Pomysł rodem ze Szwecji
Tak sobie myślę, że Szwecja to jednak dziwny kraj. Ostatnio coraz częściej słyszymy o co najmniej zaskakujących pomysłach tamtejszych parlamentarzystów, które błyskawicznie rozprzestrzeniają się po całym świecie, wzbudzając namiętne, niekończące się dyskusje. Coś mi się przy tym wydaje, że ludzie ci zbyt mocno zachłysnęli się niezwykle popularną w ostatnich latach filozofią gender.
Co to właściwie jest filozofia gender? Upraszczając, chodzi o tak zwaną płeć kulturową bądź społeczną, w odróżnieniu od tej biologicznej. Zwolennicy tej ideologii głoszą, że społeczeństwo przypisuje mężczyznom i kobietom odmienny, określony odgórnie zespół cech, zachowań, stereotypów i ról płciowych. A wszystko to zdeterminowane jest dodatkowo przez kulturę i tradycję.Filozofia gender dotarła naturalnie w tzw. międzyczasie i do naszego kraju, i można by rzec, że znalazła tu bardzo podatny grunt. Przejawem tego są choćby niektóre projekty najnowszych ustaw, nad którymi pracuje ostatnio nasz rząd. Wśród nich znalazł się m.in. projekt ustawy zezwalającej na nadawanie nowo narodzonym dzieciom imion zdrobniałych bądź niepozwalających na odróżnienie płci. Do tej pory obowiązywała w naszym kraju ustawa zakazująca takich praktyk. Władze doszły chyba jednak do wniosku, że powinniśmy iść z duchem czasu i podążając za zachodnią modą, zmienić to. Bardzo możliwe, że projekt ten wejdzie w życie już na początku przyszłego roku. Możemy więc spodziewać się w aktach urodzenia i wielu innych dokumentach pojawienia się takich imion jak: Kubuś, Maciuś, Zosieńka, Kasiula, Angel, Fifi, Taylor, Sasha, Alex czy DJ. Czy to ma faktycznie jakiś głębszy sens? Opinie rodaków są mocno podzielone.
Zwolennicy tego projektu zwracają uwagę na konieczność zmian polskich przepisów i dopasowanie ich do europejskich standardów. Jako argument przytaczają wzrastającą liczbę małżeństw z cudzoziemcami i pojawienie się niespolszczonych imion. Przywołują także jako argument tzw. „swobodę rodzicielską”, czyli niezbywalne prawo rodziców do dokonania samodzielnego wyboru imienia dla swojego dziecka, w co państwo nie powinno w żaden sposób ingerować. Z tego wynikałoby jednak, że obecnie wybór imion dzieci nie należy tak do końca do rodziców, z czym raczej trudno się zgodzić. Bo jeśli nie do nich, to niby do kogo?
Z kolei przeciwnicy wprowadzenia tej zmiany zwracają uwagę, że decyzja o wyborze imienia podejmowana jest nazbyt często pod wpływem chwilowych emocji, kaprysu czy też wątpliwej potrzeby zabłyśnięcia przed znajomymi oryginalnością. To trochę tak, jakby wybór nietypowego imienia mógł spowodować, że dziecko zostanie geniuszem. Niektórzy uważają nawet, że ustawa ta może być bezprecedensowym naruszeniem tradycji nadawania imion, która niesie ze sobą konkretne przesłanie (imiona nadawane są najczęściej na cześć znanych ludzi lub świętych, którzy według wierzeń chrześcijan, mają potem nad nim czuwać). Psycholodzy przestrzegają jednak przez nadawaniem dzieciom wydumanych imion, gdyż w ten sposób rodzice mogą mniej lub bardziej nieświadomie skrzywdzić swoje dziecko i spowodować, że w przyszłości stanie się ono ofiarą kpin i niewybrednych żartów ze strony swoich rówieśników.
No cóż… projekt wspomnianej ustawy budzi naprawdę sporo emocji. Mnie zastanawiają jednak bardziej prawdziwe powody proponowania takich zmian? Czy faktycznie chodzi tylko o poszerzenie swobód obywatelskich czy też jest to zwykłe uleganie modzie? Bo co do tego, że jest to ukłon w stronę zwolenników filozofii gender, nie mam najmniejszej wątpliwości. Zacieranie różnic między kobietą i mężczyzną, nawet w sprawie tak oczywistej jak wybór imienia, jest bez wątpienia ingerencją w odwieczny porządek rzeczy. Czasami, gdy słyszę o takich pomysłach, myślę sobie, że ludziom to już się naprawdę w głowach poprzewracało. I dziwi mnie tylko, że nasi parlamentarzyści tak ślepo chcą podążać za obcymi wzorcami, miast bronić naszej narodowej tożsamości, której częścią są w końcu również imiona. Może faktycznie niewielką, ale jednak.
PS Jak to mówią, wszystko co dobre, kończy się niestety szybko… zbyt szybko. Tak więc i dla mnie nadszedł kres edukacji w tej szkole. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie trzy lata czytali i komentowali moje teksty. Dziękuję za wszystkie komentarze. Za te życzliwe i pełne wskazówek, jak i za te mocno irytujące. Wiadomo, że nie zawsze wychodzi tak dobrze, jakby się chciało, tym bardziej więc dziękuję Wam, Drodzy Czytelnicy. Słowa podziękowania pragnę skierować również do moich koleżanek i kolegów z redakcji SGI Lesser. Dziękuję Wam za tę wspaniałą atmosferę, jaką tworzyliście i pewnie nadal będziecie tworzyć w naszym „Akwarium”. Naprawdę cieszę się, że mogłam być z Wami, poznać Was i doświadczyć blasków i cieni bycia dziennikarką. No cóż… był to niezwykły czas, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Grafika:
Komentarze [2]
2013-06-03 23:03
Na Twoim miejscu nie krytykowałbym imion odwołujących się do tradycji chrześcijańskiej.
„JACEK pochodzi od Hiacynta, co w grece odpowiada imieniu Hyakinthos.
Hyakinthos nosił według mitologii piękny niczym bogowie Olimpu, grecki atleta, syn króla Sparty. Bóg Apollo zakochał się w młodym księciu. Spędzał z nim dużo czasu na polowaniach wędrując przez pola, lasy i góry lub wspólnie uprawiając różne ćwiczenia.”Polecam lekturę całości:
http://www.yakipl.republika.pl/jacek.html
2013-06-03 20:17
Mszczuj, Nażyr, Suliwuj, Trzebiegost – jakoś rzadko spotyka się te tradycyjne słowiańskie imiona wśród tak zwanych Polaków.
Mnóstwo za to jest Dawidów, Szymonów, Adasiów i innych imion pochodzących od pewnej pejsatej nacji a l’outre mer.
Podobnie z dziewczynkami; Dobrawa, Mścisława, Bożena zostały prawie całkowicie wyparte przez semickie Ewę, Annę, Marię czy Magdalenę.Sama chyba autorko przyznasz, że w świetle tego, co napisałem powyżej, to w kwestii imion nie mamy specjalnie czego bronić.
Po prostu to, co w tej sprawie było naszym elementem tożsamości narodowej zostało nam powoli zabrane przez stulecia chrystianizacji.
Czyż nie tak?
- 1