Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Pustelnik papieżem   

Dodano 2019-05-30, w dziale inne - archiwum

W czasie dwóch tysięcy lat na czele Kościoła Katolickiego stało naprawdę wielu niezwykłych ludzi, zarówno takich szlachetnych i nieskazitelnych jak i rozbudzających wyobraźnię wiernych. Ci pierwsi trafiali z czasem na ołtarze, a tym drugim brak kanonizacji rekompensuje dziś popkultura, stawiając im pomniki trwalsze niż ze spiżu. W historii kościoła są jednak także postaci, które spełniają warunki obu kategorii. Jedną z nich jest papież Celestyn V (wybrany w roku 1294), którego pontyfikat przypadł na czas dla kościoła bardzo trudny i trwał zaledwie pięć miesięcy. Postać absolutnie wyjątkowa i fascynująca.

/pliki/zdjecia/cel1_7.jpgZacznijmy jednak od początku. Po śmierci Mikołaja IV w 1292 roku zjechali się do Watykanu kardynałowie, by dokonać wyboru kolejnego następcy św. Piotra. Trzeba wam jednak wiedzieć, że wybory wyglądały wówczas zgoła inaczej niż dziś i nie chodzi mi tu o Kaplicę Sykstyńską, o której nikt wówczas jeszcze nie marzył. Konklawe w tamtym okresie trwało bardzo długo. Skonfliktowani ze sobą kardynałowie spierali się miesiącami i nie potrafili w żaden sposób wybrać kandydata, który zebrałby 2/3 głosów. Część z nich, by wyrazić swoje niezadowolenie a niekiedy wręcz oburzenie, opuszczało nie raz nie dwa konklawe, a pozostali na miejscu knuli w tym czasie intrygi i zawierali sojusze. Historycy twierdzą, że przed wyborem Celestyna V konklawe trwało aż dwadzieścia siedem miesięcy, bo kardynałowie nie dostrzegali tak naprawdę dla siebie żadnych wymiernych korzyści z wyboru nowego papieża. Wszak w czasie wakansu to oni pełnili rolę zwierzchników Kościoła, a co za tym idzie i całej chrześcijańskiej Europy. Prym wśród nich wiedli kardynałowie z rodów Collona i Orsini, którym nie brakowało ambicji przejęcia tegoż wakansu. Mieli oni też prawo umieszczania na własnej tarczy herbowej dwóch kluczy i wieńczenia głowy tiarą, mimo to robili wszystko, co tylko możliwe, by przeciągać wybór następcy św. Piotra w nieskończoność, licząc przy tym, że uda im się dokonać wyboru takiego papieża, którym będą mogli manipulować. Ale nie tylko oni mieli takie plany. Podobne miał także król Neapolu Karol II z Andegawenów, który liczył na to, że papież pomoże mu odzyskać Sycylię, utraconą przez ojca w wyniku powstania narodowego, zwanego dziś „nieszporami sycylijskimi”. Ten jednak, w odróżnieniu od kardynałów, nie chciał czekać, gdyż gra na czas w żaden sposób nie przybliżała go do odzyskania Palermo. /pliki/zdjecia/cel2_7.jpgSłał więc rozpaczliwe, naglące i pełne wyrzutów listy do Watykanu. Ale to nie epistoły zachłannego króla poruszyły w końcu serca purpuratów, a list pewnego włoskiego pustelnika o opinii świętego. To właśnie on, Piotr z Morrone, syn ubogiego włoskiego chłopa, Benedyktyn znany z pobożności i pokory, przerwał niechlubny impas, który podkopał pozycję Kościoła. I choć nie nabył on wcześniej kreacji kardynalskiej, co do dziś jest jednym z wymogów, to właśnie jego ku zaskoczeniu całej chrześcijańskiej Europy kardynałowie jednogłośnie wybrali na kolejnego następcę św. Piotra (jedyny taki przypadek w historii kościoła).

Poczciwy braciszek zakonny wpierw odmówił tego zaszczytu, ale gdy kardynałowie potępili jego tchórzostwo w obliczu woli Boga, uległ, choć nieświadom był sprytnie obmyślonej przez nich intrygi. Nowego, prostolinijnego i niewykształconego papieża, przyjęto jednak w środowisku kościelnym z wielką radością. Celestyn V, bo takie przybrał imię, był oczywiście świadom trudności swego pontyfikatu i nie bez powodu bał się, że nie będzie w stanie tym trudnościom sprostać. Zwolennicy kościoła cnoty i pobożności widzieli jednak w tym wyborze wypełnienie się proroctwa Joachima z Fiore, który zapowiadał nadejście nowej ery w dziejach chrześcijaństwa, udręczonego pornokracją, cezaropapizmem, symonią i rodzącym się sporem o wyższość soboru nad papieżem. Za to kardynałowie i Andegaweńczyk uważali, że teraz będą mogli dać upust swoim konceptom i przeprowadzać zza pleców papieża różne manipulacje polityczne. Nowy papież nie bardzo potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Tęsknił za swoim zgrzebnym worem pokutnym, tak odmiennym od drogocennych papieskich szat. Narzekał też, że lepiej mu się modliło w eremie niż w bazylice, która przytłaczała go przepychem, rozpraszała mozaikami i /pliki/zdjecia/cel3_2.jpg przestrzenią. Zapragnął więc szybko wrócić choćby na adwent do swojej kochanej pustelni, a zarząd na ten czas przekazać trójce kardynałów. Polecił sprawdzić, czy takie działanie jest zgodne z prawem kanonicznym. Sprawę badało dwóch kardynałów, Benedetto Gaetani i Gerardo Bianchi. Ostatecznie papież zgody nie uzyskał. Uznał więc, że najlepiej będzie rozstać się z Rzymem na zawsze i wrócić na stare śmieci. Ale abdykacja również nie wchodziła wówczas w grę (dziś kwestia ta jest już zalegalizowana, z czego nie tak dawno skorzystał Benedykt XVI). Papież wydał więc stosowną bullę, na mocy której mógł zrzec się tiary, z czego po trzech dniach skorzystał. Następcą Clemensa został kardynał Gaetani, który przybrał miano Bonifacy VIII. Nowy papież obawiał się jednak od samego początku, że jego radykalni oponenci skupią się wokół ex papieża i wystarają się o jego destytucję, co może doprowadzić w konsekwencji do kolejnej schizmy chrześcijaństwa. Na jego rozkaz uwięziono więc Celestyna V w skromnej celi na zamku Furone. Były papież przyjął decyzję swego następcy z godnością. Miał nawet powiedzieć, że wreszcie odnalazł odpowiednie miejsce do modlitwy. Jednak po kilku miesiącach w zamkowej celi tęsknota za własnym eremem wzięła górę. Udało mu się zbiec w góry, gdzie został jednak zatrzymany i na polecenie Bonifacego VIII ponownie odwieziony na zamek Furone. Celestyn V zmarł tam po dwóch kolejnych latach w tajemniczych okolicznościach (odnaleziono go w celi z dziurą w głowie). /pliki/zdjecia/cel4.jpgJego następca wydał zaś w tym czasie bullę „Unam Sanctam”, która negowała rozdział państwa od Kościoła i uzależniała władzę świecką od duchownej, czym tak bardzo naraził się królowi Francji, Filipowi IV Pięknemu, że ten oskarżył go publicznie o pedofilię i nazwał papieżobójcą. Choć Filip nie zdołał ostatecznie doprowadzić do spalenia Bonifacego na stosie, co udało mu się wcześniej z ostatnim mistrzem zakonu Templariuszy, to zdołał go przeżyć i wymóc na jego następcy, Klemensie V, kanonizację Celestyna V, uznanie go za męczennika kościoła i ofiarę swego następcy (1313).

Cała rzecz nie przeszła bez echa. Poeta Dante Alighieri umieścił papieża Celestyna V w swej „Boskiej Komedii” w piekle, gdyż w jego opinii był tchórzem, niszczącym podstawy Kościoła. Bonifacego VIII strącił jednak jeszcze niżej, gdyż ten był dodatkowo wrogiem Florencji w dobie skomplikowanych podziałów Włoch na stronników cesarza i papieża. W obronie nieszczęsnego papieża stanął jednak Francesco Petrarka, który uznał jego abdykację za akt niezwykłego wręcz pragnienia wolności. O papieżu Celestynie V i jego historii mieliśmy też okazję usłyszeć nieco więcej u schyłku pontyfikatu Benedykta XVI, który złożył mu dwukrotnie hołd, zwracając mu papieski paliusz, co odebrano powszechnie jako nawoływanie do odnowy moralnej Kościoła. Na pewno nie można odmówić Celestynowi V pobożności i pokory, ale nie da się też ukryć, że talentem organizacyjnym i politycznym to on zdecydowanie nie grzeszył.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /34 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry