Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Show must go on…   

Dodano 2012-01-11, w dziale recenzje - archiwum

Właściwie powinnam napisać, że książka „Myslovitz. Życie to surfing” jest biografią jednego z najlepszych polskich zespołów rockowych. Nie stać mnie jednak na aż taki obiektywizm, dlatego napiszę, że najlepszego, którego psychodeliczność, mądrość życiowa tekstów i oryginalność muzyczna stanowi zagadkę dla wielu istnień, w tym i mojego.

/pliki/zdjecia/show1.jpg

Leszek Gnoiński to dziennikarz muzyczny, autor książek „Kult Kazika” i „Raport o Acid Drinkers”, współautor „Encyklopedii Polskiego Rocka” i współtwórca „Historii polskiego rocka” oraz filmu „Beats of Freedom”. Pracę nad biografią Myslovitz rozpoczął wiosną 2004 r., kiedy to zespół ten zaczynał karierę zagraniczną. Po demokratycznie przeprowadzonym wewnątrz zespołu głosowaniu postanowiono bowiem stanąć w jednym szeregu z debiutantami na Zachodzie. Była to trasa ich życia. Niektóre koncerty były oznaką podboju, inne ziszczonym koszmarem. Po trasie z The Corrs wszystko zaczęło się jednak psuć. Chęć podróży wypaliła się i zespół zakończył obiecującą wielki sukces zagraniczną przygodę, której bardzo dokładnego opisu dostarcza nam ww. autor.

Warto przeczytać tę książkę, by dowiedzieć się, jak wiele trzeba przejść, by stać się rozpoznawalnym. Nie zawsze uczciwi producenci, wytwórnie robiące wszystko po swojemu i ludzie, którzy próbują namieszać w głowach młodym ludziom z wielkimi, romantycznymi ambicjami, by ci mogli w końcu odnieść sukces, okupiony niestety konfliktem wewnątrz zespołu. Kiedyś spędzali razem całe dnie, imprezowali, palili jointy, gapili się na piękne kobiety, świetnie się wspólnie bawili, a przy okazji tworzyli to, co im w duszy grało. Teraz uważają się bardziej za instytucję, która spotyka się głównie na koncertach, a atmosfera pomiędzy członkami zespołu jest bardzo napięta. Wpłynęła na to między innymi odmienność ich charakterów. Ale po kolei.

Ciężko z pięciu indywidualności, z których każda wkłada w istnienie Myslovitz bardzo wiele, stworzyć w pełni zgrany band. Irytację wzbudza wśród muzyków Artur, lider wypromowany przez media, jakby to on sam tworzył zespół. Większość nie wie jednak, że to nie tak. Nie tylko on śpiewa, gra, komponuje i pisze teksty.

Artur Rojek, absolwent katowickiego AWF, sportowiec (w 1985 r. zdobył mistrzostwo Polski juniorów w pływaniu), melancholijny samotnik, pomysłodawca i dyrektor artystyczny Off Festivalu, no i wreszcie wokalista oraz gitarzysta Myslovitz. Człowiek, który założył ten band w 1992 r. (początkowo pod nazwą The Freshmen).

/pliki/zdjecia/show2.JPG

Do Artura dołączył później Wojtek Powaga, długowłosy wielbiciel bluesa i heavy metalu, któremu obecny frontman sprzedawał winylowe płyty. Genialny gitarzysta, oryginalny autor tekstów, pasjonat przyrody, mocno wierzący, wrażliwy człowiek i jak mówi Jacek K. „dobra duszyczka zespołu”, która zawsze pomoże. Krótko mówiąc introwertyk uwielbiający podróże ze swoją żoną Olą.

Następnie przyszła kolej na Jacę (Jacka Kuderskiego), wybrednego muzycznie, ale niezwykle zdolnego instrumentalistę, gitarzystę zespołu, najbardziej rzetelną i pracowitą osobę, z którą najlepiej pracuje się Arturowi.

Wojtka Kuderskiego, pseudonim Lala, brata Jacka, wszyscy się przestraszyli. Nic dziwnego, skoro był wulgarnym skinheadem, chodził we flayersie, upiętych po sam pępek jeansach i glanach z czerwonymi sznurówkami. Przez swą słabość do alkoholu został jednak szybko wyrzucony z zespołu, ale po jakimś czasie powrócił, zmieniając się w bardziej solidnego faceta. A po zwolnieniu z kopalni, w której pracował przez lata, stał się pogodniejszy i mniej agresywny. Dziś uwielbia się wygłupiać, pełni rolę perkusisty zespołu, zakochany bez pamięci w swojej córeczce Poli, obecny radny miasta Mysłowice, za którego promocję w świecie chłopcy z zespołu dostali nagrodę, a ich figury woskowe są atrakcją lokalnego muzeum.

W takim składzie zespól wydał płytę „Myslovitz”. W 1996 r. do dołączył do nich jeszcze Przemek Myszor - miłośnik instrumentów. O swojej pasji mówi, że z niego jest „…taki zbieracz, nie mylić z kolekcjonerem, bo kolekcjoner to esteta, a mnie kręcą najczęściej totalne złomy”. Najstarszy, z największym doświadczeniem, najlepszy muzyk – prawdziwy multiinstrumentalista. Świetny kompozytor, tekściarz, duża indywidualność, a przy tym największy łasuch i niesamowicie wrażliwy człowiek. Przyjaciel, „współspóźniacz i współspacz” Wojtka P., traktowany przez resztę zespołu trochę jak starszy brat z takim pedagogicznym podejściem do rzeczywistości.

