Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Time to say goodbye   

Dodano 2016-07-01, w dziale inne - archiwum

Po trzech miłych latach spędzonych w redakcji SGI Lesser nadszedł czas pożegnania. Moja decyzja o podjęciu współpracy z redakcją była co prawda niezwykle spontaniczna, ale czas pokazał, że też i bardzo trafna. Dzięki niej zyskałem niepowtarzalną szansę dzielenie się z innymi swoją wiedzą, budowania poczucia własnej wartości i nabywania doświadczenia w pisaniu różnych gatunków publicystycznych, co wykorzystam może kiedyś w przyszłości. Jeśli jednak udało mi się przez te lata zachęcić choćby jedną osobę do poważniejszego zainteresowania się kinem, to chyba cel swój osiągnąłem – nie sądzicie?

/pliki/zdjecia/top0_0.jpgŻeby należycie podziękować wam za czytanie, ocenianie i komentowanie moich artykułów, postanowiłem na koniec swej publicystycznej aktywności w SGI Lesser podzielić się z wami, drodzy czytelnicy, listą rankingową moich ulubionych filmów. Mam nadzieję, że wielu z was zachęcę do ich obejrzenia i nie tylko dlatego, że są to arcydzieła. Powiem wam, że zawsze mi się je dobrze oglądało, bo potrafiły mnie podnieść na duchu, wewnętrznie zbudować, a nie raz i nie dwa pomogły też siebie odnaleźć. Bo, jak powiedział Herbert, tak właśnie działa wielkie kino. Arcydzieła światowej kinematografii, rozliczając się z rzeczywistością, nie pozostawiają człowieka wobec niej obojętnym i zmuszają go do głębokiej refleksji nad sobą i życiem. Od tej rzeczywistości, od życia i złożoności ludzkich relacji nie da się uciec i nikt chyba nawet tego nie próbuje, a wielcy mistrzowie kina pokazują, że warto niekiedy spojrzeć na to wszystko nieco inaczej. A moja lista przedstawia się następująco:

10. „Czas apokalipsy” reż. Francis Ford Coppola (1979).
Ponadczasowe dzieło Francisa Forda Coppoli i jeden z najlepszych, a moim zdaniem nawet najlepszy film wojenny w historii kina. Film w swoim przesłaniu niezwykle przewrotny, bo wielu znawców kina twierdzi, ze jest to również i to w dużym stopniu kino antywojenne. Ta sprzeczność zgrała się na ekranie doskonale. Znajdziemy tu zarówno niesamowicie nakręcone sceny batalistyczne jak i głęboką refleksję reżysera na temat wojny i zła z niej wynikającego. /pliki/zdjecia/top1_0.jpgPrzez trzy godziny seansu Coppola daje nam tak na prawdę wszystko, co się dało z tego tematu wydobyć. Fantastyczne sceny ataku helikopterów z muzyką Wagnera w tle (swoją drogą to moja ulubiona scena filmowa), surfowania o poranku przy zapachu napalmu, spotkania z maniakalnym przywódcą udającym Boga, a nawet z króliczkami Playboya. Dostajemy po prostu pięknie opakowany wojenny chaos i wierzymy, że tak właśnie wyglądała wojna w Wietnamie. "Czas apokalipsy" to swobodna adaptacja "Jądra Ciemności" Josepha Conrada przeniesiona w realia Wietnamu z czasów wojny. W roli głównej wystąpił Martin Sheen, a Kurtza zagrał sam Marlon Brando, wspierany przez znakomitych Roberta Duvalla i Dennisa Hoppera. Zwłaszcza postać tego ostatniego pokazuje jak bardzo amerykański jest ten film, choć z drugiej strony równie mocno antyamerykański. Początkowa wersja filmu została pozbawiona kilku scen nie za bardzo współgrających z ówczesną polityką Stanów Zjednoczonych. Sceny te przywrócono dopiero w 2001 roku, gdy na ekrany wszedł "Czas apokalipsy: powrót". Film zyskał na tym uzupełnieniu ogromnie i jeszcze bardziej pokazał geniusz Coppoli.

9. "Fargo" reż. Joel Coen (1996).
Film braci Coen, którym to oznajmili światu jedną rzecz - jesteśmy wielcy. Tak naprawdę trudno o tym filmie coś rozsądnego napisać, bo równie trudno go sklasyfikować. Trochę tu czarnej komedii, trochę kryminału, thrillera, a nawet horroru, a wszystko to ubrane w bardzo dramatyczną formę. W całym tym chaosie niełatwo jest zrozumieć, o co tak naprawdę braciom chodziło. Ci twardo trzymają się swego, a dokładnie mówiąc tego, że klucz do zrozumienia tego filmu dali nam już na początku. I faktycznie tak jest, ale to uświadamiamy sobie dopiero po jego zakończeniu albo nawet kilka lat później (tak było przynajmniej w moim przypadku). Jeszcze przed czołówką na ekranie pojawia się napis informujący o tym, że wydarzenia przedstawione w filmie miały już miejsce w realnym świecie. /pliki/zdjecia/top44.jpgKupiłem to i dopiero jakiś czas później przeczytałem, że wcale tak nie było, a braciom Coen chodziło wyłącznie o urealnienie filmu i nawiązanie do mnóstwa podobnych amerykańskich historii zrodzonych z przemocy, która jest nierozerwalnie związana z tym krajem i to od chwili uzyskania przez niego niepodległości. W końcu jest to kraj słynący nie tylko z silnej gospodarki i różnorodnej kultury. Pamiętajmy, że jego historię wypełniali też seryjni mordercy, terroryści strzelający do tłumu, czarne getta, czy zabójcy, których wydaje się być tam o wiele więcej niż w innych cywilizowanych państwach. Coenowie wrzucili to wszystko do jednego kotła, zamieszali i podali w szokujący, ale i prześmiewczy sposób. Prześmiewczy, bo fabuła jest lekko absurdalna. Główny bohater wynajmuje ludzi do porwania własnej żony, żeby zdobyć okup od teścia. Przemoc przychodzi z czasem, zaczyna lać się krew, pojawia się policja i wszystko wymyka się spod kontroli. W dodatku twórcy stworzyli tu świat wielce niedoskonały. Ludzie są nieatrakcyjni i kłamią, dookoła leży śnieg i jest szaro, a do tego jeszcze ta przemoc. Tylne wejście do Ameryki. Prawdziwe arcydzieło opowiadające o tym, jak wiele zła tkwi w przeciętnych ludziach.

8. "Pulp fiction" reż. Quentin Tarantino (1994).
Tego filmu tak na prawdę przedstawiać chyba nikomu nie trzeba. Arcydzieło Quentina Tarantino osiągnęło już status filmu kultowego i słyszeli o nim nawet ci, którzy nigdy obrazu tego nie obejrzeli. Ja również zakochałem się w tym filmie. Tarantino skorzystał w tym przypadku z pomysłu Coenów i wskazówki do zrozumienia swojej koncepcji umieścił już w napisach początkowych. Wytłumaczył tam przede wszystkim to, co rozumie pod pojęciem pulp /pliki/zdjecia/top33.jpg(w wielkim skrócie są to czasopisma lub książki pełne skandalizujących treści). I tym właśnie jest ten film, takimi pulpami w pigułce. I tak jak one emanuje przemocą, mocnym językiem i kiczem. Reżyser ubrał to jednak tak, że jest to strawne, a całość jest kompletna. Wykorzystał też osiągnięcia kinematografii zmieniając nieznacznie sprawdzone wcześniej schematy. Naśladowców Tarantino była po tym filmie masa. Niektórym wychodziło to lepiej, innym gorzej, ale takiego poziomu jak on nie osiągnął żaden. Po premierze "Pulp fiction" ogłoszono Tarantino mistrzem postmodernizmu, a ten jak na mistrza przystało pokazał wszystkim, że film nie musi być moralizatorski, żeby był wielki. Wystarczy bardzo solidna rozrywka, pokazująca świat w specyficzny sposób, wsparta znakomitym warsztatem. Dzieło absolutnie ponadczasowe!

7. "3 kolory: czerwony" reż. Krzysztof Kieślowski (1994).
Żeby określić z czym mamy do czynienia mówiąc o tym filmie, wystarczy w zasadzie podać nazwisko reżysera - Krzysztof Kieślowski. To jego ostatnie dzieło i według mnie największe. Film trudny, bo jak to u Kieślowskiego bywa przepełniony symboliką. Jednak jest to też jego siła. Praktycznie każdy widz może sobie zinterpretować go na swój sposób, /pliki/zdjecia/top4.jpgbo przecież każdy miał lub ma przyjaciela, potrzebuje bliskości drugiego człowieka i każdy kiedyś kochał albo przynajmniej o miłości marzył. A to tutaj jest i jest niezwykle prawdziwe. Główna bohaterka przejeżdża na ulicy psa, po czym oddaje go właścicielowi, emerytowanemu sędziemu, który podsłuchuje rozmowy telefoniczne sąsiadów. Film ten pokazuje dramaty rozgrywające się w domach zwykłych ludzi. Dodatkowo Kieślowski bawi się w tym obrazie formą - piękne zdjęcia, kolory, budowanie dramatyzmu muzyką i powolnym rozgrywaniem scen i do tego skupianie uwagi na szczegółach. Tym samym dostaliśmy piękny portret ludzi i kierujących nimi uczuć z miłością na czele. Miłością pokazaną z różnych perspektyw - miłością straconą, niespełnianą i w szczycie mocy. Przepiękny film wymagający od widza maksymalnego skupienia i zaangażowania.

6. "Dreszcze" reż. Wojciech Marczewski (1981).
Jedno z lekko już zapomnianych arcydzieł kina moralnego niepokoju, skierowanego przeciw władzy w Polsce Ludowej. To bez wątpienia jeden z najmocniejszych filmów tego typu. Jego akcja rozgrywa się na obozie harcerskim. Marczewski pokazuje w nim, czym tak naprawdę była i jak wyglądała komunistyczna indoktrynacja młodzieży. /pliki/zdjecia/top5.jpgTrzeba przyznać, że idealnie zobrazował proces robienia młodym ludziom wody z mózgu (w końcu psychika dzieci jest jeszcze nieukształtowana i najłatwiej nimi manipulować). Możemy się też dzięki niemu naocznie przekonać, jak naprawdę niewiele było trzeba, by taki młody człowiek nie zawahał się zerwać relacji z najbliższymi, z rodziną i stał się żarliwym wyznawcą „nowej wiary”. Marczewski stworzył co by nie mówić bardzo szczery obraz opowiadający o zauroczeniu złem - nie tylko tym namacalnym, stalinowskim, ale złem w szerokim rozumieniu i czystej postaci. Film Marczewskiego to naprawdę bardzo dobra lekcja historii, ale także psychologii. A to, że kręcono go w atmosferze niepokoju sprawia dodatkowo, że oglądając go i dziś doświadczamy tytułowych dreszczy. Film godny polecenia każdemu, a zwłaszcza Polakom. Szczególnie młodym.

5. "Urodzony czwartego lipca" reż. Oliver Stone (1989).
Jeden z najlepszych, a może i najlepszy przedstawiciel bardzo niszowego gatunku jakim jest kino pacyfistyczne. Tytuł podpowiada nam ponadto, że jest to film osadzony w mocno amerykańskim klimacie. Główny bohater jest pełnym ideałów nastolatkiem, wychowywanym na posągowy wzór Amerykanina przez przesadnie patriotycznych i wierzących rodziców. Niesiony tymi ideałami zgłasza się na ochotnika do wojska i jedzie do Wietnamu. Tam zostaje postrzelony, a w konsekwencji sparaliżowany od pasa w dół. Od tej pory wszystko w co wierzył upada, zawala się całe jego życie. /pliki/zdjecia/top6.jpgOliver idealnie pokazuje w tym obrazie presję jaką społeczeństwo potrafi wywrzeć na jednostce, kształtowanie zachowań ogólnie uznanych za przykładne i tworzenie wzorca amerykańskiego bohatera. I wszystko to upada, co daje nam do zrozumienia, że takie wartości jak patriotyzm, wiara i odwaga nie są dobre, jeśli cel jest niewłaściwy. W tym przypadku jest nim wojna, czyli coś takiego, co jest złe samo w sobie. Nie tylko dlatego, że giną na niej ludzie, ale też dlatego, że niszczy człowiekowi psychikę, a w efekcie tego i całe jego życie. Innym celem Stona było ukazanie obrazu Ameryki tamtych lat, czyli prowadzonej z ogromnym zaangażowaniem propagandy wojny w Wietnamie. Oliver Stone brutalnie odkrywa przed widzami mechanizmy, które tym wszystkim rządzą i mocno je krytykuje. A my, patrząc na dramat głównego bohatera, w to wierzymy. Kino wciągające od początku do końca, chwytające raz gardło, a innym razem za serce.

4. "Spaleni słońcem" reż. Nikita Michałkow (1994).
Temu filmowi poświęciłem już kiedyś cały artykuł, zatem nie mogło go zabraknąć i na liście moich ulubionych. To bardzo uczciwie pokazana ponadczasowa historia o tym, jak polityka wkrada się do ludzkiego życia, by zniszczyć je dosłownie i w przenośni. Pomysł może nie za bardzo oryginalny, ale w tym filmie ukazany absolutnie perfekcyjnie. Znakomicie napisane postaci weterana wojny domowej, bohatera rewolucji, agenta NKWD, spokojnej żony i /pliki/zdjecia/top7.jpgnie mającej jeszcze możliwości angażowania się w świat władzy kilkuletniej dziewczynki, dają w połączeniu niesamowity wręcz efekt. Obraz opowiada o jednej z największych tragedii w historii Rosji, ludobójstwie, zapisanym na kartach historii krwawą wstęgą setek tysięcy ofiar. Nie uświadczymy tu jednak żadnych brutalnych scen, przesadnej przemocy, bestialskich mordów czy rozstrzeliwań. Prawdziwy dramat, jak słusznie pokazuje nam reżyser, rozgrywa się gdzie indziej. Ciało ludzkie można bardzo łatwo zniszczyć, jednak żeby doszczętnie spalić człowiekowi duszę, potrzeba naprawdę niszczycielskiej siły. I to jest tragedia stalinowskich czystek. Reżyser miał jasny przekaz i podzielił się nim tak, że lepiej nie dało się tego zrobić. Rosyjskie rozliczenie z przeszłością i uniwersalna historia. Coś wspaniałego!

3. "Mechaniczna pomarańcza" reż. Stanley Kubrick (1971)
W tym przypadku nie można mieć żadnych wątpliwości, ścisła czołówka najlepszych filmów wszech czasów. Mistrzostwo formy i odwaga, która odcisnęła piętno na całej kinematografii, a przy tym jeden z najbardziej skandalizujących obrazów w historii Hollywood. Wszystko stworzone przez mistrza Stanleya Kubricka. Połączenie science-fiction z groteską. Zabieg oryginalny i na swój sposób genialny. Kubrick opowiada nam historię Alexa, młodocianego przestępcy aresztowanego za morderstwo, a następnie poddanego eksperymentowi prania mózgu, /pliki/zdjecia/top8.jpgktóry ma z niego zrobić porządnego obywatela. Gdy już takim się staje, niezdolny do jakichkolwiek aktów przemocy, musi stawić czoła swej przeszłości. Film pełen szokujących, niezwykle brutalnych scen (gwałty, pobicia, morderstwa) ubrany w niezwykle piękną formę. Ścieżkę dźwiękowa, poza motywem przewodnim, który akurat jest niepokojący, stanowią wybitne dzieła muzyki klasycznej, głównie Beethovena. A do tego masa kolorów i magiczna dekoracja. Ta sprzeczność potęguje uczucie szoku jakiego doznaje widz i daje wyznacznik jak powinno dopasowywać się środki stylistyczne do opowiadanej historii, nie tracąc jej nigdy z oczu i chcąc by była nietypowa. Opowieść o wolnej woli człowieka, której nie da się zapomnieć.

