Przyjaźń – łatwo powiedzieć
W ubiegłym roku, latem, wybrałem się z rodzicami na wakacje do Grecji. Piękne krajobrazy, ciepły i łagodny klimat, miła obsługa hotelu. W skrócie – raj na ziemi. Jedyny szkopuł w tej całej sielance to brak towarzystwa rówieśników (rodzice to jednak nie to samo...). Chociaż nie do końca! Na jednej z fakultatywnych wycieczek poznałem przemiłą dziewczynę z Polski, która - jak się wkrótce okazało - mieszka niestety setki kilometrów od Tarnobrzega.
Mimo tej trudności, utrzymujemy ze sobą kontakt do dziś. Wydawać by się na pozór mogło, że taka znajomość nie ma prawa przetrwać. A jednak. Rozmawiamy ze sobą bardzo często na czacie bądź przez słuchawkę i mogę dziś śmiało powiedzieć, że nie jest to taka całkiem zwyczajna znajomość internetowa. To coś zdecydowanie większego – prawdziwa przyjaźń. Za chwilę zaczniecie zapewne podpierać się autorytetami amerykańskich naukowców (sic!), którzy twierdzą, że przyjaźń zaczyna się dopiero po latach bezpośrednich kontaktów. Nic bardziej mylnego. Według mnie przyjaźń zaczyna się wtedy, gdy obie „strony” są na to gotowe i mają sobie do zaoferowania coś więcej, niż tylko „co tam? – a, okej”. Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Bo istnieje i my jesteśmy na to najlepszym dowodem.
Przyznam szczerze, że w miałem wątpliwości po powrocie z wakacji, czy uda nam się jeszcze spotkać. Ona, mieszkanka większego miasta, zapraszała mnie na pewne interesujące imprezy, podczas których moglibyśmy się zobaczyć. Ale za każdym razem coś szło nie tak – no cóż, nie mogłem przyjechać i już. Ale w końcu udało się i jestem z tego bardzo zadowolony.
Po powrocie do domu zagadałem do niej wieczorem na czacie. To prawda, że widzieliśmy się parę godzin wcześniej. Czy to więc nie przesada paplać ze sobą po raz kolejny? Otóż nie. Bo przyjaciele się sobą nie nudzą. Jeżeli relacja między dwojgiem ludzi zaczyna się ścierać, oznacza to jedno: jest to więź nieprawdziwa, stworzona najprawdopodobniej na siłę. A mądrość ponadczasowa głosi: „nic na siłę”. Zmuszać się możemy do nauki, do czytania nudnych jak ten artykułów, ale nie do zacieśniania relacji międzyludzkich.
Mimo dzielących nas na co dzień setek kilometrów, udało nam się spotkać już nie raz (nasze korzenie wrastają w ten sam grunt – w Podkarpacie). I chociaż za każdym razem widzieliśmy się przez zaledwie kilka godzin, to każde takie spotkanie wzmacniało tę naszą przyjaźń.
Zapytacie pewnie, o czym my rozmawiamy, nie mając wspólnych znajomych, miejsc i planu lekcji? Rozmawiamy dosłownie o wszystkim. Mówimy o swoich zainteresowaniach, które niekoniecznie się pokrywają, o swoich ważniejszych przeżyciach, doświadczeniach i problemach, które wspólnie rozwiązujemy na tyle, na ile jesteśmy w stanie to uczynić. Poruszamy też w naszych rozmowach bardziej wzniosłe tematy, od polityki zaczynając, przez poglądy społeczne, aż po stosunek do świata i ludzi z punktu widzenia naszych płci. Mamy do siebie ogromne zaufanie. I to zaufanie nie opiera się na zasadzie „powiem ci to czy tamto, bo i tak nie możesz mi zaszkodzić”. Nie, my ufamy sobie, bo możemy, a ponadto uważamy, że jesteśmy tego zaufania warci.
Często porównuję homo sapiens do bardzo silnych magnesów. Bo albo się przyciągamy, tworząc nierozerwalne sieci magnetycznych połączeń, albo odpychamy – po prostu. I każdy z nas jest takim naturalnym magnesem, a kto uważa się za elektromagnes, który włącza lub wyłącza swoje uczucia i potrzebę bliskości, ten jest w pełnym błędzie. Terencjusz powiedział niegdyś: „człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce” – zakwestionować tego nie sposób, ale rozwinąć można i owszem. Tym jednak zajął się Abraham Maslow, opracowując powszechnie znaną piramidę potrzeb. I choć na jej szczycie umieścił samorealizację, a potrzebę miłości i przynależności nieco niżej, to uważam, że jedno bez drugiego istnieć nie może. To byłby taki dom z fundamentami, schodami i dachem, ale bez ścian – czysty surrealizm.
Zachęcam Was – tych bardziej i mniej otwartych – aby odważyć się zrobić jednak ten mały krok w stronę innej osoby. Ale bez uprzedzeń i zbyt szybkich myśli. To się opłaci, bo gdzie kucharek sześć, tam zupy więcej. A znaleźć bratnią duszę naprawdę warto.
Grafika:
Komentarze [1]
2014-11-23 18:02
same
- 1