Trzy oblicza szaleństwa
W dobie produkowanych taśmowo hollywoodzkich superprodukcji, sequeli, prequeli, remake’ów i quasi-remake’ów, kręconych według sprawdzonych wzorców i wyjątkowo przewidywalnych, coraz trudniej trafić na film, który zostawi nas ze szczęką na podłodze i kołaczącą się po głowie myślą: „what the fuck?” Film, który naprawdę zmusza do myślenia – i to nie w stylu: „ach, ludzie przemijają” albo „ach, miłość jest wszechmocna”. Poszukiwanie takiego dzieła w przepastnych odmętach Fabryki Snów raczej spełznie na niczym – bo nawet wolną narrację lub brak happy endu uważa się tam za wyraz ambicji. Rzućmy więc okiem do kraju, który przeciętnemu widzowi filmowo nie kojarzy się z niczym – do Węgier.
György Pálfi w roku 2006 przedstawił światu „Taxidermię” – film, którego nie da się jednoznacznie zaklasyfikować. Czarna komedia? Komediodramat z elementami horroru? Żaden z tych terminów nie oddaje wyjątkowości tego dzieła. Podzielony na trzy epizody, przedstawia historię trzech mężczyzn: dziadka, ojca i syna. Dziadek, pełniący w czasie II wojny światowej funkcję ordynansa u apodyktycznego podporucznika na jakiejś zapadłej, węgierskiej wsi, ubarwia swoje szare życie zaspokajaniem się na różne sposoby i marzeniami o córkach przełożonego. Ojciec, żyjący w epoce rozkwitu socjalizmu, jest jednym z czołowych zawodników w jedzeniu na czas i pochłania olbrzymie ilości potraw, które zwraca zaraz po zakończeniu konkurencji. Syn, cherlawy i brzydki, zajmuje się wypychaniem zwierząt i opiekuje się swoim rodzicielem, który roztył się monstrualnie i nie jest w stanie prowadzić samodzielnego życia.
Groteska i naturalizm przepełniające „Taxidermię” mogą dla bardziej wrażliwych widzów stanowić przeszkodą nie do pokonania w obejrzeniu filmu. Wybaczcie, że zdradzę pewne elementy fabuły, ale mamy tu: onanizm, pewne sugestie pedofilskie, świniobicie, wymiotowanie, preparowanie martwych zwierząt, płód ludzki przerobiony na brelok i kilka innych podobnych przyjemności – a wszystko to ukazane bez specjalnych ogródek. Na szczęście reżyser powściągnął swoje skłonności do pornograficznej wręcz dosłowności i w scenach wykazujących największy potencjał obrzydliwości wykazał się pewnym dystansem.
Ta parada dziwactw szokuje tym bardziej, że została przedstawiona bez jakiegokolwiek absurdalnego sztafażu – przedstawiony świat wydaje się niepokojąco realny, na pewno bardziej niż rzeczywistość z filmów mainstreamowych. Nie jest to jednak obyczajowa wersja horroru gore i choć nie znajdziemy tu pięknego i krzepiącego przesłania, to nie ulega wątpliwości, że za ciężkostrawną formą kryje się treść.
Być może wchodzą tu w grę jakieś odniesienia do sytuacji historycznej, w każdej z przedstawionych epok, ale dla widza zagranicznego są nieczytelne. Jasny natomiast pozostaje wspólny mianownik łączący bohaterów – życie każdego z nich miało cel, którego nie dane im było osiągnąć. W dużym uproszczeniu były to, kolejno: miłość (tudzież seksualne spełnienie), sukces i nieśmiertelność (albo, mniej patetycznie, potrzeba wyjście z cienia i wyróżnienia się). Brzmi banalnie? Owszem, bo tak właśnie jest – ale absolutnie niezgodne z konwencją przedstawienie tematów, wałkowanych przecież od początku kinematografii, czyni z „Taxidermii” film unikalny.
Jeszcze o jednym aspekcie wypadałoby wspomnieć. Dla widza wszyscy trzej mężczyźni mogą zdawać się nieomal socjopatami, ale rzecz w tym, że to tak naprawdę zwykli ludzie, którzy za wszelką cenę starają się znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie, ale zarazem są do niego zupełnie niedostosowani – i na tym polega ich dramat, co zresztą znakomicie pokazują sceny wieńczące obraz. Wydaje mi się, że to klucz do zrozumienia tego filmu i zarazem główny czynnik tak bardzo przybliżający go do świata po naszej stronie ekranu.
Cóż mogę jeszcze dodać? Gorąco polecam.
Grafika:
Komentarze [4]
2009-02-17 12:59
A ja z kolei nie ten, a czkawke polecam. Wreszcie wegierskie kino doczeka sie swojego miejsca w kinie europejskim.
2009-02-16 21:58
Voy ojoj! już ściągam.
2009-02-16 15:36
Właśnie zacząłem ściągać ten film. Recenzja bardzo zachęciła mnie do obejrzenia. Brawo, drogi Autorze!
Chciałbym jeszcze dodać, że podobny, wręcz brutalny naturalizm można spotkać w książkach Chucka Palahniuka. Polecam zwłaszcza “Rozbitka”, w drugiej kolejności “Fight club” (oraz film pod tym samym tytułem), a także “Udław się!” (filmu pod tym tytułem jednak nie polecam).
- 1