Sąsiadka - cz. 2.
Ruszyliśmy do hotelu. Znajdował się on w młodszej części miasta. Ulica pokryta była tam asfaltem, a po obu stronach drogi piętrzyły się wysokie i długie bloki z wielkiej płyty.
Sam hotel był miłym zaskoczeniem i choć z zewnątrz prezentował się bardzo skromnie, w środku był budynkiem dosyć komfortowym. Wielu najbardziej ucieszyły telewizory dobrej jakości, gdyż w tym dniu rozgrywać się miał mecz Euro 2008 (słynny mecz Polska - Austria). Z czystym sercem mogę przyznać, że w hotelu nie miałem na co narzekać.
Obiad był chyba najbardziej wystawnym obiadem, jaki pamiętam z wycieczek szkolnych. Na przystawkę podano nam surówkę, potem jakaś zupa, szaszłyki i placki. Obsługiwały nas uśmiechnięte kelnerki. Aby zakończyć temat jedzenia wspomnę jeszcze śniadanie następnego dnia, w postaci szwedzkiego stołu, na którym było tyle rzeczy, że mimo ogromnego apetytu zdołaliśmy zjeść ledwie połowę. Nasunął mi się jednoznaczny wniosek: ceny na Ukrainie są niższe niż w Polsce. Moje przypuszczenia potwierdziły się po wizycie w supermarkecie, ale o tym za chwilę.
Teraz udaliśmy się do Opery Lwowskiej. Sam budynek robi wrażenie swoją wielkością, elegancją i wspaniałą atmosferą. Spektakl, który miałem przyjemność obejrzeć, był moim zdaniem (czyli zdaniem nie-znawcy opery i baletu) bardzo dobrze wykonany i przyjemny w odbiorze. Zapowiedziano go w języku ukraińskim, polskim i angielskim.
Potem nastąpił tzw. „czas wolny”, który spędziliśmy na prospekcie Swobody (przy którym położona jest opera). Ja udałem się do baru McDonald’s po szejka oraz lody i muszę przyznać, że nie napotkałem tam żadnej bariery językowej, może z wyjątkiem dźwięcznego „h”.
Po powrocie do hotelu moi współlokatorzy zajęli się oglądaniem wspomnianego meczu. Pamiętam tylko tyle, że przegraliśmy i wszyscy narzekali na sędziego.
Dzień następny upłynął pod znakiem dwóch wizyt. Jedna miała miejsce na cmentarzu – najpierw Łyczakowskim, gdzie odwiedziliśmy groby znanych Polaków (m.in. M. Konopnickiej) i przylegającym do niego Orląt Lwowskich. Tuż obok znajduje się skromny okrąg z wypisanymi nazwiskami ukraińskich żołnierzy i pomnikiem.
Ostatnia już wizyta miała miejsce w supermarkecie. Ku naszemu zdziwieniu okazało się bowiem, iż Lwów nie posiada żadnej galerii handlowej (miasto ma 735 tys. mieszkańców). Tu także porozumiewanie się nie stanowiło żadnego problemu. Wielką radość wzbudziły w nas dość niskie ceny w przeliczeniu za złotówki. Jeden z kolegów kupił markowy odtwarzać MP3 za ok. 150 zł.
Wjazd do strefy Schengen był niewiele trudniejszy, aniżeli wyjazd. Czekaliśmy około godzinę dłużej i polska służba celna przeszukała cztery losowo wybrane bagaże. Tak zakończyła się nasza wycieczka.
Teraz chciałbym podzielić się z wami pewnymi refleksjami. Napisałem na wstępie o walorach „edukacyjno-uzdrowiskowych” podróży i już tłumaczę o co mi chodziło.
Należę do grona osób, które częściej narzekają na Polskę, niż są z niej dumne. Powodem tego jest tęsknota za „rajskim Zachodem”. Bardzo łatwo można wtedy zapomnieć, że większość ludzi na świecie żyje w o wiele gorszych warunkach niż my. Zapyta ktoś, czy jest to pocieszeniem, że „inni mają gorzej”? Myślę, że dzięki temu można nauczyć się doceniać to, co mamy.
A mamy naprawdę więcej, niż Ukraińcy. I powinniśmy być dumni z tego, że w dużej mierze sami na to zapracowaliśmy. Nieprzypadkowo wspominam te dwa dni niedługo po obchodach 4 czerwca i wyborach do Parlamentu Europejskiego. Teraz wiem, że wykorzystaliśmy te dwie dekady o wiele lepiej niż nasza wschodnia sąsiadka i wiem, co nam dało członkostwo w Unii.
Ukraina nie ma unijnych funduszy, nowych tramwajów, galerii handlowych. Ma za to korupcję i obowiązek wizowy. Ale ma chyba też więcej ludzkiej życzliwości. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Nie będę zagłębiał się w politykę, choć obiektywna ocena Ukrainy tego by właśnie wymagała. Nie można też zapomnieć o tym, że nasza sąsiadka ma problemy u nas niewystępujące (liczna mniejszość rosyjska) i była w gorszej sytuacji wyjściowej.
Z czego taka wycieczka leczy? Z kompleksów? Pewnie tak. Może też z zamiłowania do narzekania i z czarnowidztwa. Aby nie z motywacji do zmian na lepsze. Do ideału dążyć można zawsze, jednocześnie ciesząc się z tego, co już zostało osiągnięte. Zakończę moralizatorstwo, bo przedwakacyjny czas nie jest chyba na to najlepszą porą. Życzę udanych wakacji, a przede wszystkim kształcących podróży. Czasem może się okazać, że tuż za naszym płotem jest świat, który my już straciliśmy. I chyba na szczęście.
KONIEC
Grafika
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?