Pogrom w Madrycie
W ostatnim swoim tekście napisałem, że El Clasico 2014 będzie dla kibiców na całym świecie niezapomnianym wydarzeniem. Teraz mam ochotę powiedzieć, a nie mówiłem? Ugryzę się jednak w język. Żeby nie było jednak aż tak różowo, to muszę przyznać, że nie trafiłem niestety w 100% ze składami. Ale dość już gadania o niczym, przejdźmy do meczu.
Przypuszczam, że wszyscy kibice piłkarscy na świecie zebrali się tego dnia o godz. 18 przed ekranami swoich telewizorów lub monitorami swoich komputerów, by móc obejrzeć ten mecz. Potencjalny skład Realu Madryt podałem prawie idealnie. Ancelotti zmienił jedynie lekko jedną formację. Przesunął Isco na lewą stronę, a Ronaldo i Benzema mieli grać jako napastnicy. Właściwie to po pewnym czasie i tak obaj zaczęli grać tak, jak zakładałem, no ale wyjściowe ustawienie drużyny było nieco inne. Przyznaję natomiast uczciwie, że Luis Enrique trochę mnie zaskoczył, bo na środku obrony obok Mascherano ustawił Pique, a Mathieu przesunął na lewą stronę. Poza tym tam, gdzie ja proponowałem Rakiticia, trener Barcelony ustawił Xavi.
Składy:
Real Madryt: Iker Casillas (C); Daniel Carvajal, Pepe, Sergio Ramos, Marcelo; James Rodriguez, Toni Kroos, Luka Modrić (89' Alvaro Arbeloa), Isco (84' Asier Illarramendi); Cristiano Ronaldo, Karim Benzema (87' Sami Khedira).
FC Barcelona: Claudio Bravo; Dani Alves, Javier Mascherano, Gerard Pique, Jeremy Mathieu; Sergio Busquets, Andes Iniesta (72' Sergi Roberto), Xavi Hernandez(C) (60' Ivan Rakitić); Luis Suarez (69' Pedro Rodriguez), Lionel Messi, Neymar.
Obejrzałem ten mecz wraz z czterema moimi kolegami, kibicami Barcelony (przypominam, że ja jestem fanem Realu). Telewizor włączyliśmy w 2. minucie spotkania. Jeszcze się dobrze nie rozsiedliśmy na kanapie, a już mogliśmy wyładować pierwsze emocje. Suarez zagrał fantastyczną piłkę przez całą szerokość boiska do Neymara, Brazylijczyk pohasał trochę po boisku, uderzył technicznie w róg bramki i gol. Przecierałem oczy ze zdziwienia. Co do cholery robili w tym momencie Carvajal i Pepe? Przyglądali się. Gol obciąża również konto Casillasa, bo w mojej ocenie strzał ten był absolutnie do obrony. Następnie Neymar popisał się świetną techniką, robiąc "rainbowa" wokół Jamesa Rodrigueza, który nie za bardzo wiedział, co się dzieje. Co prawda piłka wyszła na aut, ale sama sztuczka bardzo mi się podobała. Potem do ataku ruszył Real. Najpierw z wolnego mocno uderzał Ronaldo, ale trafił w mur. Potem James uruchomił Benzemę, który próbował przelobować Bravo, ale mu się nie udało. Zawodnik ten zmarnował po chwili jeszcze co najmniej ze dwie setki. Najpierw Marcelo dograł mu idealnie na głowę, ale jego strzał trafił w poprzeczkę, a gdy dobijał, uderzył niestety "na Ramosa", czyli w najwyższą kondygnację trybun. Po raz kolejny się na nim zawiodłem. Walka trwała jednak dalej. Messi ściął równo z murawą Modricia, a w bonusie skasował jeszcze Kroosa, za co otrzymał żółtą kartkę. Kartonik obejrzał również Neymar, ponieważ uderzył łokciem Carvajala. Barcelona przycisnęła. Akcję prawą stroną poprowadził Alves. Podał do Suareza (chyba bał się wrzucać), który dośrodkował po ziemi do Messiego. Argentyńczyk musnął lekko piłkę, by ta zmieniła tor lotu, ale Casillas pokazał kunszt i wybronił tę akcję. W Barcelonie wyróżniał się w tym okresie Jeremy