Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Sodoma i Gomora - reaktywacja   

Dodano 2004-12-29, w dziale relacje - archiwum

Byliśmy tam. W siedlisku diabła. Ale jakoś wróciliśmy i nawet brud dał się zmyć. A nasz kościec moralny ani drgnął... szkoda, bo tak bardzo chcieliśmy zaistnieć jako patologia społeczna...Chyba na tym świecie nie można już znaleźć miejsca, które zrobi z ciebie porządnego wyrzutka.

Wszystko to zaczęło się dawno, dawno temu, gdy Jurek Owsiak, czyli etatowy postrach słuchaczy pewnego toruńskiego radia, wyruszył do Ameryki by tam uczestniczyć w reaktywacji kultowego Woodstocku z 69. Niecały rok później, czyli w 1995 nad brzegiem Jeziora Żarnowieckiego rodzi się nowa legenda, czyli polski Przystanek Woodstock. Już wtedy w Czymanowie ludzie poczuli przystankową magię, którą dopełniła jeszcze wielgachna pacyfa ułożona na wzgórzu z dopiero, co skoszonej trawy. Niestety dziennikarze nie pojęli, czym jest pokój i miłość, i od samego początku wieszali psy na całym przedsięwzięciu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o genezę powstania(jak my kochamy to słowo) rzeczonego festiwalu - przejdźmy teraz do relacji i po części do dewiacji, które działy się w tym roku w Kostrzyniu nad Odrą...

Przystanek Woodstock to festiwal muzyczny, ale to nie muzyka jest tu najważniejsza. Stanowi ona oczywiście jeden, bardzo istotny powód, dla którego chce się tam być, lecz tak naprawdę główną przyczyną jest atmosfera, na którą składa się wiele czynników. Przede wszystkim są to ludzie, którzy na te kilka dni przyjechali z różnych zakątków Polski, a nawet świata. Na przystankowych uliczkach można spotkać: rastamanów, punków, hipisów, gotów, metali, praktycznie każdą odmianę "patologii społecznej" - do wyboru do koloru, czyli tych, których "normalni*" ludzie zwykli nazywać "brudasami". Co prawda, kiedy zobaczy się po raz pierwszy taką masę ludzi przeróżnie ubranych i nierzadko dziwacznie się zachowujących, to czuje się lekkie zdziwienie, ale już po chwili mija ono, i człowiek zlewa się z tłumem w jedną pozytywnie nastawioną społeczność. Nawet pieniądze na piwo daje się bez większego zastanowienia - jakoś intuicyjnie się wyczuwa, że ten festiwal to jedna wielka komuna. Ale dawanie drobnych to nic, ważniejsza jest pomoc podczas koncertów, rozkładania namiotów, przynoszenia wody oraz zakupów i uśmiech widoczny na każdej twarzy. Nie da się opisać tego, co czuje się, gdy tysiące gardeł śpiewa to samo, gdy zaczynasz tańczyć i rozmawiać z ludźmi, których przed pięcioma minutami nie znałeś i gdy w powietrzu unosi się miłość, przyjaźń i muzyka. Dreszcze przechodzące po całym ciele i szczęście, że wreszcie znalazło się tam, że jest się naprawdę wolnym, i to w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Choć muzyka wcale nie jest najważniejsza, to jednak woodstockowe dźwięki są naprawdę na najwyższym poziomie. Rzadko, który z zespołów można usłyszeć w radiu, a co dopiero zobaczyć w telewizji, przeważnie są one pomijane, bo absolutnie nie przypominają kiczowatej, popowej papki serwowanej przez komercyjne stacje. Często zespoły grające na przystanku są naprawdę ambitne, lecz nieznane masowej publiczności i tylko tu mają możliwość zaprezentowania się szerszemu gronu odbiorców, ale nie brakuje też wielkich nazwisk, i prawdziwych gwiazd takich jak: Kasia Nosowska, Krzysztof Grabowski vel Grabaż, Wojciech Waglewski, Tomasz Budzyński czy Muniek Staszczyk. Tegoroczne przystankowe muzykowanie rozpoczął "uliczny opryszek", któremu należą się wielkie brawa za nowy przystankowy hymn i pierwsze pogo pod sceną. Naszym osobistym faworytem (min. dzięki świetnemu koncertowi na dniach Tarnobrzega, na którym niestety nie obyło się bez przykrych incydentów) stało się Farben Lehre. Musimy przyznać, że poczuliśmy się zawiedzeni występem Dżemu, który wg nas nie pokazał nic, co mogłoby zainteresować przeciętnego odbiorcę, a szkoda, bo czekaliśmy na niego z niecierpliwością. O tym, co działo się na obu scenach, można by pisać jeszcze wiele: o wielkim widowisku organizowanym przez Huntera, o kontrowersjach związanych z Zion Train czy o niezwykłym regałowym rozbujaniu przez jamajskie Twinkle Brothers, ale zostawmy już muzykę w spokoju i przejdźmy do dewiacji i prawdziwych woodstockowych patologii.

Przeciętny rodzic obawia się puścić swoje dziecko na przystanek, gdzie ponoć szatan mówi dzień dobry i dobranoc. W tak pozytywnym nastawieniu wspierają go rzecz jasna wszyscy: wujkowie, ciocie, babcie, sąsiedzi i znajomi, bo przecież powróci stamtąd jako alkoholik lub narkoman, a jeśli będzie to dziewczynka to z pewnością jeszcze z dzidziusiem w brzuszku. I co? I pikuś. Wróciliśmy cali, zdrowi i tak samo nienormalni jak przed wyjazdem, tyle tylko, że ze zdwojonym zapasem pozytywnej energii. Nie wiedzieć, czemu większość ludzi uczepiła się kąpieli błotnych jako najbardziej demoralizującej patologii, gdzie ujawniają się nasze pierwotne zwierzęce instynkty. Skoro dla nich to coś odrażającego, to niech spróbują wytrzymać w kilkudziesięciostopniowym upale, gdzie kurz osiada się wszędzie, a przy zwykłych kranach kilkumetrowa kolejka. Jedyną alternatywą jest wtedy skorzystanie z wielkiego prysznica lejącego się wprost na ziemię, gdzie tworzy się wspaniałe błotko, które skutecznie ochładza rozgrzane ciała. Ale to także wspaniały symbol wolności, uwolnienie się z więzów nałożonych nam przez dorosłych i ich dziwaczny system wartości, którego chyba oni sami nie rozumieją. Aż tak straszne nie jest też szaleńcze pogo czy "latanie" na rękach. Wiesz, że zawsze ktoś poda Ci pomocną dłoń, żebyś się nie wywrócił czy szybko dobiegnie i podtrzyma abyś nie spadł z ludzkich rąk wprost na ziemię. Nie przeczymy także, że w Kostrzynie lało się piwo i to dość sporo, ale za to przepis o nie sprzedawaniu go niepełnoletnim był tak rygorystycznie przestrzegany jak chyba nigdy w naszym mieście. Ale najgorsze dla zdewociałych babć było chyba to, że Jurek ze sceny głośno krzyczał: Stop narkotykom! Bo przecież lepiej unikać tematu, a wtedy przestanie on istnieć. Osobiście nie spotkaliśmy się z ludźmi, którzy ćpali, (co oczywiste nie znaczy, że takowych nie było), ale większość respektowała woodstockowe zasady, dla niektórych są to jedyne jakie szanują. Podświadomie chyba nikt nie chce zawieść tego śmiesznego pana w czerwonych okularach i stracić swój mały woodstockowy świat.

Najbardziej boli, gdy ludzie niewiedzący nic o Woodstocku i nawet niechcący się niczego dowiedzieć, zaczynają Jurka i wszystkich woodstockowiczów obrzucać błotem i to zgoła innym niż to, w którym taplać się można było na kostrzyńskim poligonie. Producenci masowych środków zbawienia chcą bawić się w głosicieli prawdy i nawracać na dobrą drogę nie mogąc nawet określić, gdzie leży ta zła. Zaczynają snuć teorie o najeździe niemieckich skinheadów (a już myśleliśmy, że wszyscy Niemcy wykupują ziemię od Balcerowicza), atakach terrorystycznych i wreszcie groźbie demoralizacji mieszkańców Kostrzyna. I w ogóle robią brzydkie reportaże, z których można się tylko śmiać. Pamiętamy taką scenę z dokumentu o tegorocznym PW - kobieta w stringach siedzi w błocie i całuje się z mężczyzną. Nie mamy pojęcia ile godzin TV TRWAM musiała szukać kogoś takiego, ale jesteśmy pełni podziwu. Przez cały woodstock nie wiedzieliśmy kogoś w stringach, co najwyżej stroju kąpielowym. Ale nie tylko ta scena była warta naszego czasu - cały reportaż był po prostu majstersztykiem propagandy dewockiej. Jeśli mielibyśmy rozpatrywać jak został on zrobiony pod względem technicznym, to trzeba przyznać, że nic się nie może z nim równać, żaden reportaż o sowieckiej armii czy dokonaniach wujka Stalina, którego pan Tadeusz tak nie lubi, a zdaje się być jego przyrodnim, przemalowanym na czarno bratem. Dobra, dosyć niemiłych rzeczy. Nawet Tadzio nie potrafi zepsuć atmosfery Przystanku Woodstock. Jurka Owsiaka nie da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi i nawet tacy specjaliści w "oczernianiu" nic tu nie poradzą. Najważniejsze jest to, że "udzie potrafią się spotkać, aby w miłości, przyjaźni i muzyce, w kurzu, upale i błotnych kąpielach przeżyć ze sobą piękne chwile, za co dzięki wszystkim dobrym aniołom" I my im dziękujemy za to, że było nam dane przeżyć tak magiczny czas, poznać tylu wspaniałych ludzi i "słuchać w pełnym słońcu pulsującej ziemi" Po prostu byliśmy na woodstocku i TRWAMY w Rock'n'rollu!!!

Oceń tekst
Średnia ocena: 6 /1 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry