Święta, święta i po…
Obudziła się z myślą, że czeka na nią mnóstwo pracy. Dzisiaj Wigilia więc na pewno nie będzie się obijać. Wstała z łóżka i podciągnęła białe zasłony. Śnieg padał, a świat spoczywał pod białą pierzyną, co naturalnie miało swój urok. Z tą myślą w głowie ruszyła w stronę łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Umyła się, włosy upięła w luźnego koka, po czym założyła wygodne spodnie i szarą bluzę. Teraz postanowiła iść obudzić Szymona i Marysię - swoje dzieci. Wiedziała oczywiście, że dla nich szósta rano to środek nocy, więc czuła, że łatwo nie będzie. Najpierw poszła do pokoju Szymona. Podeszła do okna i szybkim ruchem odsunęła zasłony. Na ten dźwięk nastolatek przewrócił się na drugi bok.
- Mamo! Jeszcze pięć minut. Proszę. – jęknął
- Dzisiaj Wigilia, więc pora wstawać. Masz tu taki bajzel. Musisz to posprzątać! – powiedziała kobieta i wyszła ściągając z chłopaka kołdrę.
- Dobra, dobra już wstaję – Szymon podniósł ręce w geście poddawania się i poszedł do łazienki.
Jedno z głowy. Teraz czas na Marysię. Weszła do pokoju obok. Łóżko dziewczynki było puste. Ale nagle poczuła, że ktoś wskoczył jej na plecy i usłyszała dziecięcy śmiech.
- Marysiu, przestraszyłaś mnie – powiedziała Anna z mocno bijącym sercem.
- Przepraszam mamo, myślałam, że to tata – mruknęła Marysia schodząc powoli jej z pleców.
- Tata pracuje, ale będzie niedługo – odpowiedziała Anna. – A teraz się ubieraj – dodała i zaczęła łaskotać dziewczynkę.
Gdy Marysia się ubierała, Anna poszła do kuchni i rozpoczęła wigilijne przygotowywania. Podeszła do blatu i zaczęła robić farsz do uszek. W tle leciała piosenka Franka Sinatry.
Do kuchni wszedł Szymon, który bez słowa otworzył lodówkę i zaczął robić sobie śniadanie. Za nim przybiegła Marysia tuląc w ramionach Hrabiego, śnieżnobiałego kota o niebieskich oczach. Ten zeskoczył jej jednak z ramion i położył się na krześle.
- Szymon, jak zjesz, poodkurzaj w salonie! – powiedziała Anna, mieszając farsz do uszek, który strasznie lepił się jej do łyżki.
- Nie ma problemu – odparł Szymon z buzią pełną płatków czekoladowych.
W tej chwili wszedł do kuchni Artur, ojciec Marysi i Szymona.
- Witam kochana rodzinko! – zakrzyknął, stawiając swoją czarną skórzaną aktówkę na podłodze.
- Kochanie – podszedł i pocałował swoją żonę z czułością.
- A co Ty jesteś taki milutki, hmm? – zapytała Anna z podejrzliwością.
- A czy musi być powód, aby powiedzieć żonie coś miłego? – wybrnął z trudnej sytuacji.
- No dobrze niech Ci będzie. Kupiłeś karpia?
- No właśnie, nie. – odrzekł Artur, drapiąc się po szyi.
- Jak to nie? Arturze, czy wyobrażasz sobie Wigilię bez karpia?
- Przepraszam, ale nie było ani jednego!
- I co my teraz zrobimy?
- Przecież ugotujesz inne pyszne potrawy! – uśmiechnął się.
- Ty ugotujesz! - spojrzała na niego oburzona. - Nie dość, że pracowałeś w Wigilię, to jeszcze przychodzisz do domu z pustymi rękoma?
- Nie moja wina, że pracuję w święta! Robią to tysiące, a może i miliony innych ludzi! – odrzekł.
- Tegoroczna Wigilia to będzie jakaś katastrofa!
- Mamo, czy ty musisz zawsze tak przesadnie reagować? – wtrącił Szymon. - Brak karpia to przecież nie koniec świata!
- Brak karpia to przecież nie koniec świata! – zaczęła go przedrzeźniać.
- Czy tylko mi zależy na tym, żeby te święta były wyjątkowe? – zachlipała.
- Przepraszam Aniu – przytulił ją. - Pomogę, tzn. pomożemy ci we wszystkim. Prawda dzieci? Nie chciał pozwolić, aby została z tym wszystkim sama.
- Tak – odparła ochoczo Marysia, a Szymon wymruczał tylko ciche potwierdzenie.
- No dobrze, ale to nie zmienia faktu, że jestem na ciebie zła – zakończyła Anna.
Artur zajął się lepieniem uszek. Szymon przyniósł opłatek i położył na stole, który wcześniej Marysia nakryła śnieżnobiałym obrusem, a pod spód włożyła sianko. Hrabia usnął pod migoczącą ciepłym światłem choinką, która mieniła się wszystkimi barwami tęczy. Zapalono świece, a na stole pojawiły się pierwsze potrawy: zupa grzybowa, czerwony barszcz z uszkami i strucla z makiem.
Anna nalewała do dzbanka kompot z suszu, ale straciła równowagę i kompot rozlał się jej po płytkach. Gdy Szymon próbował przebrnąć przez tę śliwkową kałużę, pod nogi wskoczył mu Hrabia, powodując tym samym jego upadek, a pierogi, które niósł, leżały teraz wszędzie, a jeden wylądował nawet w zlewie.
Anna zaczęła liczyć w duchu do dziesięciu, patrząc na Hrabiego, który jakby nigdy nic zajadał się pierogami. Gdy Artur wszedł w garniturze do kuchni, również nie wyglądał na szczęśliwego.
- Przeklęty kot! Marysiu, przynieś mopa proszę! – powiedziała Anna.
- Kochanie, nic się nie przecież nie stało!
Anna poczuła nagle jakiś nieprzyjemny zapach, dochodzący z salonu.
- Co tak okropnie śmierdzi? – zapytał Szymon i wszyscy domownicy udali się w to miejsce.
To, co tam zobaczyli, przerosło ich wyobrażenia. W pokoju pojawił się ogień, którego źródłem była przewrócona na stół choinka. Szymon pobiegł od razu po gaśnicę, wpadając oczywiście po raz kolejny w śliwkową kałużę, Artur zaczął dzwonić na 998, a Marysia podbiegła do mamy, która zemdlała. Tylko Hrabia nic sobie z tego nie robił. Siedział na stole w kuchni i jadł kolejną potrawę, wymachując z zadowoleniem ogonem.
Obudziła się z myślą, że czeka na nią mnóstwo pracy. Dzisiaj Wigilia. Była już jedenasta. Ten sen, a raczej koszmar, był okropny. Od razu zadzwoniła więc do Artura, który miał wyjść z pracy wcześniej, aby kupić po drodze do domu karpia i zaczęła szukać Hrabiego, by zamknąć go na kilka najbliższych godzin w schowku.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?