Mathieu. „Rudy” poczuł się jak skrzydłowy. Szarżował często do przodu, ale trzeba przyznać uczcicie, że wracał równie często do obrony. w 25. minucie doszło do pierwszej kontrowersyjnej sytuacji. Ronaldo wpadł w pole karne, ale tam zatrzymał go Busquets. Karny?! Oglądałem potem tę sytuację kilka razy i uważam, że sędzia zdecydowanie dobrze ocenił żenujący popis aktorski Crisa. Swoją drogą napiszę chyba tekst o takich symulacjach i symulantach. Wróćmy jednak do meczu. Nieoczekiwanie przygasł Neymar. Swoje winy zaczął natomiast odkupywać Dani Carvajal, który czyścił go, jak chciał. I nadeszła chwila, na którą czekałem ja i wszyscy kibice Realu. Marcelo dośrodkowywał po ziemi, ale to jego dośrodkowanie ręką zablokował Pique i sędzia wskazał na jedenasty metr, karząc dodatkowo Katalończyka „żółtkiem”. Do piłki podszedł Ronaldo i strzelił wybornie. Tym samym zakończył serię Barcelony, która do tamtego momentu nie straciła jeszcze gola w tegorocznych rozgrywkach (Bravo nie skapitulował przez 796 minut). Odetchnąłem z ulgą. Chwilę potem Iniesta władował się bez pardonu w nogi Modricia i również otrzymał żółtą kartkę. Zawodnicy Barcy mieli tego dnia fazę na zbieranie kartek tego koloru, bo zgromadzili ich całkiem pokaźną kolekcję. Real miał jeszcze co najmniej jedną świetną okazję przed przerwą. Znakomitym zagraniem popisał się Marcelo, który dograł do Jamesa, ale Kolumbijczyk znów uderzył obok bramki. Po tej akcji arbiter Gila Manzano zakończył pierwszą odsłonę.
Po pierwszej połowie byłem bardzo podekscytowany i nie mogłem doczekać się na część drugą. W Realu wyróżniali się Marcelo, Isco i James. W Barcelonie na początku widoczny był Neymar, ale stopniowo gasł. Co prawda próbował się pokazać Jeremy Mathieu, ale jego zagrania wywoływały raczej uśmiech politowania, nie dając drużynie żadnej korzyści. Nawet moi koledzy, kibice Barcelony, podzielali moje zdanie, twierdząc z przekonaniem, że Mathieu na obronie Barcelony to absolutne nieporozumienie.
Na drugą połowę zespoły weszły w bardzo bojowych nastrojach. Po pięciu minutach miałem jednak kolejny powód do radości. Kroos idealnie dośrodkował z rzutu rożnego. Piłka trafiła na głowę Pepe, który uderzył w lewy dolny róg bramki i było 2-1. Myślałem, że oszaleję ze szczęścia. Duża w tym zasługa Daniego Alvesa, który nie przypilnował Brazylijczyka z portugalskim paszportem. Po tym golu Real wyraźnie uspokoił grę. Kolejną niezłą akcję dla tej drużyny wypracował Benzema, jednak zabrakło kilku centymetrów, żeby mógł do niej dojść Ronaldo. Trzeba jednak przyznać, że i Barcelona miała w tym czasie co najmniej dwie niezłe akcje. Najpierw w pole karne Realu wpadł Messi, ale Ramos nie pozwolił mu oddać celnego strzału, a chwilę później genialnym uderzeniem popisał się Mathieu. Uderzył z 25 metrów idealnie przy słupku, ale Casillas wyjął tę piłkę końcami palców. Realizator telewizyjny pokazał wówczas zbliżenie twarzy francuskiego defensora, który sprawiał wrażenie, jakby nie docierało do niego to, co zrobił. Po kilku minutach mieliśmy okazję obejrzeć kolejny przypadek boiskowego aktorstwa. Tym razem w głównej roli wystąpił sam Luis Suarez. Ramos ewidentnie przegrywał z nim pojedynek biegowy, ale Urugwajczyk niespodziewanie padł na murawę. Chciał wymusić kartkę dla rywala? Żenada. Po tym incydencie trener Enrique postanowił nieco