Pstryczek w nos od Matki Natury
W końcu przyszła wiosna, na którą wszyscy tak bardzo czekaliśmy. Po licznych zapowiedziach i prawie dwóch miesiącach spóźnienia obudziła przyrodę. Niestety, ostatnio pokazała nam również swoje mniej radosne oblicze… burze, ulewy, gradobicia, podtopienia, powodzie, tornada, a niekiedy znów zaskakujące o tej porze roku upały.
A miało być tak pięknie… słońce, cisza i spokój. Może i nie jest aż tak źle, jak w roku 2010, ale przecież miało być pięknie! To prawda, że termometr wskazuje dziś około 30 stopni Celsjusza, ale jeszcze kilka godzin temu mogłem obserwować przez okno przeszywające niebo błyskawice, które co i raz rozświetlały mój pokój i posłuchać gradu, który bębnił po szybach i dachu. Teraz, gdy spoglądam przez okno, widzę tylko szkody, jakie nam ten grad wyrządził. Nie jest dobrze. Albo coś się Matce Naturze pomyliło, albo też ma nam coś niezwykle istotnego do przekazania.
Mit Armagedonu z 2012 roku upadł i wszystkie nieoczekiwane zjawiska atmosferyczne straciły grunt, na bazie którego siały postrach. Ale to tylko pozór. Myślę, że nie powinniśmy ustawać w poznawaniu tych dziwnych zdarzeń. Dziwnych? A jak inaczej nazwać sytuację, gdy jakiś człowiek w Stanach Zjednoczonych nagle zapada się pod ziemię podczas snu, a ludzie w innych zakątkach świata słyszą nieokreślone i przerażające dźwięki?
Jak byłem mały, bałem się burz. Hałas gwałtownie rozprężającego się powietrza paraliżował mnie. Dziś jest inaczej. Uwielbiam patrzeć na to, co dzieje się na niebie, a ostatnio jest naprawdę na co popatrzeć. Uwielbiam po prostu obserwować demonstrację siły Matki Natury, która w ten właśnie sposób uświadamia nam, kto gra tu pierwsze skrzypce. Czasami odnoszę wrażenie, że jest ona trochę jak sadystycznie usposobione dziecko, które łapie małą kurę i wykręca jej łeb i wyrzuca go w krzaki. Innym zaś razem zachowuje się trochę jak kobieta w okresie napięcia przedmiesiączkowego, choć może to zbyt daleko idące porównanie.
Blask, który dają pioruny, to piękno w najczystszej postaci. Energia, która przy tym powstaje, nadal jest nieujarzmiona. To prawda, że ludzie prowadzą badania nad pozyskaniem i magazynowaniem tej energii, ale tylko kilka prób zakończyło się sukcesem i to częściowym. Może to i lepiej, że nie jesteśmy w stanie ujarzmić siły natury. Niech te 10000 amperów nadal cieszy nas jedynie swoim pięknem. Możemy tylko żałować, że tak często mamy szansę podziwiać te wyładowania w połączeniu z innymi atrakcjami burzowymi, czyli ulewnym deszczem czy gradem wielkości kurzych jaj, który niszczy ludziom cały dobytek.
Choć od amerykańskiej Alei Tornad dzieli nas prawie dziewięć tysięcy kilometrów, nie oznacza to bynajmniej, że jesteśmy bezpieczni. Jak na ironię w Polsce coraz częściej mamy do czynienia i z tym zjawiskiem. Nasze trąby powietrzne, choć o nieco mniejszej sile, potrafią jednak równie mocno niszczyć wszystko, co spotkają na swojej drodze. Internet to dziś kopalnia niesamowitych zdjęć obrazujących potęgę tego zjawiska, a YouTube pełny jest filmów, które pokazują nie tylko jak te zjawiska powstają, ale także, czym się najczęściej kończą. Wszystko, co takie tornado spotka na swojej drodze ma szansę przetrwania porównywalną z kartonowym pudłem w zderzeniu z rozpędzonym pociągiem. To niesamowite zjawisko, które zawsze przyciągało uwagę i fascynowało. Czasami chciałbym - niczym ci amerykańscy łowcy tornad - wjechać do wnętrza takiego tornada. Im się to udaje i to coraz częściej. Ostatnio widziałem nagranie tego zjawiska dokonane z wnętrza dziewięciotonowego, zakotwiczonego w ziemi wozu opancerzonego. Niezwykłe. Dawno nie widziałem tak niesamowitego materiału!
Każdego roku na świecie występuje kilkaset tornad, które niejednokrotnie otrzymują najwyższą ocenę w skali Fujity (F5). Prędkość wiatru w tych największych może dochodzić nawet do 500km/h. Nie trudno sobie wyobrazić, jaką potworną siłą dysponuje taki wiatr. Żeby było jeszcze ciekawiej, warto tu nadmienić, że tornado lubi też wodę i ogień. Widzieliście kiedyś wodne lub ogniste tornado?
Na szczęście w Polsce meteorolodzy prowadzą obszerne obserwacje i o wszelkich możliwych zagrożeniach natychmiast informują opinię publiczną. Może jednak niebawem i u nas pojawią się „łowcy burz”, którzy podejmą próbę sfilmowania jakiegoś tornada od środka?
Teraz to nawet nie za bardzo możemy iść nad rzekę, by postrzelać sobie kapslami w niebo. Ostatnie obfite opady spowodowały znaczne wezbrania rzek, które teraz ledwo mieszczą się w swoich korytach. Coraz częściej zdarza się również, że rzeki i rzeczki przerywają wały i zalewają znaczne obszary, podtapiając ludziom cały dobytek. Myślę, że wszyscy świetnie pamiętamy jeszcze to, co działo się u nas dokładnie trzy lata temu. Dziś sytuacja w naszym regionie nie wygląda źle, ale jak patrzymy na to, co dzieje się w Niemczech czy w Czechach, to trudno uciec od skojarzeń z powodzią w naszym regionie z 2010 roku.
Ogień to kolejny z żywiołów, nad którym nie potrafimy zapanować. Potężne pożary lasów nawiedzają co i raz różne obszary kuli ziemskiej. W ostatnim czasie Kanada doświadczyła takiego właśnie potężnego kataklizmu. I bądź tu mądry…
Nasza planeta ma jeszcze wiele tajemnic, dlatego z pokorą należy powinniśmy patrzeć na to, co dzieje się za oknem. Warto też zastanowić się, na ile są to zwykłe zdarzenia pogodowe, a na ile anomalie, które mogą być reperkusjami naszej działalności? Może Matka Natura nie jest już w stanie stabilnie funkcjonować i wysyła nam coraz głośniejsze sygnały S.O.S.? Miejmy jednak nadzieję, że niebawem nadejdą znacznie spokojniejsze dni, które przyniosą nam słoneczne poranki i leniwe wieczory.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?