Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Subiektywny patriotyzm   

Dodano 2015-02-27, w dziale felietony - archiwum

Jakiś czas temu pisałem o oscarowych szansach „Idy” Pawlikowskiego. Pisałem, czym ten obraz czaruje widzów na całym świecie i dlaczego powinniśmy patrzeć na niego jak na dzieło ze wszech miar wyjątkowe. I wierzcie mi, że trudno mi dziś pojąć, dlaczego film ten, który w międzyczasie odniósł bez wątpienia największy sukces za granicą w długoletniej historii polskiej kinematografii, przeszedł przez ekrany polskich kin prawie niezauważony, nie wzbudzając zainteresowania polskich widzów. Fakty są nieubłagane. Najmniej widzów na świecie obejrzało „Idę” w ojczyźnie reżysera. Czy was to nie dziwi?

"Ida" odniosła w wielu krajach świata niezwykły sukces frekwencyjny. Masowo chodzili na film Pawlikowskiego do kin Francuzi czy Anglicy, a w Stanach Zjednoczonych była w ostatnich miesiącach bezsprzecznie najpopularniejszym filmem zagranicznym,/pliki/zdjecia/ida 1 (Kopiowanie).jpg przebijając w rankingach nawet bardzo mocno promowaną „Nimfomankę” Larsa Von Triera czy też świetny film Jima Jarmuscha "Tylko kochankowie przeżyją". Warto przypomnieć, że „Idę" w ciągu dwóch tygodni od kinowej premiery obejrzało we Francji ponad 212 tys. osób. Dla porównania w tym samym okresie w Polsce tylko 50 tysięcy widzów wybrało się do kina. Ostatnie doniesienia mówią o tym, że film ten obejrzało już w USA i we Francji ponad 600 tysięcy widzów, co daje mu bezapelacyjnie pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych filmów nieanglojęzycznych w tych krajach. To ciekawe, bo obraz Pawlikowskiego miał w tych krajach raczej skromną promocję w porównaniu z tym, co zrobiono w Polsce.

I to jest sprawa, która uruchomiła moją ciekawość. Po pierwsze postawiłem sobie pytanie, dlaczego cały świat zachwyca się tym filmem, a my nie? Film ten miał polską premierę 25 października 2013 roku. Frekwencja w kinach była wówczas niezła, choć ludzie nie za bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia (reklamy medialne sugerowały, że to ambitne, poetyckie kino). Z biegiem czasu, gdy film ten obejrzało już trochę widzów, nastawienie do „Idy” zmieniało się radykalnie. Powiedzieć, że polscy widzowie zaczęli coraz liczniej mocno krytykować ten obraz i jego autorów za antypolskie spojrzenie na problem, to jakby nic nie powiedzieć.

Paweł Pawlikowski podzielił zatem los Władysława Pasikowskiego i musiał podobnie jak i on stawić czoła płynącym z różnych stron oskarżeniom o fałszowanie prawdy historycznej, antypolskość i utrwalanie za granicą obrazu Polaków, którzy zabijali Żydów. W przypadku „Pokłosia” posądzenia te były jeszcze dla mnie stosunkowo zrozumiałe i uzasadnione, bo film ten bardzo mocno porusza temat trudnych relacji polsko-żydowskich, a Polaków pokazuje faktycznie w nienajlepszym świetle. Pasikowski, pisząc scenariusz tego filmu, nie bazował jednak na wmawianej mu potem niechęci do rodaków, /pliki/zdjecia/ida 2 (Kopiowanie).jpglecz zdecydował się pokazać problem, w oparciu o to, co zostało historycznie udokumentowane. Polacy nie są jednak samokrytyczni i nie chcą oglądać filmów wymierzonych przeciwko sobie. Wielu widzów twierdziło tuż po obejrzeniu filmu Pasikowskiego, że oczywiście ma świadomość, że takie rzeczy mogły mieć miejsce, ale były to kwestie jednostkowe, a wyniesienie ich na ekran zaburzyło proporcję. W końcu prawda historyczna jest znacznie bardziej skomplikowana, a poza tym każdy Polak jest absolutnie przekonany, że nasi rodacy, w odróżnieniu od wielu innych europejskich nacji, w ogromnej większości zdali w czasie ostatniej wojny egzamin z człowieczeństwa, bo w końcu to właśnie Polacy stanowią dziś bezsprzecznie najliczniejszą grupą wśród przedstawicieli wszystkich innych narodów, których odznaczono medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”, a to nie wzięło się z niczego. Zakłamywanie historii ma prawo nas irytować, ale nie powinniśmy jednak czuć się źle, gdy ktoś pokazuje nam film oparty na faktach historycznych. Absolutnie nie widzę powodu do takich alergicznych zachowań, o ile ten ktoś trzyma się tych faktów i napiętnuje jedynie to, co było złe. Przez dłuższy czas mogliśmy obserwować w polskim kinie zjawisko, które bardzo dobrze znamy choćby z produkcji amerykańskich. Myślę tu o nadmiernej gloryfikacji własnego kraju i idealizowaniu jego bohaterów. W wielu amerykańskich produkcjach Stany Zjednoczone pokazywane były (i są zresztą nadal) jako najlepszy pod każdym względem kraj świata, a obowiązkową cechą każdego ich filmowego bohatera jest „żelazny” patriotyzm. Jeśli jakiś twórca postanowi świadomie zrezygnować z tych założeń, to z pełną świadomością, że jego film nie będzie raczej oglądany, a wiec i nie zarobi. Chyba, że okaże się być arcydziełem, ale takich filmów w historii amerykańskiego kina było niewiele (m.in. „Urodzony czwartego lipca”).

Nadmierne przerysowywanie nie jest dobre. To klasyczny chwyt propagandowy. Widzowi narzuca się jakiś konkretny przekaz i nie daje mu możliwości samodzielnej oceny sytuacji bądź bohatera. Widzimy wszystko tylko tak, jak zamierzyli to sobie twórcy danego obrazu. Ba, boimy się wręcz myśleć inaczej. Wzorcowy przykład pokazania postaci znajdziemy za to w arcydziele filmowym sprzed lat „Ojcu Chrzestnym”. Przez znaczną część filmu główni bohaterowie pokazywani są tu jako ludzi prawi, dla których najważniejszy w życiu jest honor. Nie zwracamy wtedy uwagi na to, że są /pliki/zdjecia/ida3 (Kopiowanie).jpgto bądź co bądź bandyci, mordujący i okradający innych. Ale im bliżej końca filmu, tym bardziej zmieniamy swoją ocenę. I trwa to, aż do ostatniej sekwencji, w której Michael (nowy don) rozwiązuje w krwawy sposób wszystkie rodzinne problemy. Wtedy mamy już, że tak powiem, obszerny materiały do przeprowadzenia głębszej analizy i osądu. Sami możemy zdecydować, czy dany bohater jest dobry czy zły. Zupełnie inaczej jest choćby „Wielkiej ucieczce”, gdzie główny bohater pokazany jest jako patriota bez skazy, który odwagą przewyższa wszystkich innych na Ziemi. I jak tu dokonać własnej oceny takiego bohatera? Nijak, bo scenarzysta i reżyser dali nam ją już na tacy.

Ale wróćmy do „Idy” i jej rzekomej antypolskości. Polskie kino przez wiele lat unikało jak ognia drażliwego tematu trudnych relacji polsko - żydowskich. Nagle pojawił się Pasikowski, który odważnie poruszył ten problem i zniszczył moim rodakom ich poukładany świat, dając im tym samym okazję do samodzielnego zdecydowania, czy historia naszego narodu aby na pewno nie ma ciemnych stron i składa się wyłącznie z chlubnych czynów. Oczywiście zdecydowana większość „prawdziwych polskich patriotów” nie miała zamiaru zmieniać swojego idealnie ukształtowanego przez innych spojrzenia na Polskę i jej trudną, by nie powiedzieć bolesną, historię, oskarżając Pasikowskiego o antypolskość i obrzucając sam film i jego twórców wszelkimi możliwymi obelgami. Najprawdopodobniej wspomnianego filmu nawet nie widzieli, ale tak to już jest, że jak coś jest dla nas niewygodne i niejasne, to najlepiej to zignorować lub dać upust własnemu niezadowoleniu. I wtedy pojawiła się „Ida”, która poruszyła ten mocno kontrowersyjny temat po raz wtóry. Okazało się, że polscy widzowie nie zmienili w międzyczasie swoich upodobań i nadal nie mają ochoty oglądać krytycznej wizji swojego kraju i rodaków, dlatego nie zdziwiłem się specjalnie, gdy przeczytałem, że znacznie większe zainteresowanie kinomanów wzbudziły „Kamienie na szaniec” Roberta Glińskiego. Posądzenie „Idy” o/pliki/zdjecia/ida4 (Kopiowanie).jpg antypolskość śmieszy i denerwuje mnie podwójnie. Wątek relacji polsko-żydowskich jest tu bowiem wątkiem pobocznym i służy jedynie jako pretekst do wnikliwszego spojrzenia na główne bohaterki, co w tym filmie jest prawie doskonałe.

Trzeba jednak zadać pytanie, czy, a jeśli tak to dlaczego warto zawsze patrzeć na wszystko (w tym na siebie) z różnych stron? Samokrytyka pozwala dostrzec wady, a to jest niezbędne, by móc je zwalczyć. Wiadomo, że historii nie zmienimy, ale możemy się przecież postarać, by się nie powtórzyła. Dlatego uważam, ze twórcy filmowi powinni opowiadać nam historie i przedstawiać bohaterów możliwie obiektywnie, zostawiając za każdym razem widzowi możliwość dokonania własnej ich oceny.

Piszę ten tekst na kilka dni przed oscarową galą. Mam nadzieje że „Ida” wygra i wyjedzie z USA z tą pożądaną przez wszystkich ludzi kina statuetką. A jeśli tak się stanie, to bardzo ciekawi mnie, jak na sukces tego filmu zareagują Polacy. Docenią nieprzeciętny poziom artystyczny tego filmu i dadzą się przekonać, że rozsławia on Polskę na świecie, czy też pozostaną w świecie swoich uprzedzeń i nadal nie będą utożsamiali się z tym filmem?

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.9
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.9 /15 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry