Rozprawa nad patriotyzmem - cz. 2
Znając już definicję i rys historyczny, mogę osobiście ustosunkować się do mojego państwa i narodowości. Po pierwsze należy zapytać czy narodowość jest niezbywalna? Uważam, że tak, czyli że rodząc się Polakiem, nigdy nie przestanę nim być. Ale jednocześnie uważam, że wcale nie muszę identyfikować się z tym narodem i mogę poczuć się częścią innego albo i żadnego.
Uważam też, że do poczucia tożsamości narodowej nie wystarczy sam fakt urodzenia i przyzwyczajenie. Właśnie przyzwyczajeniem tłumaczę fakt powszechnej miłości do „swojskiej” mowy, kuchni i krajobrazów, chociaż nie wykluczam, że często świadomie można uznać to wszystko za po prosto najlepsze.
Jedność kulturowa także dla mnie nie jest argumentem, gdyż w dobie globalizacji i coraz bardziej wielokulturowych społeczeństw traci ona znaczenie w formowaniu narodu. Pozostaje zatem obywatelstwo i „miłość do ojczyzny” – czyli dosłowne tłumaczenie słowa patriotyzm.
Obywatelstwo jest kwestią zmienną. Uważam za zupełnie uzasadnione pogardzanie obywatelstwem nie dającym praktycznie żadnych praw (kto chciałby być obywatelem Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej?) i pragnienie obywatelstwa gwarantującego tych praw jak najwięcej. Natomiast miłość do kraju składa się moim zdaniem z dwóch rzeczy. Po pierwsze ze wspomnianego przyzwyczajenia lub faktycznej sympatii do kraju, po drugie z dbania o wspólny interes narodowy. Jest to więc połączenie elementu sentymentalnego z pragmatycznym, można by rzec; zapakowanie pewnej treści w pewną formę. Ważne są tutaj proporcje. Dla przykładu autorzy Konstytucji 3 maja moim zdaniem je zachowali, zaś Sarmaci lub narodowcy machający flagami, to przerost formy nad treścią albo i zupełny brak treści.
Nie wspomniałem jednak o jednej niezwykle ważnej kwestii, o której pisze prof. Janion. Jest to poczucie wspólnej mitologii narodowej, czyli wspólnych wydarzeń i wartości. Zacytuję fragment na ten temat: „Z perspektywy kulturowych mniejszości, takich jak kobiety, Żydzi i wszyscy nie-katolicy, a także mniejszości seksualne, można zastanowić się nad pojęciem kanonu narodowego i jego trwaniem w świecie XXI wieku. Kanon narodowy w Polsce jest traktowany jako coś nienaruszalnego, niezmiennego. O pojmowaniu ducha narodu faktycznie ma decydować kościół katolicki oraz tradycja akowska.” I jeszcze dalej: „Spojrzenie z perspektywy feministycznej odsłoni charakter wybitnie męski naszej kultury. W jej obrazie na plan pierwszy wysuwają się społeczne związki między mężczyznami, więzi braterstwa i przyjaźni. […] W tym narodowym dramacie jedyna przewidziana dla kobiety rola to rola matki.”
Widzimy więc, że przyjęcie polskiego kanonu narodowego w tym kształcie wtłacza nas w pewne formy i marginalizuje niektóre grupy społeczne. Poczucie tożsamości narodowej powinno być czymś, co dodaje skrzydeł, a nie je podcina. Czymś, co jednoczy cały naród, a nie tylko jedną wybraną, najlepszą część. Powinno być powszechne, a nie wykluczające kogoś ze względu na pewne kryteria. Istnieją w Polsce wciąż silne głosy, które chcą zawłaszczyć poczucie tożsamości narodowej tylko dla siebie, zagwarantować je tylko białym, heteroseksualnym katolikom.
Cóż zatem zostaje w tej sytuacji pozostałym? Mogą podnieść sprzeciw i powiedzieć: „Nie! Tożsamość narodowa należy też do nas”. Oznacza to ciągłe przypominanie, że „my też tu jesteśmy”.