Niejeden z Was zapyta zapewne, dlaczego powinien przeczytać książkę „Myslovitz. Życie to surfing”, skoro nie przypada za tym zespołem? Ano choćby dlatego, że nie jest ona tylko dokumentem idealnie opisującym odczucia pięciu facetów w kryzysowych dla grupy momentach, ale opowiada także o Polsce lat 90. i dwutysięcznych, powstawaniu naszego show biznesu, początkach Homo Twist, Świetlików, T. Love, PRL, Lady Pank, Oddziału Zamkniętego, Kombi, Marka Grechuty, O.N.A., Apteki, Ziyo, Bielizny, Moskwy, Dezertera i wielu, wielu innych zespołów. To również historia innych projektów poszczególnych członków zespołu.

/pliki/zdjecia/show3.JPG

Nigdy w życiu nie miałam w rękach tak pięknie wydanej (przez debiutujące wydawnictwo 3kafki), idealnie dopracowanej w każdej dziedzinie książki. W „Newsweeku” napisali, że „nie było w Polsce rockowej biografii tak doskonale przygotowanej od strony edytorskiej” – całkowicie się z tym zgadzam. Wstęp napisany przez Muńka Staszczyka, szczerość w wypowiedziach prawie pięćdziesieciu osób związanych z Myslovitz m.in. Andrzeja Smolika, Pawła Jóźwickiego, fotografa Ryszarda Horovitza, Jerzego Stuhra i zdobywcy Oskara Janusza Kamińskiego. Zaskoczyła mnie prawda przebijająca się przez słowa samych muzyków, brak sztuczności i udawania, że między nimi jest wszystko okej, że decyzja Rojka o rocznej przerwie (2008 r.) nikogo nie zdenerwowała. Ciekawie napisany jest też rozdział poświęcony kompleksowi zespołu, który nie umie grać. Nad Wisłą dobrze przyjmowane były bandy kopiujące „Wielką czwórkę z Seattle” (Nirvanę, Soundgarden, Alice in Chains i Pearl Jam), wszechobecna fascynacja amerykańskim grunge sprawiła, że na początku występów The Freshmen krzyczano „wypieralać, pedały!”, ponieważ nie rozumiano gitarowej psychodelii i wysokiej wokalizy Artura. Jak pisze Gnoiński, „z czasem skończyły się przekleństwa, a ludzie zaczęli uważniej słuchać”. Nikt w Polsce nie śpiewał tak, jak robił to Rojek. Przy powszechnym męskim ryczeniu, Artur odbierany był jako wokalista zniewieściały. Ba, jego śpiew do dziś wzbudza kontrowersje. Samego wokalistę to drażni, bo nie śpiewa on tak dlatego, że nie umie inaczej, ale dlatego, że stara się zbliżyć do artystów, których podziwia (na początku kariery byli to: Jeff Buckley i wokalista Galaxie 500). Interesująco opisane są również historie powstania największych hitów zespołu – okazało się, że „Peggy Brown” pochodziła z przestępstwa, a piosenka „To nie był film” nazywana była „balladą o morderstwie” (wstrzymano nawet emisję teledysku i zakazano grania jej w rozgłośniach radiowych). Wielką wartość dla mnie - jako dla fanki - mają zdjęcia muzyków z dzieciństwa, fragmenty pamiętnika perkusisty, czy też bardzo osobiste wiersze z młodości, na których podstawie powstała m.in. piosenka „Chłopcy” czy też „Pocztówka z lotniska”.

/pliki/zdjecia/show4.JPG

Tytuł tekstu najlepiej skomentują słowa Przemka Myszora: „Nawet jeśli nie możemy się znieść, to zajeista sprawa, że wszystkim zależy, aby zespół utrzymać. Każdy przecież zostawia w nim kawałek siebie. Razem, po prostu, dobrze nam idzie. Szkoda byłoby to zmarnować”.

Od zawsze wiadomo, że połączenie artyzmu z komercją rzadko kiedy wypala. W przypadku Myslovitz, zespołu porównywanego z Radiohead czy Coldplay, udało się to w większym stopniu niż wielu oczekiwało. Nie ukrywam, że twórczość tych pięciu wyjątkowych mężczyzn darzę ogromnym szacunkiem. Recenzja powinna być obiektywna, aczkolwiek ja nie potrafię znaleźć niedoskonałości w książce Leszka Gnoińskiego – wszyscy w niej mówią to, co myślą, chociaż nie zawsze ukazuje ich to w dobrym świetle i momentami niszczy moje wyobrażenia o idolach z dzieciństwa. A co do książki, w pełni autoryzowanej przez zespół, jeśli 288 stron i ponad 350 unikatowych zdjęć do was nie przemawia, to jedyne co mogę zrobić, to zachęcić was do posłuchania „Chciałbym umrzeć z miłości”, „Długości dźwięku samotności”, „Sprzedawców marzeń”, „Dla Ciebie” czy też „Mieć czy być”.

Grafika: własna oraz

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /25 wszystkich

Komentarze [1]

~Mila
2012-01-11 22:05

Dawno nie czytałam tak dobrej recenzji. Książką mnie zaciekawiłaś w stu procentach, już chcę ją dorwać. Ha, aż sobie włączę Myslovitz teraz.. :)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry