu: Anherm, dwaj konwojenci i przewodnik. Ten ostatni, chudy jak szczapa diabeł, nieustannie trajkotał:

- …sam zresztą widzisz, to nie jest zbyt ciekawe zajęcie. Mało u nas trupów, jeden na kilka dni, a na dodatek zazwyczaj sami zwykli grzesznicy. Prawda, ostatnio trochę lepiej przez całą tę wojnę. Pracowałem kiedyś w oddziale czwartym, tam to dopiero ruch! Niemal co dzień maniakalni mordercy, zboczeńcy, szaleńcy. Nie tacy jak ty, co zabijają na wojnie, tylko prawdziwe bestie w ludzkiej skórze. No a tutaj… Był raz, jakieś pięćset lat temu, jeden tyran. Przyjechał ze stolicy na polowanie i ubódł go żubr. Na szczęście! Jak ktoś mu podpadł, to kazał ściąć nie tylko jego, ale też całą rodzinę. Kobiet miał w całym swoim życiu niewiele mniej, niż osób na sumieniu. Jak mu która nie za bardzo dogodziła, to też na ścięcie. Długo żeśmy myśleli nad karą. Naprawdę nie chcesz wiedzieć, jakie rozkosze dlań zgotowaliśmy. Myśleliśmy nad tym dobry tydzień, aż wreszcie…

- Gdzie my idziemy? – odważył się wtrącić wojak.

Bies spojrzał nań zirytowany, zamruczawszy coś o przerywaniu w połowie zdania.

- Do miejsca twojej wiecznej męki – wyjaśnił z wyższością i już otworzył usta, by podjąć poprzedni wątek, ale rozmyślił się, przybierając w zamian dumny wyraz twarzy.

Ciszę przerywał teraz tylko stukot kroków czterech osób. Do czasu.

- Co to? – Anherm aż się zatrzymał, bo dotarł do nich odległy wrzask.

Rosłe diabły bezpardonowo popchnęły go do przodu.

- Wsłuchaj się – poradził mu chudzielec, uśmiechając się szeroko.

Szli dalej, a mężczyzna słyszał coraz więcej odgłosów. Pojedyncze z początku krzyki, jęki, łkania i lamenty z czasem złączyły się w nieprzerwane, pełne cierpienia pasmo.

Czoło najemnika zrosiły krople potu. Serce szamotało się w piersi.

Wkrótce korytarz rozświetliły liczne łuczywa, ukazując szeregi jednakowych drzwi – drewnianych, z żelaznymi okuciami.

Tymczasem hałas stał się dla Anherma nie do zniesienia. Zakrył uszy rękoma, niewiele to jednak pomogło. Wyobraźnia mimowolnie podsuwała przerażające obrazy.

- To są cele zbiorowe dla szeregowych grzeszników. Ot, zwykłe szumowiny, drobni oszuści, mężowie bijący żony i tym podobni – poinformował diabeł z jadowitą uprzejmością, chyląc się ku niemu. – Takich pomieszczeń mamy bardzo, bardzo dużo, ale one nie dla ciebie. O tak, a tu zaczynają się już mniej luksusowe miejsca – tłumaczył w miarę posuwania się do przodu, wskazując na kolejne wejścia. – Tu wsadzamy złodziei i cudzołożników. To też nie dla ciebie…

Wreszcie zatrzymali się przed jednymi z wrót.

- Czas się rozstać – rzekł bies. – Tu swoją pośmiertną karę odbywają tacy jak ty: żołnierze, który na rozkaz i za pieniądze gotowi są popełnić każde świństwo. Z pewnością spotkasz wielu znajomych.

Skrzypnęły zawiasy, drzwi powoli otworzyły się do wewnątrz. Najemnik cofnął się, gdy w twarz buchnął mu żar, zmrużył oczy pod oślepiającym, czerwonym blaskiem, w uszy uderzył go jazgot przerażenia i bólu, wnętrzności szarpnął spazm obrzydzenia od straszliwego smrodu.

Woj rzucił się w tył, próbując wyminąć strażników, ale jeden z nich chwycił go za ramię, a drugi wyciągnął zza pasa drewnianą pałkę i zamachnął się nią.

Anherm poczuł uderzenie w głowę, pod czaszką straszliwie zadudniło, a twarz zalała krew. Niemal stracił przytomność. Upadł na ziemię wśród złośliwych śmiechów.

Zacisnął powieki i zagryzł wargi, by wytrzymać napływający falami ból. Dotknął ręką rozbitego miejsca. Kość była pogruchotana, lecz woj wyczuł pod palcami jak rana stopniowo znika. Z osłupieniem zdał sobie sprawę, że wkrótce nie było po niej śladu.

- Tak to się właśnie odbywa – usłyszał tuż przy uchu głos przewodnika. – Drugi raz umrzeć się nie da, ale cierpieć można wiecznie. Skwapliwie z tego korzystamy.

Woj otworzył oczy. Diabły znikły, znikł też korytarz – Anherm znalazł się małej klitce, otoczony przez cztery ściany. W jednej z nich jarzył się prostokąt wejścia.

Nie od razu zrozumiał, co się stało. Wstał z trudem, rozejrzał się niespokojnie. Cały był zlany potem.

- Gdzie jesteście? – zawołał, ale jego głos był ledwo słyszalny w straszliwym hałasie.

Nagle z sufitu posypał się pył. Mur naprzeciw wrót ruszył z miejsca, powoli przybliżając się w ich stronę. Najemnik zaczął się cofać krok po kroku. Na plecach czuł rosnący żar, krzyki potępionych wbijały się w głowę tysiącem ostrzy. Od smrodu siarki znów poczuł mdłości.

Wreszcie wyczuł pod nogami próg. Obrócił się. Za sobą miał mur, przed sobą – oślepiające jasność, pulsującą męką i cierpieniem.

Wziął głęboki wdech. Ruszył do przodu.

Drzwi zamknęły się za nim z hukiem.

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /51 wszystkich

Komentarze [7]

~anonim
2007-10-10 07:52

Fajne :)

~agnieszka.
2007-10-09 22:04

dla mnie bomba :] jak przeczytałam pierwsze zdanie to stwierdziłam, że pewnie jakaś nuda, miło się rozczarowałam.

KiKo
2007-10-09 16:54

gratuluję i mogę tylko pozazdrościć ;)

~sunny
2007-10-09 14:52

bardzo fajny tekst, aż chciałoby się mieć choć namiastkę Twego talentu. :)

Aigel
2007-10-08 14:51

Voy, znakomity, wyśmienity tekst. W każdej literce. Ten styl, ten szyk, ten język. Nie mogę tylko odżałować, że sprytnie uniknąłeś opisu tych strasznych tortur szykowanych dla tego złego pana tyrana.

~loll
2007-10-08 11:35

Nic dodać, nic ująć. Bardzo udany tekst. Tak trzymaj Voy, choć chciałoby się zobaczyć jak czujesz się i w innych formach.

~anonim
2007-10-07 18:14

Dobrze Wojtek :)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry