Robert Korzeniowski - wywiad z mistrzem
Lesser: Wszyscy wiedzą, że tak jak my obecnie, uczęszczał Pan kiedyś do ZSO im. Mikołaja Kopernika. Czy obecnie, z perspektywy czasu, można powiedzieć, że był to właściwy wybór szkoly średniej? Czy teraz byłby taki sam?
R.K: Niczego bym nie zmienił. Liceum było w Tarnobrzegu tylko jedno, a ja nigdy nie paliłem się do nauki w szkole o określonym profilu zawodowym, takiej jak technikum. W tych czasach, kiedy zaczynałem naukę, w ogóle możliwość jakiegokolwiek wyboru polegała raczej na zamianie kartek na papierosy na 200g wyrobu czekoladopodobnego. Mimo to cieszę się z braku możliwości zamiany mojego liceum na inny liceopodobny.
Lesser: Jakim uczniem był Robert Korzeniowski?
R.K: Ambitnym, bardzo ruchliwym, niezbyt obowiązkowym, niezbyt dokładnym, szyfrującym swoje pismo odręczne, przywódczym, ogólnie znanym z różnych nie tylko sportowych powodów, zawsze mającym coś do powiedzenia, choć nie zawsze było to związane z tematem lekcji.
Lesser: Proszę nam zdradzić sposoby może nie tyle oszukiwania, co dezorientowania nauczycieli, które najczęściej Pan wykorzystywał?
R.K: Najczęściej byłem tzw. zagadywaczem, który miał za zadanie na tyle umiejętnie pokierować rozmową nauczyciela z klasą, by wszelkie przepytywanki i sprawdziany typu ,,kartkówki” można było przełożyć na jakiś rozsądniejszy termin. Nie byłem zwolennikiem ściągania, ale na łacinie wspomagałem się słówkami wypisanymi ołówkiem na sąsiadującym z tekstem szarym obrazku. W końcu tłumaczenie polega przecież na zaglądaniu do słownika.
Lesser: Gdyby Pan został nauczycielem w naszej szkole, to jaki cel wyznaczyłby Pan sobie w pracy?
R.K: Starałbym się przekazać Wam przede wszystkim ciekawość świata we wszystkich jego przejawach. Równolegle pragnąłbym wychować mądrych niczym niezakompleksionych Europejczyków.
Lesser: A teraz pytanie z matematyki. Gdyby chód sportowy odbywał się tylko po równiku, to jaki dystans w swojej dotychczasowej karierze miałby Pan już za sobą?
R.K: Pytanie jest interdyscyplinarne, bo jeszcze kłania się geografia. Z moich matematyczno-geograficznych wyliczeń wynika, że już dwa i pół raza okrążyłem Ziemię i teraz kieruję się na Księżyc.
Lesser: Czy teraz spotykając się z młodzieżą, zauważa Pan jakieś zmiany w jej zachowaniu, obyciu, stosunku do zabawy i imprez w porównaniu do młodzieży z Pana lat szkolnych? Jakie różnice dzielą nasze pokolenia?
R.K: Jesteście na pewno: lepiej ubrani; bardziej otwarci na szeroki świat; mniej romantyczni, bo już nie walczycie z żadnym reżimem; równie, bądź może jeszcze bardziej przebojowi, co najmniej równie uroczy. Ponadto dumny jestem z bratnich dusz-humanistów, którzy jak żywo przypominają mi moją klasę D sprzed 87 roku
Lesser: Czy Robert Korzeniowski w życiu prywatnym jest równie dynamiczny jak jego chód, czy może jest oazą spokoju i harmonii, a może jedno i drugie?
R.K: Jestem wulkanem o kontrolowanej erupcji.
Lesser: Czego jeszcze Pan w życiu nie osiągnął, co ma dla Pana duże znaczenie?
R.K: Jeszcze nie znalazłem mojego sportowego następcy, chociaż tworząc prosportowe programy społeczne, mam nadzieję, że go sobie wychowam. Chciałbym żyć tak, aby dzielić się moim szczęściem z innymi.
Lesser: Jakie cechy charakteru pomogły Panu w odniesieniu sukcesu?
R.K: Przede wszystkim pracowitość i umiejętność współpracy w grupie. Wielkich sukcesów nie osiąga się ani szybko, ani w pojedynkę. Trzeba jeszcze umieć wyznaczyć sobie hierarchię wartości i na jej podstawie jasno postawić życiowe cele,z których realizacji należy samodzielnie się rozliczać.
Lesser: Czy Robert Korzeniowski czegoś się boi, np. dentysty, jak wielu dzielnych mężczyzn?
R.K: Boję się, że z każdym rokiem żyję coraz szybciej i kiedyś mogę temu nie sprostać.
Lesser: Kobiety wydają pieniądze na ubrania i kosmetyki. A na co Pan je lubi wydawać?
R.K: Oprócz tego, na co wydają je kobiety, to nie żałuję pieniędzy na podróże, dobrą kuchnię i uczestnictwo w czymś tak szerokim, jak kultura. Oprócz tego dużo wydaję na telefon, ale tego już nie lubię.
Lesser: Jak Pan ocenia uczestnictwo tak wielu pańskich nauczycieli podczas realizacji programu “Ananasy z mojej klasy” ? a) bardzo zaskakujące, aż odebrało mi mowę b) miła niespodzianka c) wiedziałem, że tak będzie. Przecież każdy chce się pochwalić, że miał ucznia, który odniósł taki sukces. Odpowiedź prosimy uzasadnić.
R.K: Nie sądziłem, że nauczycieli będzie aż tak wielu. A już z pewnością nie wyobrażałem sobie, że tak doskonale mnie zapamiętali.
Lesser: Czy może Pan opowiedzieć nam jakieś zdarzenie, które miało miejsce przy realizacji programu?
R.K: Wybierając się do studia w Krakowie sądziłem, że zaraz spotkam moich sympatycznych znajomych z lat szkolnych. Korytarze największego studia w Polsce wyglądały jednak na wymarłe. Nie było tam żywej duszy. Spotkałem tylko Artura Partykę, z którego klasą mieliśmy rywalizować, kierownika produkcji i kilku technicznych. Nie wiedziałem, że wszyscy nasi goście, w tym dwie Beaty, które tak mnie zaskoczyły, są ukryci w garderobach przylegających do naszych i nie dają żadnego znaku życia. Zaskoczenie, które chyba było widoczne na mojej telewizyjnej twarzy, było zatem jak najbardziej autentyczne, a emocje wcale nie reżyserowane według założonego scenariusza. ZDARZENIA, o których być może chcielibyście usłyszeć miały miejsce raczej po, niż w trakcie realizacji programu. Bawiliśmy się najpierw w gronie zwycięzców, później z pokonanymi do białego rana.
Lesser: Czy jest coś w Tarnobrzegu co wywołuje u Pana sentymenty do tego miasta np. ulubione miejsce, w którym często Pan przebywał?
R.K: Są dwa takie miejsca. Pierwsze to przepełniona wspomnieniami nasza wspólna szkoła, drugie zaś to Park Dzikowski, gdzie zaczynałem trenować judo, prowadziłem moje młodsze rodzeństwo na spacery, startowałem w zawodach przełajowych, jeździłem na sankach i nartach, wreszcie wybierałem się tam na moje pierwsze randki.
Lesser: Jak często odwiedza Pan nasze miasto?
R.K: Średnio bywam w Tarnobrzegu raz na pół roku przez jeden dzień. Dwa lub trzy razy w roku spotykam się z rodzicami w Krakowie. Jak już wspomniałem, moje życie nabrało szalonego tempa.
Lesser: Czy zawsze marzył Pan o karierze sportowca, czy może też zdarzyło się, że śnił Pan np. o czerwonym samochodzie, hełmie i sikawce strażackiej?
R.K: Wydaje mi się, że byłem normalnym dzieckiem, więc śniłem o każdej tej rzeczy we właściwym jej czasie.
Lesser: Życie w świetle fleszy i wśród tysięcy fanów jest łatwe i przyjemne, a może pełne zobowiązań, wyzwań i oczekiwań, którym musi Pan sprostać?
R.K: Zdecydowanie przychylam się do drugiej części postawionego pytania. Czasami myślę, że osoba marząca o takiej sławie, powinna przeżyć chociaż tydzień jako mój sobowtór, by potem móc zdecydować, czy na pewno tego chce. Proszę nie zapominajcie, że życie w świetle fleszy jest tylko konsekwencją odniesionego sukcesu, nie zaś celem działania.
Lesser: Czy gdyby można cofnąć czas, to chciałby Pan zacząć wszystko od nowa, poświęcając karierę i sławę, jaką się Pan cieszy w tej chwili?
R.K: Nie wiem tylko, dla jakiej idei miałbym je poświęcić. Jeżeli wiązałaby się z jakimś wielkim wyzwaniem i mógłbym ją realizować z pasją, to z pewnością tak.
Lesser: Na zakończenie proszę określić, na zasadzie skojarzeń, co dla Pana oznacza, czym lub kim jest:
rodzina:
- ciepło
sport:
- rywalizacja
praca:
- organizacja
talent:
- klejnot do oszlifowania
sukces:
- spełnienie
porażka:
- etap do sukcesu
stres:
- ekscytująca motywacja
zdrowie:
- siła
i oczywiście Robert Korzeniowski:
- to tylko ja
Lesser: Serdecznie dziękujemy za rozmowę. Zapraszamy do odwiedzenia szkolnej strony internetowej zso.tbg.net.pl i życzymy dalszych sukcesów!
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?