Potrzebny od zaraz
Ranek tego dnia był ciepły i słoneczny. Gdzieniegdzie sunęły po niebie pojedyncze chmury. Mimo wczesnej pory na ulicach Londynu panował gwar. Jedno pozostawało wszak niezmienne – małe mieszkanie na Baker Street 221B, czarne drzwi i przechylona kołatka.
- John! John! – nagle z głębi mieszkania dobiegł podniesiony głos.
- Jestem zajęty, o co chodzi? – odparł Watson nie podnosząc wzroku znad laptopa.
- Nudzi mi się! – jego przyjaciel, detektyw, nie dawał za wygraną.
- To idź na spacer, do sklepu albo zrób coś użytecznego i posprzątaj w mieszkaniu.
- Nuuudy – westchnął Sherlock i położył się na kanapę, zrzucając przy okazji na podłogę parę rupieci, które tam leżały.
Detektyw często nie potrafił zorganizować sobie czasu, marudząc jak dziecko. Dzisiaj jednak przechodził samego siebie. Ostatnia sprawa, którą rozwiązał, miała miejsce tydzień temu. Od tamtego momentu cisza. Im więcej czasu upływało bez "ciekawego" zabójstwa, tym bardziej był nie do zniesienia, a doktorowi przybywało siwych włosów od wysłuchiwania jego ciągłych narzekań
Mężczyzna wstał z kanapy i poprawił szlafrok. Podszedł do siedzącego na fotelu Watsona i oparł brodę na głowie przyjaciela.
- John, co robisz?
- Przecież dobrze wiesz - odparł Watson z lekką irytacją. – Weź głowę, to boli – poruszył delikatnie swoją, dając do zrozumienia, że nie ma w tej chwili ochoty na kontakt z natrętnym przyjacielem.
- Oh John! Daj spokój. Próbuję tylko zająć się czymś produktywnym – odparł z przekąsem i prostując się energicznie, rozczochrał włosy Watsona.
- Naprawdę myślisz, że przeszkadzanie mi jest ciekawe? Muszę uporządkować dokumenty, a jeżeli tego nie zrobię, to w najlepszym wypadku wyleją mnie z pracy i nie będziemy mieli za co kupić twojej ulubionej herbaty. John przymknął w końcu laptopa i odwrócił się, aby lepiej widzieć rozmówcę. Był przyzwyczajony do takiego zachowania Sherlocka, ale dziś nie miał zdecydowanie ochoty na bezproduktywną wymianę zdań.
- Co cię ugryzło? - Chodzi o twoją dziewczynę. Rzuciła cię przez sms'a, czyż nie? Jak jej tam było... Sara? Nie, nie, chyba Clara. Myślę o tej bibliotekarce. Rzuciła cię zanim znajomość na dobre się rozkręciła. John przypomnij mi jej imię.
- Willow... A jeśli chodzi o Clarę, to pozwól, że ci przypomnę, ze to ty wszystko zepsułeś, dlatego proszę cię skończ już. Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać. Nie dziś.
- Okej, okej... już siedzę cicho... – Sherlock usiadł lekko naburmuszony na swoim fotelu, podciągając nogi pod brodę i mrucząc coś pod nosem o nudzie i braku sensownego zajęcia.
Nagle zadzwonił telefon. Detektyw podniósł się powoli i podszedł do okna. Po chwili szeroko się uśmiechnął i zatarł ręce. A trzeba wam wiedzieć, że uśmiechał się tak tylko wtedy, kiedy szykowało się coś ciekawego.
- Czemu nie odbierzesz telefonu? Może to dzwoni Lestrade z jakąś propozycją?
- Tak, to Gorge.
- Greg –sprostował doktor. – Odbierz na miłość boską, bo jeśli ma dla ciebie sprawę, a ty jej nie weźmiesz, to osobiście ci coś zrobię – dorzucił gniewnie.
- Spokojnie John. Zobaczysz, zaraz tu będzie. I radzę ci, żebyś ubrał jakiś cieplejszy sweter. Na dworze jest dość wietrznie. Sherlock zrzucił szlafrok z ramion i ruszył lekko podrygując w stronę sypialni. Po chwili wrócił do salonu w wełnianym swetrze Johna, trzymając w ręku drugi, wraz z dwoma parami skarpet.
- Przecież byłem rano po herbatę i bułki w sklepie, wcale nie jest tak zimno. – John patrzył z niedowierzaniem na przyjaciela, który jakby nigdy nic stał już w korytarzu i uśmiechał się szeroko.
- Łap i zakładaj – detektyw spoważniał i rzucił sweter na oparcie fotela. – Ja nie mam nic na tak ciepłego, żeby się nie przeziębić. Musiałem wiec coś od ciebie pożyczyć.
John założył sweter.
- Skąd wiesz, że to będzie kolejna sprawa, a poza tym, że będziemy musieli wyjść z domu? –nie ukrywał zdziwienia doktor.
- Pani Hudson! – krzyknął detektyw w stronę drzwi. – Wyjeżdżamy za chwilę z Johnem i nie będzie nas do wieczora! Proszę nie czekać na nas z kolacją!
- Wyjeżdżamy? – mruknął John.
Kobieta zjawiła się po chwili w salonie ze zdziwioną twarzą.
- Oh, Sherlocku. Nie krzycz tak, nie jestem jeszcze głucha. I nie jestem waszą gosposią – powiedziała twardo, marszcząc delikatnie brwi.
- Wybieracie się na randkę? – na twarzy kobiety zagościł ciepły uśmiech.
- Pani Hudson, ile razy... Ja i Sherlock nie jesteśmy parą i nigdy nią nie będziemy – odparł stanowczo John.
W tej samej chwili rozległo się energiczne pukanie, a raczej walenie do drzwi.
- Ja otworzę – powiedział doktor zamierzając w stronę drzwi.
- Ubierz kurtkę i idziemy, szkoda czasu, to na pewno Lestrade – rzucił Holmes.
Policjant ani zamierzał jednak czekać, aż mu ktoś łaskawie otworzy i wszedł zdyszany do środka.
- Sherlock, do cholery! Odbieraj czasem telefon – zerknął ze zdziwieniem na przygotowanych już do wyjścia mężczyzn. – Chodźcie, mamy kolejne morderstwo i to takie, które powinno was zainteresować – jesteście potrzebni od zaraz.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?