2. "Blaszany bębenek" reż. Volker Schlöndorff (1979)
Żeby uświadomić sobie geniusz tego filmu wystarczy przejrzeć historię kina i zobaczyć, co stało się z większością adaptacji wielkich arcydzieł literackich (film ten powstał na podstawie powieści Guntera Grassa pod takim samym tytułem). Większość z nich umarła, odeszła w zapomnienie, nawet na chwilę nie wychodząc z cienia pierwowzoru. Tworzyły zasadę, że wielkie filmy można zrobić jedynie z umiarkowanie dobrych książek. Film Volkera Schlöndorffa tę zasadę złamał. Chociaż i on zawsze gdzieś tam pozostawał w cieniu popularności książki, to jednak nie odebrało mu to statusu arcydzieła. Co prawda książki jeszcze nie przeczytałem, ale gdy oglądałem ten film nie miałem ani przez chwilę wrażenia, że czegoś mi tu brakuje, że potrzebuję przeczytać tę powieść, żeby ten film zrozumieć. I takie właśnie powinny być według mnie ekranizacje. /pliki/zdjecia/top9.jpgWinny być autonomicznym bytem, żyjącym tak, jakby książki, na podstawie której powstały, w ogóle nie było. Tutaj tak jest. Głównym bohaterem jest chłopiec który spadł ze schodów i przestał rosnąć, a jego dojrzewanie przypadło na okres budowania potęgi nazistowskich Niemiec. Większość zabiegów fabularnych powstało oczywiście w książce i to jej film zawdzięcza swoją wielkość, jednak sposób ich pokazania jest już zasługą reżysera. Idealnie zastosował on masę zabiegów ukazujących odrealnienie rzeczywistości jak chociażby scena, w której na spotkaniu nazistów wszyscy zaczynają tańczyć do muzyki Straussa. Reżyser nie zapomniał przy tym o minimalizmie przez co wszystko jest stonowane i nie ma tu żadnych realizatorskich szarż. A tym, co jest w nim najważniejsze, jest wrażliwość z jaką podchodzi do tak trudnego tematu. Volker nie rozlicza raczej historii, przedstawia za to dobrze znane nam wszystkim fakty i umieszcza w nich człowieka. Stosując odpowiednią muzykę i spokojną pracę kamery, uświadamia widzowi jak wielkie jest cierpienie człowieka osadzonego w takiej sytuacji jak bohaterowie tej historii. Znakomicie wymyślone przez pisarza i równie dobrze pokazane przez reżysera. Tak też rodzą się arcydzieła.

1. "Wściekły byk" reż. Martin Scorsese (1980)
Film, który jak żaden inny trafił w moje serce. Powodów jest masa: położenie nacisku na formę, zabawa kamerą jakiej w kinie wcześniej nie było, szczyt możliwości montażowych, wielka rola Roberta de Niro, przepiękna strona moralizatorska i wszystko to idealnie ze sobą połączone. Scorsese wdrapał się dzięki tym zabiegom na szczyt reżyserskiego mistrzostwa. Fabuła jego filmu opiera się na biografii Jake'a La Motty, mistrza wagi średniej i jednego z najbrutalniejszych bokserów w historii. Główny motyw to zestawienie brutalności z ringu z tą z życia. La Motta był bowiem nie tylko wybitnym bokserem, ale i zwykłym sadystą. Niesiony maniakalną zazdrością przez całe lata bił swoją żonę, a w końcu pobił też i brata. Tę nie dającą się pohamować agresję, której nie był w stanie zaspokoić na ringu, /pliki/zdjecia/top10.jpg przenosił niestety do prywatnego życia. Nie będzie chyba spoilerem, jeśli zdradzę, że na końcu został sam, bez rodziny i przyjaciół. Nie jako mistrz, a jako przegrany. Dlaczego właśnie taką postać wybrał Scorsese na głównego bohatera? To proste, chciał pokazać, że nie każdy wybitny w jakiejś dziedzinie człowiek, rzeczywiście jest wielkim człowiekiem, że sukces nikogo nie czyni dobrym, a jeśli już to nawet gorszym. Pokazał w ten sposób znamienny upadek człowieka, który sobie na to zasłużył. Uświadomił, że życie bywa sprawiedliwe, ale tylko czasem, a szczęście może dać człowiekowi tylko rodzina. Bez niej jest to niemożliwe. A jeśli się ją już ma, to trzeba ją kochać i szanować. Człowiek, który jest do tego niezdolny, może być tylko zwierzęciem, takim właśnie prymitywnym bykiem. Ja patrzę na przesłanie tego filmu właśnie tak i wewnętrznie czuję, że o to chodziło jego twórcom. Masa środków stylistycznych sprawia (z czernią i bielą na czele), że obraz ten to kwintesencja tego, co nazywa się sztuką filmową, a więc ukazanie rzeczywistości w sposób inny niż ta za oknem. Emocje jednak są tak wielkie jak film. Mój absolutny numer jeden.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /30 wszystkich

Komentarze [2]

~Felico
2016-07-04 12:29

Właśnie na takie zakończenie od Ciebie liczyłam :D Akurat na wakacje przyda się taka lista spoko filmów :)

~loll
2016-07-02 12:28

Dzięki za te 3 lata pisania o kinie. A odpowiadając na twoje pytanie – mnie zachęciłeś!

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry