Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Szczęście, to akceptacja tego, co jest   

Dodano 2010-03-07, w dziale inne - archiwum

Byli obcy od początku. Jego brano za żyda, ją za zakonnicę. Wszystkich dziwiła jednak wciąż rosnąca liczba ich dzieci. Ludzie nie wiedzieli, a może i nie chcieli wiedzieć, kim tak naprawdę są amisze. Jakub i Anita Martinowie oraz ich siedmioro dzieci tworzą jedyną w Polsce rodzinę amiszów.

Złe dobrego początki

W 1993 roku wraz z dwoma innymi rodzinami przyjechali z Ameryki do Polski. Osiedli pod Warszawą. Na początku szło nieźle. Wynajęli budynek, rozpoczęli produkcję mebli. Nieznajomość kultury i języka polskiego sprawiły, że coraz gorzej szło im z ewangelizacją. Z czasem amisze zamknęli się we własnej społeczności. Po trzech latach zniechęcone rodziny zaczęły wyjeżdżać. Martinowie też chcieli, ale Anita była w ciąży. Zostali. I nigdy tego nie żałowali. Ich własny zbór się rozpadł, zaczęli więc szukać nowego. Trafili do zielonoświątkowców pod Hajnówką. Od razu poczuli się jak u siebie. Nie znali nikogo, a przyjęto ich tu jak prawdziwych przyjaciół. W trakcie nabożeństwa sadzono ich w pierwszym rzędzie - jak szczególnie szanowanych gości. Hajnówka jest jednak daleko. Znacznie bliżej mają do Warszawy. To również zbór zielonoświątkowy. Lepszego nie znaleźli, choć zdaniem Jakuba nie dzieje się tam najlepiej. Nie rozumie np. zmiany pastora oraz pomijania pewnych fragmentów Pisma. Jak mówi, ludzie wprowadzają niepotrzebnie własny porządek w boskie sprawy.

Kim są?

Ich religia - chrześcijaństwo. Odłam - żaden. Twierdzą, że najważniejsze jest życie blisko Boga, ale trzeba umieć także zachować własne ja. Boga trzeba poznać na własną rękę, nie przez księdza czy mądre księgi. "To Bóg mówi nam, jak właściwie należy żyć. Większość ludzi przyznaje mi rację. Nie dlatego, że jestem amiszem, ale dlatego, że służę Bogu" - dodaje sam Jakub. Anita i jej mąż zamiast opowiadać, starają się po prostu dobrze żyć. Na razie dzieci nie pytają, czemu żyją tak, a nie inaczej. Wyczuwają natomiast nastroje rodziców i trzeba przyznać, że widząc zadowolenie z życia rodziców, bez przymusu pochłaniają głoszone przez nich nauki. „Kiedy chłopcy dorosną, zapewne zaczną nosić brody. Ale nie muszą być amiszami. Ważne, żeby żyły dla Boga.” – mówi jeszcze Jakub.

Niedziela, dzień święty

Niedziela dla rodziny Martinów jest najważniejsza. Jakub zgolił ostatnio wąsy i zamiast flanelowej koszuli i spodni na szelkach założył garnitur. Anita ma spódnicę do ziemi i chustę na głowie. Razem z dziećmi wsiadają do auta. Jadą do Warszawy. Jeżdżą tam od dziesięciu lat. Wszyscy znają tam i szanują Jakuba. Często proszą go o rady lub też o zabranie głosu na nabożeństwach. Kiedyś Jakub tuż po psalmach wyszedł na środek z Pismem w ręku i powiedział tak: "Mowimy o Bogu - Pan, ale co to znaczy? Bóg nie chce być Panem, nie potrzebuje sług i najemników. On chce osobistej relacji ojca z synem. Bóg nie ma wnuczków. Sam jestem ojcem i najbardziej lubię, gdy przychodzę po pracy do domu, a dzieci same zrobiły już obrządek - z obowiązku wobec mnie. W przypadku Boga jest podobnie".

Dzieci przez całe nabożeństwo są przy rodzicach. Po modlitwie jest z reguły coś dla ciała: herbata i ciasto. Znajomi pytają o dzieci, proponują ubrania po swoich, dają drobne monety za sery i jaja, które Martinowie wystawili w sieni na sprzedaż.

Niedziela jest jedynym świętem, ale Martinowie, jak sami przyznają, codziennie starają się święcie żyć.

Amisz też człowiek

Na niego ludzie mówili bin Laden, z niej szydzili. Chodzili na śluby i pogrzeby, choć nigdy nie przekroczyli progu kościoła. Sąsiedzi zmienili swój stosunek do Martinów dopiero wtedy, gdy Jakub zaczął u nich pracować. Najlepszym przyjacielem Jakuba został sąsiad zza płotu. Martinowie nie mają telewizora, radia ani Internetu. Czasem Jakub kupuje gazetę. Świetnie orientuje się jednak w wielu kwestiach, zna historię Polski, czytuje Prusa, Mickiewicza, Sienkiewicza. Martinowie mieszkają w domu obitym blachą. Na podwórku leżą zabawki, narzędzia, rowery. Sadzą ziemniaki, kapustę, fasolę, pomidory. Zbiory wystarczają na własne potrzeby, a czasem i na sprzedaż. Kiedy Jakub pracuje na budowie, zabiera ze sobą synów. Wychodzi z tego kilkaset złotych. Najwięcej kosztują ich jednak: samochód, opłaty za prąd i raz w tygodniu zakupy w hipermarkecie. Życie toczy się u nich w kuchni. Meble Jakub zrobił sam. U Martinów istnieje porządek domowy. Przede wszystkim nie wolno kłamać. Dzieci muszą się do tego dostosować. Wspólne posiłki są o stałych porach, bo wtedy wszyscy są jeszcze bardziej razem. Codziennie odbywa się też nauka. Anita uczy dzieci angielskiego, matematyki, geografii. Sobotnie popołudnia przeznaczone są na zabawę. Dzieci grają w piłkę, jeżdżą na rowerach.

Zakochanie? To nie dla nas!

Co ich w sobie zafascynowało? Są zdziwieni tym pytaniem. "Patrzyliśmy czy chcemy spędzić razem życie. Uczucia są płynne i kruche. Szybko gasną. Nasza zażyłość rośnie codziennie. Nie wyobrażam sobie życia bez męża" - mówi Anita. – „Szczęście, to akceptacja tego, co jest".

Grafika :

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.2 /10 wszystkich

Komentarze [1]

~Moczo_absolwent
2010-03-07 15:32

Jedna drobna poprawka.
Amisze są protestantami. Uważa się ich dzisiaj za głównych spadkobierców mennonitów – radykalnej pacyfistycznej części anabaptystów, stworzonej przez Menno Simonsa. Poczytaj trochę o temacie artykułu, zamiast wypisywać farmazony na łamach gazetki.
Poza tym… co to za Amisz, który jeździ samochodem?

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry