To już jest koniec!
„Lost”, jeden z najgłośniejszych seriali ostatnich lat, właśnie się skończył. Finałowy epizod szóstego sezonu można było obejrzeć w poprzedni poniedziałek w telewizji ABC. Po sześciu latach i 121 odcinkach historia została ostatecznie (miejmy nadzieję) zakończona. Cieszyć się? Rozpaczać? A może po prostu nadal, po 6 latach, udawać, że „Lost” dla współczesnej popkultury nie jest w gruncie rzeczy niczym istotnym i wkrótce odejdzie w zapomnienie?
Wyemitowany w 2004 roku pilotażowy odcinek „Losta” był najdroższym otwarciem serialu w historii telewizji. Chociaż tak naprawdę nikt nie liczył na to, że inwestycja 14 milionów dolarów się zwróci, premiera okazała się niesamowitym sukcesem przyciągając do odbiorników ponad 18 milionów Amerykanów i zbierając wysokie noty wśród recenzentów, co bezpośrednio doprowadziło do wyniesienia telewizji ABC na czołowe miejsce listy najpopularniejszych stacji w Ameryce. A dalej było tylko lepiej. Oglądalność każdego odcinka ze wszystkich sześciu sezonów utrzymywała się na średnim poziomie 14 milionów widzów, a sam serial zdobył łącznie 51 nagród i został zakupiony przez stacje z ponad 50 innych krajów.
Na czym właściwie polega fenomen „Losta”? Przede wszystkim na jego wielopoziomowości. W „Loście” każdy mógł znaleźć coś dla siebie: stereotypowy pan domu, otwierając puszkę swojego ulubionego piwa, lubił po pracy obejrzeć kilka niezłych strzelanin, bijatyk i wybuchów, a jego równie stereotypowej żonie na pewno podobały się liczne wątki miłosne pomiędzy głównymi bohaterami. Ich nastoletni, pryszczaty syn, ściskając kurczowo plastikową figurkę Obi-Wana, podskakiwał z wrażenia przy pojawieniu się każdej wzmianki o tajemniczych eksperymentach naukowych, zaś sąsiad, niespełniony psychoanalityk z mieszkania piętro wyżej, skupiał się na rozbudowanych flash-backach, czyli retrospekcjach z życia bohaterów przed trafieniem na wyspę. To one właśnie odróżniały „Losta” od innych seriali i dawały spore pole do popisu scenarzystom. Chociaż akcja rozgrywająca się na wyspie przez ostatnie 2 czy 3 sezony straciła niestety na swojej tajemniczości i moim zdaniem poszła za bardzo w kierunku science-fiction, flash-backi zawsze trzymały solidny poziom, pozwalając widzowi lepiej zrozumieć motywacje bohaterów serialu. Po pewnym czasie okazywało się, że intencje największego herosa wcale nie są takie piękne jak się wydaje, a osoba o szczerym uśmiechu, to tak naprawdę kawał zwyrodnialca.
Ale to, co sprawiło, że „Lost” okazał się sukcesem aż na taką skalę było głównie sprytnym marketingiem. Pomijając oczywiste drogi promocji, takie jak reklamy w prasie czy telewizji, twórcy „Losta” wzorowo wykorzystali potencjał Internetu. Stosując tzw. wirusowy marketing tworzyli fikcyjne „oficjalne” strony internetowe organizacji i produktów, których nazwy pojawiały się w serialu. Można było na nich znaleźć masę różnego rodzaju filmików, zagadek, wskazówek, a to sprawiło, że fora internetowa huczały od rozmaitych teorii na temat rozwoju fabuły serialu i „Lost” żył własnym życiem każdego dnia przez 6 lat jego emisji, nie tylko co poniedziałek. To właśnie dzięki Internetowi logo Dharma Initiative jest teraz modnym motywem na T-Shirtach i kubkach, a liczby „4, 8, 15, 16, 23, 42” wiele osób zna na pamięć. Chociaż nie musieli wcale widzieć wszystkich odcinków.
To, jaki był finałowy odcinek właściwie nie ma za dużego znaczenia. Na „Losta” trzeba spojrzeć jak na zjawisko, którego nie można zignorować. Już teraz na każdym kroku potykamy się o wszelakie nawiązania do fabuły serialu, a pewnym jest, że o „Loście” będzie się mówić coraz więcej. W końcu przetarł on szlaki wielu innym telewizyjnym produkcjom i wyznaczył dla nich standardy. Chociaż o szczególnie ambitnej rozrywce nie może tu być mowy.
Grafika:
Komentarze [3]
2010-06-02 23:46
Rzeczywiście, szansa na to, że zaczniesz pisać najdłuższe wpisy w Lesserze jest nikła. Nie liczy się jednak w tym wypadku forma a raczej treść. Również oglądałem “Lost”, do czwartego sezonu w całości, później fragmentami, w porcjach niekoniecznie ze sobą powiązanych. Z czasem dałem sobie spokój.
Nie zważając na sam przekaz końcowy serialu, który w moim odczuciu jest nieco banalny, myślę że “Lost” to produkcja, która ustawiła poprzeczkę twórcom seriali bardzo wysoko. Ciężko będzie doczekać kolejnego wytworu słynnych reżyserów, który mógłby dorównać dynamiką, akcją i tak świetną oglądalnością “Zagubionym”.
2010-06-02 20:11
I od razu przepraszam za tak długi komentarz. Mam nadzieję, że nie odbiorę podium Moczowi i WłOS-owi pod względem długości ich wpisów ;)
2010-06-02 20:10
Sam oglądałem pierwsze 3 sezony. Wtedy myślałem, że to najlepszy serial na świecie. Strasznie mi się podobał. Moi rodzice odpusćili sobie po 1 sezonie, twierdząc, że było za dużo motki, ale ja zapatrzony oglądałem do 3 sezonu. Potem sam… wymiękłem. Motyw ucieczki z wyspy był idealny dla tego serialu, a potem zaczęło się życie Rozbitków w normalnym świecie, który i tak był podporządkowany Wyspie… Lekko przesadzone. Nie mniej pierwsze 3 sezony były mistrzowskie. Dużo wątków fajnie ze sobą powiązanych. Każdy odcinek kończył się charakterystycznym napisem “Lost”, pozostawiając mnie z opadniętą szczęką i pod wrażeniem końcówki każdego z nich.
Moim zdaniem trochę za długo pociągnął reżyser motyw rozbitków. Mógł ich uratować z wsypy i ewentualnie umiejscowić w nowym świecie. I na tym koniec! A nie ciągnąc kolejne 3 sezony o życiu Zagubionych, którzy nie są już zagubieni. Nie oglądałem 4, 5 i 6 sezonu, więc nie wiem dokładnie jak to się wszystko skończyło. Byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi streścił je poniżej xD Ale dalej jestem pod wrażeniem pierwszej połowy serii “Lost”.PS. :Liczby 4,8,12,13,23 i 42 pamiętam do dziś (nie wiedzieć czemu), choć kojarzę je tylko z maksymalnie 2 odcinków pierwszego sezonu :P
- 1