przyspieszyć grę i w miejsce Xaviego wstawił Rakitića. Chwilę po tej zmianie Isco tak wymieszał Iniestę i Mascherano, że ci nie wiedzieli, gdzie są. Zagrał do Ronaldo, który spowolnił akcję. Podał jednak do Jamesa, który prostopadłym podaniem uruchomił Benzemę. Karim uderzył po długim słupku i było 3-1. Real przejął całkowitą kontrolę nad meczem. Zawodnicy Dumy Katalonii niby jeszcze walczyli, ale wyraźnie stracili zapał. Luis Enrique próbował jeszcze ratować sytuację kolejnymi zmianami. Najpierw Suareza zmienił Pedro (nieporadny w ataku), a po kontuzji Iniesty na Bosku pojawił się Sergio Roberto. Real zaczął natomiast zmieniać skład dopiero w 84' minucie. Miejsce rewelacyjnie grającego Isco zajął Asier Illarramendi, za Benzemę wszedł Khedira, a tuż przed końcem spotkania Arbeloa zmienił Modricia. Cytując Ancelottiego: "rozpoczął się proces zamrażania meczu". Na końcu posprzeczali się jeszcze Dani Alves i Cristiano Ronaldo. Portugalczyk obejrzał żółtą kartkę, bo kopnął "Mr. Wrzutę". Sędzia odgwizdał koniec. Euforia kibiców Realu będzie trwała na pewno długo. W końcu po dwóch latach starań udało im się wreszcie pokonać w lidze odwiecznego rywala.
Jak oceniam to spotkanie?
Zacznę może od Realu, bo jest mi bliższy. Zagrali solidnie we wszystkich formacjach. Należy więc tylko żałować, że przysnęli przy pierwszej akcji. Jestem dumny z formacji defensywnej tej drużyny. Po występie Isco jestem przekonany, że od tej chwili powinien bezsprzecznie wychodzić w podstawowej jedenastce. Wreszcie dobry występ zaliczył James Rodriguez, który udanie zastąpił Bale'a. Najsłabszym ogniwem zespołu nadal wydaje się być Benzema, choć w tym meczu pokazał się z dobrej strony. Nie zmienia to jednak faktu, że wolałbym widzieć w linii ataku Realu kogoś innego.
Barcelona grała jedynie przez pierwsze 30 minut meczu, a potem sprawiała wrażenie, jakby jej się odechciało. Co gorsze, potwierdziła się moja negatywna ocena ich linii defensywnej. Pique zagrał tragicznie, a grę Mathieu wolę zostawić bez komentarza. Żałuję też, że Alves nie dośrodkowywał. Ewidentnie brakuje im kogoś takiego jak Puyol. Mówię oczywiście o Puyolu w szczytowej formie.Brakuje im także walecznych, szybkich i twardo grających obrońców. Niezrozumiałe było też dla mnie wystawienie w pierwszym składzie Xaviego. Ten zawodnik swoje najlepsze lata ma za sobą i to Rakitić powinien grać od pierwszej minuty spotkania. Zaskoczyła mnie także postawa Messiego, który w meczu o taką stawkę nie pokazał absolutnie nic. Po prostu gościa jakby nie było na boisku. Na pochwałę zasługują natomiast Neymar i Suarez. Było pewne, że Suarez nie zagra pełnych 90 minut, ale zaprezentował się nieźle. Neymar na szczęście tym razem nie „aktorzył” i nie mam go za co linczować. Zagrał dobry mecz. Na pochwały zasłużył także Claudio Bravo. Dzięki niemu spotkanie zakończyło się tylko wynikiem 3-1, a nie wyższym.
Reasumując. Real obnażył aktualne braki Barcelony i pokazał klasę. Mogliśmy zobaczyć, że Barcelona ma w tym sezonie poważne problemy w meczach z silnymi rywalami. Cieszę się natomiast z tego, że w tym sezonie walka o mistrzostwo Hiszpanii zapowiada się nie mniej ekscytująco niż w ubiegłym.
Grafika:
Komentarze [2]
2014-11-02 18:25
Piłka nożna, gry komputerowe i …. nic poza tym.
2014-10-29 17:17
Ból d... kibiców Barcelony za 3…2…1…
- 1