Mogą także powiedzieć: „Nie chcemy tej tożsamości, zabierzcie ją sobie.” Źle się jednak dzieje, kiedy jest to wynikiem frustracji i sposobem na wylanie złości żywionej w stosunku do swojego kraju. Można jednak nie czuć jedności z narodem lub współobywatelami.
Żaden człowiek nie ma obowiązku kochać swojej ojczyzny, każdy człowiek ma prawo swoją ojczyznę wybrać. Ludzie stworzyli państwo, aby zapewnić spełnienie swoich potrzeb. To państwo jest dla ludzi, a nie ludzie dla państwa. Zasady ustanawiane są dla dobra ludzi, a nie ludzie rodzą się, aby przestrzegać zasad dla samego ich przestrzegania.
Jeżeli państwo nie wywiązuje się ze swoich powinności wobec obywateli, ci mogą je naprawiać albo po prostu porzucić. W pełni popieram słowa Zofii Nałkowskiej „Kto nie ma praw, nie ma i obowiązków”. Dla mnie państwo nie jest mistycznym duchem, któremu winny jestem jakiś szacunek. Jest gwarantem moich praw, zwykłą organizacją. Czy Lwów jest w moim państwie, czy na Ukrainie – nic mnie to nie obchodzi, o ile nie mieszkam we Lwowie. Jeśli mogłoby powstać jedno państwo europejskie – silne i dające gwarancję praw – z chęcią przyjąłbym jego obywatelstwo.
To prawda, że traktuję państwo instrumentalnie. Bo ono jest instrumentem. Godła, flagi, hymny, ociekające militaryzmem defilady i manifestacje wojskowej potęgi – to wszystko w dawnej chwili swojego stworzenia miało na celu wzbudzać zachwyt i szacunek dla swojego kraju. Jednak człowiek świadomy swoich potrzeb jako istoty społecznej i bez tego winny jest państwu szacunek. Jeśli oczywiście ono sobie na niego zasłuży.
Nie jestem anarchistą. Wiem, że pokojowe współistnienie ludzi bez państwa, prawa i aparatów przymusu jest utopią nie do zrealizowania. Wierzę jednak, że kiedyś globalizacja doprowadzi do powstania jednego albo kilku superpaństw, a choroba nacjonalizmu przestanie toczyć poszczególne narody. Dopiero wtedy marzenie o świecie bez granic, bez wojen, bez wykluczenia i bez łamania praw człowieka będzie możliwe do zrealizowania. Ale to zależy tylko od nas.
Świat zjednoczony i szanujący różnice między ludźmi oraz środowisko naturalne byłby światem wspólnie rozwiązującym takie problemy jak ubóstwo, głód, globalne ocieplenie. Wspólnie, co oznacza skutecznie.
Ja chciałbym działać globalnie, z miłości do całego świata. Albo cóż… może z powodu mojej astronomicznej mani wielkości? To fundamentalne pytanie pozostanie chyba bez odpowiedzi.
Komentarze [6]
2009-09-21 18:04
Jako całość tekst wygląda naprawdę ciekawie, również problem patriotyzmu jest – wydaje mi się – szczególnie ważny w dzisiejszych czasach. W kilku miejscach troszkę powiało nudą, niemniej jednak za całokształt z mojej strony 5 :)
2009-09-18 16:36
Świat bez granic jest niemożliwy do zrealizowania. Globalizacja to najgorsze zło, które prowadzi do anarchi, bezprawia oraz wielu zwyrodnień. Świat “idzie” przed siebie ale czy napewno w dobrym kierunku? Tego nikt nie może być pewny skoro faceci przestają odróżniać mężczyzn od kobiet a krajami Europy zachodniej i USA rządzi banda lewackich liberałów.
Państwo jest dla ludzi, jednak aby miało to sens, świat musi opierać się na zdrowych zasadach. W przeciwnym wypadku będziemy w Polsce obserwować to co dzieje się w krajach wysoko rozwiniętych obecnie. Brak zasad i pogoń za globalizacją prowadzą i DOprowadzą do upadku tych narodów – jeśli nie za 10 lat to za 50.
2009-09-18 14:32
schowaj się do pudełka czekoladek, jorguś :)
2009-09-17 21:34
Jorguś świetne i tyle
2009-09-17 15:30
ale pieprzysz jorguś
- 1