Na przekór oczekiwaniom
MGMT powraca i zaskakuje. Dlaczego? „Congratulations” to zupełnie inny album niż debiutancki „Oracular Spectacular”. Inny niemal w każdym calu. Bo tym razem MGMT postanowił powiedzieć „nie” melodyjnym i lajtowym piosenkom w stylu letnich przebojów, na rzecz kompozycji zdecydowanie ambitniejszych. Trudno nawet wybrać singla, bo żadna z piosenek na „Congratulations”, powiedzmy sobie szczerze, na dłuższą metę się nie sprzeda.
Młodzi artyści skosztowali wielkiego świata, wielkich pieniędzy. Na dobrą sprawę z samych tantiem z singli („Kids”, „Electric Feel” czy „Time to Pretend”) mogliby przeżyć do końca swoich dni, w żadnym wypadku nie ocierając się o biedę. Posiadając ten komfort, postanowili nagrać najnormalniej w świecie niekomercyjny album. Album pozbawiony tanecznych bitów czy zadziorności, do jakiej fanów przyzwyczaili. Dlatego wprawili w osłupienie nie tylko szefów wytwórni, ale i znaczną część sympatyków debiutu, w tym rzecz jasna i mnie.
Album jeszcze przed premierą wyciekł do sieci. Fani byli rozczarowani. Pierwsze reakcje były nienajlepsze. Nic dziwnego, trudno zrozumieć, dostrzec to „coś” na płycie po zaledwie jednym jej przesłuchaniu. To bardzo specyficzny album. Wydaje się alternatywny – lecz nawet te „offowe” stacje radiowe mają obiekcje przed emisją choćby singlowego „Flash Delirium”.
Piosenki na "Congratulations" są dobrze skomponowane. Składają się z mnóstwa dźwięków, które świetnie ze sobą współgrają. Wszystko jest w tym albumie ciekawsze, głębsze czyli zaskakuje. MGMT raczą nas różnymi emocjami. Momentami pewnym spokojem, spełnieniem, a później wprowadzają niepokój - czym trzymają nas w niepewności i nie dają się oderwać od pojedynczych dźwięków.
Dwunastominutowy „Siberian Breaks” to kilka kompozycji połączonych i co ważne, współgrających ze sobą. I wbrew pozorom, mimo jego długości, trudno się od niego oderwać. Kwintesencją całego albumu jest „Lady Dada’s Nightmore” – instrumentalny utwór, z oczywistą aluzją. Sami muzycy przyznali, że to kompozycja „o uprawianiu seksu z Lady Gagą”. Wisienką na torcie MGMT jest tytułowy „Congratulations”, prześmiewczy, ironiczny i z przymrużeniem oka – szczególnie, te brawa pod koniec.
MGMT nagrali płytę totalnie odbiegającą od oczekiwań. Narazili się krytykom i fanom, więc teraz zobaczymy czy to się im opłaciło. Ale już teraz można stwierdzić, że "Congratulations" jest po prostu spójną i przyjemną płytą. I mimo, że po pierwszym przesłuchaniu niekoniecznie podbije nasze serca, to warto dać jej drugą i kolejne szanse. Warto poświęcić jej więcej czasu, bo można znaleźć w niej naprawdę wiele świetnych emocji.
Grafika:
Komentarze [2]
2010-05-29 10:05
To sobie znajdź w internecie informacje o zespole! Recenzja mi się podoba.
2010-05-21 22:51
Wydaje mi się, że brakuje trochę wyjaśnienia co to za zespół, bo jestem osobą która nic o tej grupie nie wie.
- 1