Studencka sielanka?
Niebawem nasi drodzy maturzyści opuszczą przytulne mury szkoły średniej i wyruszą w daleki, nieznany im dotąd bliżej świat. Co ich czeka?
Po wakacjach zdecydowana większość świeżo upieczonych maturzystów trafia zazwyczaj w mury wymarzonych szkół wyższych. Czy ich życie staje się wówczas ciekawsze i barwniejsze, nie wiem, ale bez wątpienia zostanie całkowicie odmienione. Już pierwsze dni, (tak na uczelni jak i w akademiku) przysparzają wszystkim nowoprzyjętym studentom wielu niezwykłych doznań. Inny system uczenia się, kolokwia, „wejściówki”, zaliczenia, egzaminy, no i oczywiście studenckie imprezy. Pełnia szczęścia. Nareszcie można się uczyć tego, co człowiek naprawdę lubi. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że czasem to nowe życie przysparza problemów, które potrafią doprowadzić tych mniej odpornych nawet i do depresji.
Studenci, którzy przyjeżdżają z małych miejscowości są na początku mocno zagubieni i czują się jak rzuceni na głęboką wodę. Wszystko jest nieznane. Obce ulice, uczelnia, mieszkanie, a na dodatek dookoła sami nieznajomi ludzie. Ponadto muszą szybko nauczyć się żyć pod jednym dachem z innymi, nierzadko obcymi ludźmi. Jeśli ktoś należy do osób nieśmiałych i mało zaradnych, to nie będzie mu łatwo na uczelni i jest duże prawdopodobieństwo, że do końca studiów będzie stał z boku. Trudno mu też będzie znaleźć sobie mieszkanie i możliwe szybko przyzwyczaić się do nowych warunków. Ale najgorsze dla wszystkich jest chyba to, że nie będą już mieli w pobliżu starych, sprawdzonych przyjaciół czy rodziców, którzy w trudnych chwilach zawsze służyli im pomocą. I ta wszech ogarniająca samotność…
Od znajomych studentów słyszymy często mnóstwo pikantnych historyjek, traktujących o tym, jak to się studiuje. Można wierzyć albo i nie. Ale gdy student po raz pierwszy styka się z absurdem i pewną niemożnością panującą na jego uczelni bądź wydziale, z sentymentem zaczyna wspominać porządek, który panował w jego życiu w szkole średniej. Cóż, mam świadomość, że to co napisałam powyżej, brzmi zapewne dość pesymistycznie, ale myślę, że wystarczy nieco odwagi, samodyscypliny i umiejętności organizowania sobie czasu, aby przezwyciężyć te trudności.
Na początek warto wiedzieć, „co w trawie piszczy”, czyli poznać obco brzmiące słowa, których będą używać koledzy i koleżanki z uczelni. Szczawik, osesek, green horn, mleczak lub pierwokurśnik – może usłyszeć pod swoim adresem każdy pierwszoroczniak. Dodatkowo immatrykulacja, kolokwium, lektorat, asystent (zwany gdzieniegdzie pomagierem) oraz bardzo fantazyjne określania wykładowców: kapral, szef, eunuch naukowy. W tym gąszczu nowych określeń niełatwo się na początku połapać, ale ich nieznajomość zdradza jaskrawy kolor dzióbka. Pozostaje nam liczyć zatem na to, że studenci starszych lat potraktują nas z wyrozumiałością. Należy też dokładnie przestudiować własny „gryplan” (plan zajęć). Przy nazwie przedmiotów znajdziemy tu dodatkowe określenia: wykład, ćwiczenia, laboratoria, lektorat itd. Uczęszczanie na wykłady jest zazwyczaj obowiązkowe, ale nie każdy wykładowca sprawdza solidnie obecność. Zajęcia te polegają na tym, że wykładowca mówi przez dwie godziny, a student słucha i robi sobie notatki. Ćwiczenia, to kolejny typ zajęć. Te są również obowiązkowe, a obecność na nich jest skrupulatnie sprawdzana. Nieusprawiedliwione opuszczanie tych zajęć może skończyć się brakiem uzyskania zaliczenia z danego przedmiotu i niedopuszczeniem do końcowego egzaminu. Studenci studiów technicznych i medycznych mają jeszcze zajęcia, które nazywa się laboratoriami. Laboratoria, to z reguły zajęcia praktyczne ( słynne krojenie żab, preparowanie, bądź sporządzenie różnych tajemniczych mikstur). Aby zostać dopuszczonym do tych zajęć trzeba odpowiednio wcześniej zdać kolokwium z określonej partii materiału. Poza tym na „gryplanie” nie powinno zabraknąć także lektoratów, czyli zajęć z języków obcych.
Po zaznajomieniu się z elementarną terminologią można już spokojnie udać się na zajęcia. Zajęcia z niektórych przedmiotów potrwają tylko semestr, z innych dłużej, ale większość z nich skończy się egzaminem. Poza tym trzeba koniecznie sprawdzić czy na naszym kierunku obowiązuje rozliczenie roczne czy semestralne. Jeśli semestralne, to pamiętajmy, że wpis na drugi semestr uzyskamy tylko wówczas, jeśli pozaliczamy wszystkie przedmioty w sesji zimowej. Jeśli roczne, to mamy nieco więcej czasu i możemy dostać warunkowy wpis, ale już w maju i tak sparaliżuje nas myśl o sesji letniej. Warto też wiedzieć o tym, że niezaliczenie egzaminu, to jeszcze nie koniec świata, bo zawsze mamy do dyspozycji co najmniej jeszcze jeden termin, tzw. sesję poprawkową. Tak więc naszym tegorocznym absolwentom, a przyszłym studentom, radzimy „pruć wiedzę” ile wlezie, aby nie doświadczyć wątpliwej przyjemności wystąpienia w dogrywce.
Grafika:
Komentarze [1]
2009-06-15 23:44
Osesek, szczawik??:> wrr…ktos tu chyba jest nie w temacie…jakos z takim czyms sie na uczelni nie spotkalam…studia maja wlasnie to do siebie ze mlodych, szalonych ludzi traktuje sie z szacunkiem, i w przeciwienstwie do gimnazjum nie uslyszy sie tu szeptow na swoj temat ani krzywych spojrzen. Miejsce na zarty tez jest ale kulturalne.
po drugie wyklady maja to do siebie ze sa wlasnie NIEOBOWIAZKOWE!!! i to jest ich czar i moc.
po trzecie nawet jak przedmiotr trwa caly rok to zaliczenie z pierwszego semestru trzeba uzyskac w pierwszym..bo cudowne panie z dziekantu w innym przypadku pieczatki nie dadza.
Podzialu na wies:miasto tez sie nie odczuwa. i bez przesady nowe ulice sa tylko NOWE przez godzine.
sumujac: LEPIEJ NIE PISAC O CZYMS O CZYM SIE NIE MA POJECIA!!!!!!!!
- 1