Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Tryb wiatraka   

Dodano 2010-05-11, w dziale felietony - archiwum

Mariusz Pudzianowski wygrał drugą walkę w MMA i póki co legitymuje się niezłym wynikiem 2-0-0. Tym razem na ringu w katowickim Spodku pokonał mistrza japońskiej organizacji “Deep”, Yusuke Kawaguchi. Niestety, okazało się, że Pudzian nie wyciągnął żadnych wniosków ze swojej poprzedniej walki i niczego nowego się od tej pory nie nauczył. Obserwowaliśmy więc i tym razem absolutnie furiacki atak naszego zawodnika od pierwszego gongu, którym chciał zmieść swojego przeciwnika z ringu. Doświadczony Japończyk wytrzymał jednak ten atak, a potem - ku zaskoczeniu wielu obserwatorów tego pojedynku - impet Pudziana nieoczekiwanie osłabł, a dały o sobie znać ogromne braki techniczne i kondycyjne.

Tak więc kolejna walka Pudziana rozpoczęła się identycznie jak ta pierwsza z Najmanem. Mariusz rzucił się na Kawaguchiego jak zwierzę i zaczął zasypywać go gradem bezmyślnie wyprowadzanych ciosów. Okładał go pięściami z taką agresją, jakby ta walka miała trwać tylko kilka sekund a nie całe 10 minut. Japończyk skutecznie osłaniał się jednak przed tą lawiną ciosów. Po 30 sekundach Mariuszowi udał się jakimś cudem przerzut przez biodro i teraz mógł natrzeć na rywala z góry. Mocno zbitemu rywalowi udało się jednak wyzwolić z uścisku Pudziana i wstać na równe nogi. Jak się potem okazało, nie na długo. Szybko został ponownie sprowadzony do parteru i… koniec. Koncepcja walki, opracowana przez Pudziana, zakładała zapewne, że cały pojedynek musi rozstrzygnąć się w pół minuty. Dlaczego? Bo tylko on wiedział (my zobaczyliśmy to nieco później na ekranach telewizorów), jaką kondycją tak naprawdę dysponuje. Bardzo szybko zaczął dyszeć jak miech kowalski, a pot ściekał po nim strumieniami. Widać było wyraźnie, że nasz strongman nie ma absolutnie zamiaru toczyć otwartego pojedynku. Jego ruchy stawały się z każdą chwilą wolniejsze (o ile to możliwe) i coraz mniej skoordynowane. Tak więc walka była długimi momentami bardzo stateczna, a zawodnicy zastygali w długich objęciach. Tak przebiegała końcówka pierwszej i cała druga runda. W rezultacie Mariusz Pudzianowski i tym razem decyzją sędziów pojedynek wygrał i nadal jest„niepokonany”.

Lecz jeśli bliżej przyjrzeć się samej walce i pojedynczym zachowaniom Polaka i Japończyka, to można dojść do wniosków kłócących się z ostatecznym wynikiem. Po pierwsze rzuciła mi się w oczy słaba koordynacja ruchowa i brak pomysłu na walkę naszego Dominatora. Od początku podskakiwał dosyć śmiesznie dookoła rywala, przebierając przy tym nogami niczym poparzony kogut. Próbował zapędzić Kawaguchiego do narożnika, a tam powalić go i zmasakrować w parterze. Taka był chyba jego taktyka. Tu odezwało się jednak niemałe już doświadczenie Azjaty (na 12 walk tylko 1 porażka). Za drugim razem, gdy Mariuszowi udało się powalić go na ziemię, ten zablokował mu sprytnie ręce i nogi, tak, że Pudzian, który był w tym momencie na górze, mógł jedynie pogłaskać go lewą rękawicą po boku. W drugiej rundzie sytuacja powtórzyła się, ale z tą różnicą, że tym razem Pudzianowski nie był w stanie już nic zrobić. Sędzia widząc bezradność naszego zawodnika postawił obu walczących na nogi i dlatego mogliśmy jeszcze przez chwilę obserwować taniec-doskakiwaniec naszego Pytona.  Uniesiona garda Japończyka nie pozwalała mu jednak dosięgnąć jego twarzy. A co można powiedzieć o Pudzianie? Ten dzielnie przyjmował każdy cios i każde kopnięcie przeciwnika. Sam nie wiem, nie potrafił go zablokować czy też nie chciał? Chwilami wydawało mi się nawet, że nasz Pyton zaraz samoistnie się przewróci. Tyle siły wkładał w każde machnięcie łapami (czyt. wyprowadzenie ciosu), że wystarczyłby jedynie sprytny unik przeciwnika, a nasz Dominator rozłożyłby się na ringu jak długi. To samo dotyczy także jego kopnięć, które były kiepskimi imitacjami tego, co można zobaczyć w innych walkach MMA. Ale najbardziej podobały mi się te fragmenty walki, gdy Rudzian z pochyloną głowę młócił bezmyślnie powietrze przed sobą. Nazwałem to na swój użytek „trybem wiatraka”. Co jakiś czas tryb ten uaktywniał się i Japończyk umykał do narożnika przed silnymi podmuchami wiatru.

Niestety, doświadczenie Yusuku Kawaguchiego nie pozwoliło mu tym razem pokonać „trybu wiatraka”, „tańca-doskakiwańca” i innych zmyślnych technik Pudziana. Bynajmniej nie odbieram chwały zwycięzcy, ale jego styl walki totalnie mnie rozczarował. To prawda, że sprawdził się już po raz drugi. Można nazwać go więc skutecznym. Pudzian nadal jest więc niepokonany, ale czy jeszcze długo tak będzie?. Następnym przeciwnikiem naszego mistrza będzie Tim Silva. Myślę, że ten pojedynek będzie jeszcze bardziej fascynujący i pokaże nam prawdziwe oblicze naszego Dominatora, bo tym razem zobaczymy go w walce ze znacznie bardziej doświadczonym zawodnikiem. Tim to zupełnie inny zawodnik, znacznie wyższy i cięższy, a na dodatek był nie tak dawno mistrzem świata w wadze ciężkiej UFC. Do tej pory stoczył 31 pojedynków, z których wygrał 25 (w tym 17 przed czasem). Wspomniana walka odbędzie się już niebawem, a dojdzie do niej 21 maja w USA podczas gali organizowanej przez promotorów z Moosin. Tym razem młócenie powietrza przed sobą chyba raczej nie wystarczy.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /14 wszystkich

Komentarze [3]

~Moczo_absolwent
2010-05-12 00:50

Mhm, Sakurai w dogrywce przeważał i powinien w związku z tym wygrać całą walkę. Tak sobie ostatnio jednak pomyślałem, że jednak to była walka mistrzowska, a walki mistrzowskie (przynajmniej w boksie; w MMA zapewne zależy to od federacji) rządzą się trochę innymi prawami niż rankingowe. Pretendent przy niewielkiej przewadze nie wygra z mistrzem na punkty, dopiero znaczna przewaga da mu zwycięstwo. Tutaj przewaga Ryuty nie była znaczna i rzeczywiście sędziowie mogli tak zadecydować.

fenrir
2010-05-11 18:50

Ale Mamedowi udało się trzy razy założyć gilotynę przeciwnikowi. I jeszcze to niesamowite wyjście z tamtej dźwigni… Ale Sakurai rzeczywiście zadał więcej ciosów, lepiej mu szło w walce stojącej.

~Moczo_absolwent
2010-05-11 18:10

Walka poziomem nie odbiegała od karczemnej awantury, a wynik był ustawiony. Podobnie było w następnej walce tego wieczoru; Mamed Khalidov walczył gorzej niż Ryuta Sakurai, ale ostatecznie orzekli remis – to jakieś nieporozumienie. Federacja KSW na pewno nie przyciągnie w ten sposób na swoje ringi zawodników światowej klasy i będzie jakąś tam małą organizacyjką sportów walki.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry