Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Special Ops – cz.1   

Dodano 2013-11-19, w dziale opowiadania - archiwum

30 październik 2030r. 17.57
Zbierało się na deszcz. Ciemne, ołowiane chmury szybko zbliżały się od zachodu. Wiatr strącał w większości pożółkłe liście z drzew. W powietrzu czuć było wilgoć. Po drodze, ciągnącej się przez las w stronę Warszawy, jedzie duża, nie rzucająca się w oczy furgonetka. W jej kabinie siedzi trzech mężczyzn w wieku około 35 lat. Jeden z nich śpi, a drugi, siedzący przy drzwiach, wpatruje się w krajobraz za szybą.

Mimo wczesnej godziny droga jest niemal pusta. Pasażerowie nie rozmawiają ze sobą. Z wnętrza samochodu dobiegają jedynie rytmiczne dźwięki jakiegoś rockowego utworu. Nagle z głębi ładowni rozległ się głos czwartego:

- Przełączcie na radio. Jest już chyba 18.

Śpiący, przebudza się niemal natychmiast i włącza jakąś stację radiową:

- … samobójczy zamach na wiernych modlących się w chrześcijańskim kościele w Warszawie. 35 osób nie żyje, ponad 100 jest rannych, wielu w stanie krytycznym. Za atakiem stoi najprawdopodobniej osoba związana z grupą terrorystyczną nazywaną Angues…

- Wyłącz to ścierwo… – odezwał się kierowca, ściszając jednym ruchem głośność do zera – Mam dość słuchania o kolejnym popaprańcu, który się wysadził albo o kolejnej strzelaninie…

/pliki/zdjecia/so1.jpgGrzebiąc w pistolecie maszynowym kolegi zacząłem się zastanawiać, w którą stronę zmierza ten świat. Wszystko było pięknie, dopóki nie nastąpił atak na WTC One. Przez długi czas nikt nie wiedział, kto za tym stoi. Tydzień po zawaleniu się wieży nastąpił jednak kolejny atak, tym razem w Berlinie. Następny był Londyn, potem Paryż, Wiedeń, Bruksela, Rzym. Nikt się do nich nie przyznawał, nie przedstawiono żadnych żądań. Ale w sierpniu, trzy lata temu, odbył się w Warszawie szczyt kryzysowy. Podczas jego trwania na ulice wyszły tłumy. Kiedy odbywała się główna część rozmów między przedstawicielami różnych państw, w budynek obrad wjechał nie zatrzymywany przez nikogo opancerzony transporter. Po kilku sekundach budynek zawalił się pod wpływem potężnej eksplozji. W stolicy zapanował chaos, zaczęły się zamieszki. Oszalały tłum rzucił się na policję, próbującą ratować ze zgliszczy kogo się tylko da. Nagle rozległy się strzały z karabinka automatycznego. Po chwili kolejne. Odpowiadały na nie serie z pistoletów maszynowych. Dostaliśmy rozkaz przegrupowania się w bazie pancerniaków na Okuniewskiej. Wchodząc do furgonetki widziałem dwóch policjantów osuwających się na jakiś samochód. Widać było na nim linię powstałą z dziur po pociskach. W dwóch miejscach ślady otaczała szkarłatna plama. Kule przeszyły obu na wylot, nie zmieniając nawet toru lotu. Nie wiem, czy jeszcze żyli, kiedy uciekaliśmy. Kierowcy udało się jednak wywieźć nas w miejsce przegrupowania. Tam dowiedzieliśmy się, że w całej Europie doszło do rozruchów i że do wywołania tych zamieszek oraz wcześniejszych zamachów przyznała się grupa Angues. Wszystkie jednostki zostały postawione w stan gotowości, a wojska specjalne dostały polecenie zajęcia się przywódcami Bractwa. Reszta miała opanować sytuację. Chwilę to trwało. Teraz zamieszek już nie ma, ale nasza misja trwa nadal. Zastanawiam się, co dało mi to zadanie… Nic. Tylko strach, że w końcu nie uda nam się uciec. A wtedy…

- … co o tym sądzisz? – zagaduje do mnie kierowca

- Yyy… co? Nie słuchałem, zamyśliłem się.

- Mniej myśl, więcej słuchaj, bo cie kiedyś zastrzelą – roześmiał się Major, przyjaciel jeszcze z czasów gimnazjum.

- Siedź cicho, bo na zadaniu jest bardziej skupiony od ciebie – zrugał go major Śniadecki.

- Panie majorze, pan wie, że znamy się z Maćkiem od dawna. Niech się pan uspokoi i nie opieprza go na każdym kroku. Fakt, za to co zrobił ostatnio, należałoby mu dać po mordzie… - próbowałem chociaż odrobinę schłodzić sytuację.

- Ledwo uciekliśmy. Mogłeś zniszczyć całą naszą operację. Przez ciebie mogliśmy zginąć. Przez twój… tłumik.

- Nie moja wina, że mi go urwał. – starał się bronić Major – przecież sam Pan wie, że rozpadła się mi szybkozłączka.

- I właśnie dlatego ja mam na gwint a nie na jakąś p…….. złączkę!

- Czy tu chodzi o tę jeb… złączkę czy o moją osobę, która się majorowi najwyraźniej nie podoba?

- I o jedno i o drugie!

- No to ma Pan problem, bo raczej się nie zmienię!

- I bardzo szkoda. Z chęcią wywaliłbym cię z samochodu już teraz.

- A niech pan tylko spróbuje…

- Dobra, dobra, koniec. Uspokójcie się. Dajcie mi się skupić na prowadzeniu pojazdu. Jest diabelnie ślisko, a nie chcę wjechać do rowu. Musimy przecież dokończyć to, co zaczęliśmy i spapraliśmy. Wina Maćka jest bezsprzeczna, ale w końcu to przecież nie on sprowadził tego dziada i nakazał mu wleźć w siebie z takim impetem, by urwać ten tłumik. Dobra, wystrzelił, wszczął alarm. Stało się. Cel uciekł, ale my wycofaliśmy się. Ale przecież nikt nas nie szuka, a dzięki Shogunowi szybko namierzyliśmy tego…

- Powiedziałem tylko, że cel może być w tej wsi, bo tam ma dom. Tyle, że na pewno zwiększy ochronę. W sumie mamy 50% szans, że go tam spotkamy – przerwałem kapitanowi Woźniakowi.

- I jeszcze jedna sprawa. Niech podporucznik Łabuda zmieni sobie pseudonim. To uderza w mój honor, że mówicie na niego tak, jak do osoby o tym samym stopniu co dowódca.

- Ponownie mówię Panu, że raczej nie jest to możliwe. Taką ksywkę wymyślił sobie prawie 15 lat temu i ciągnie się za nim do dziś. W ostateczności możemy mówić do niego po imieniu – zaproponowałem.

- I to byłoby najlepsze rozwiązanie – stwierdził major.

/pliki/zdjecia/so2.jpgCała rozmowa ucichła niemal tak samo nagle, jak się zaczęła. Nadal dłubałem przy Vectorze Majora, próbując go naprawić. Od dzisiaj będzie miał tłumik na stałe, więc może go nie urwie następnym razem. Ten to ma szczęście. Jest lepszy ode mnie prawie we wszystkim, a ma z nas najbardziej przesrane. Major Śniadecki nienawidzi go chyba nawet bardziej niż terrorystów. Dowódcy ciężko zaimponować, a kiedy już ktoś coś zawali, to nie ma życia pod jego komendą. Prawdopodobnie to ostatnia nasza misja w tym gronie. Szkoda. Woźny, a właściwie Łobuz, to skurczybyk jakich mało. Należy do komandosów. W czasie wolnym zajmował się amatorsko rajdami samochodowymi, dlatego teraz prowadzi naszą furgonetkę. Kiedy się już rozkręci, to gada jak najęty, ale to u niego chyba rodzinne. Dobrze się z nim rozmawia na każdy temat, nawet o wychowaniu dzieci. Ma swoją misję – musi przeżyć, by żyć dla rodziny. Podczas zadania odpowiada za zwiad i wsparcie wyborowe. Potrafi się tak zamaskować, że nawet z termowizją nikt go nie zobaczy. Kpi sobie ze wszelkich warunków pogodowych, a o jego obecności świadczą jedynie trupy tych, których nie zdążyliśmy ubić lub tych, którzy mogliby nam zagrozić. Major Śniadecki jest w pełni oddany sprawie i nie toleruje żądnych błędów, nawet u siebie. Nigdy nic nie powiedział o sobie, rzadko się odzywa, praktycznie tylko wydaje rozkazy albo żąda planów, map czy różnych innych informacji. Ostatnio nastąpiła zmiana – wyjątkowo często ochrzania Majora. Major trafił do naszej drużyny jako dodatkowa para rąk do pracy. Nie ma żadnych specjalnych zadań, jakiejś roli w ekipie. Zwykły, rzetelny, zawsze gotowy do akcji. Nieźle walczy nożem i najlepiej z nas walczy wręcz. Mimo swojej wielkości preferuje „po cichu i z bliska”. Nie winię go za naszą ostatnią porażkę. Po prostu mieliśmy pecha. Mieliśmy ukatrupić jakiegoś wysoko postawionego bubka dowodzącego dużym oddziałem terro. Wszystko szło świetnie, dopóki nie weszliśmy do jego domu. Major świetnie poradził sobie ze strażnikiem, ale gdy przechodziliśmy przez drzwi, wpadł w niego jakiś gość. Wpadł, to mało powiedziane – on w niego wbiegł i zacząłby jak nic wołać o pomoc, gdyby Major od razu go nie zastrzelił. Tyle, że nie zauważył braku tłumika. Po chwili rozległ się alarm i gdybym nie znalazł kawałków tej rurki, to na pewno mielibyśmy ich na ogonie. Teraz, po kilku dniach, jedziemy by dokończyć dzieło.

- Masz wszelkie mapy, plany budynku, terenu dookoła niego? – zapytał mnie nagle dowódca.

- Chwilka, tylko wydrukuję – powiedziałem, sięgając do komputera - To nie jest trudny teren. Tylko Łobuz nie ma gdzie się przyczaić. Może znajdzie ambonę myśliwską.

- Czyli gdzie jest ta chałupa w lesie? – zapytał Major

- Tak, zobacz – powiedziałem, biorąc do ręki świeżo wydrukowaną fotografię domu, w którym prawdopodobnie ukrywał się uciekinier – Dom jest na skraju puszczy. Działka ma kształt prostokąta o wymiarach ok. 190 na 130m. Dłuższym bokiem opiera się o drzewa. Otacza ją mur wysokości 3-4 metrów, zwieńczony drutem nożycowym ze stanowiskami w każdym rogu, a także po jednym na każdą jego ścianę. Tylko od strony lasu nie ma dodatkowego stanowiska. Jest jedynie prowizoryczna platforma. Dookoła głównego placu stoją kontenery, w których prawdopodobnie śpi bojówka. Mur pilnowany jest przez cały czas, ze zmianą wart co 6 godzin, co doskonale widać na zdjęciach satelitarnych…

- Prawdziwa, nowoczesna forteca – przerwał mi major – Jedynym wejściem jest stalowa brama. Bez śmigłowca będzie trudno. Pierwszą rzeczą jest uniemożliwienie jakiejkolwiek ucieczki. Kolejną, zablokowanie przekazów. Na pewno mają agregaty, więc prądu nie da rady im odciąć. Hmm… Gdzie jest najbliższa placówka?

- Jakieś 50km od celu w linii prostej. Drogą będzie ok. 70 km. – odpowiedziałem niemal bez namysłu – Mamy godzinę by wyczyścić co trzeba i wycofać się.

/pliki/zdjecia/so3.jpg- Bez alarmu się nie obejdzie. Na nasze szczęście ich baza po zablokowaniu bramy staje się pułapką bez wyjścia. W godzinę powinniśmy się wyrobić. Dobrze jest pozostawić samochód głęboko lesie, a te kilka kilometrów przejść pieszo. Tu chyba biegnie jakaś polna dróżka. Staniesz tutaj, dobrze? – zapytał zwracając się do kierowcy.

- Będziemy na miejscu za jakieś dwie godziny. Tak przynajmniej twierdzi GPS.

- Tylko pamiętaj, żeby go wyłączyć jeszcze na głównej drodze – odezwał się Major.

- Gratuluję, to twoje pierwsze mądre zdanie od tygodnia – prychnął dowódca.

- Miło mi słyszeć te słowa – odparł.

Po kilku minutach ciszy usłyszałem:

- Odpocznij te dwie godziny. Widziałem, jak długo ślęczałeś nad bronią i nad monitorem. Wystarczy ci pracy na dzisiaj.

- Nie, dziękuję, nie jestem zmęczony – odpowiedziałem

- To był rozkaz. A tak poza tym, to dobrze się spisałeś. Nie mam żadnych uwag do twojej roboty.

- Dziękuję, Panie majorze.

Kolejna rozmowa z dowódcą skończyła tak jak wcześniej, czyli bardzo szybko. Odwrócił się i zaczął studiować papiery, które mu dałem. Co chwilę coś bazgrolił na kartce. Słowa, które do mnie powiedział, brzmiały prawie jak komplement. W sumie dobrze mówi, mam prawo być zmęczony. Wzrok mi zaczyna głupieć od ciągłego wytężenia go przez prawie 16 godzin. Rozłożyłem sobie kozetkę i położyłem się by odpocząć.

CDN.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.4 /16 wszystkich

Komentarze [1]

~Major_ml
2013-11-19 20:58

Major jest najlepszą postacią ,tekst na 6

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 96luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Gutek 22gutek

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry