Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Ty, który to czytasz, żegnaj się z nadzieją…   

Dodano 2014-01-02, w dziale recenzje - archiwum

Najedzony i podekscytowany, rozdarłem czerwony papier z nadrukami bałwanków, w jaki owinięty był prezent gwiazdkowy dla mnie pod choinką, a wtedy moim oczom ukazała się pstrokata obwoluta Inferno Dana Browna. Prezent zupełnie nietrafiony.

/pliki/zdjecia/inf1.jpgWidziałem ekranizacje dwóch starszych książek tego autora, z Tomem Hanksem w roli głównej, ale jakoś mnie nie porwały, nie sprawiły, że gorąco zapragnąłem zagłębić się w świat wykreowany w umyśle „najpopularniejszego obecnie pisarza na świecie”, bo takim mianem określił go wydawca na okładce. Mam jednak wrażenie, że ten, kto opracowywał dodatki do polskiego wydania, książki nawet nie przeczytał, bo załączone streszczenie fabuły ma niewielki związek z treścią, toteż i przedstawianie Browna jako mistrza pióra można włożyć między bajki. Choć popularności, wiążącej się w głównej mierze z reklamą zrobioną przez Kościół w okresie premiery pierwszej adaptacji, czyli Kodu da Vinci, odmówić mu nie można. Kiedy jednak tylko usłyszałem o najnowszej książce, omawianym Inferno, stwierdziłem, że Dan Brown wykorzystuje zdobytą wtedy popularność do zarobienia możliwie największych pieniędzy, zanim ludzie zorientują się, że w gruncie rzeczy pisze w kółko o tym samym. Teraz miałem okazję to sprawdzić.

Głównym bohaterem powieści jest wiecznie wpadający w tarapaty historyk, specjalista od ikonografii – Robert Langdon. Choć właściwie na to, że Brown wplątuje go w każdą niebezpieczną, wymyślną aferę, jaką sobie wykoncypuje, można przymknąć oko - stworzył postać, ma prawo umieszczać ją w swoich książkach. Tym razem profesor Langdon (któremu oczywiście towarzyszy piękna młoda kobieta) nie musi szukać potomków Jezusa Chrystusa lub bomby, która zniszczy Watykan. Właściwie nie pamięta, czego szuka. Ani dlaczego tego szuka. W pierwszym rozdziale budzi się w szpitalu, nie pamiętając wydarzeń z ostatnich dwóch dni. Szybko jednak orientuje się, że ponownie został wkręcony w jakąś grubszą aferę i zaczyna się szaleńczy wyścig z czasem.

O ile Kod da Vinci mógł być niczym płomyk świeżości, regularnie podsycany kontrowersyjną tematyką, to w przypadku Inferno nie ma o czymś takim mowy. To ten sam wyświechtany schemat z rozwiązywaniem kolejnych zagadek powiązanych z historią i dziełami sztuki, który nawet Disney wykorzystał podczas pisania scenariuszy do dwóch części Skarbu narodów (złośliwcy twierdzą, że Cage zagrał w nich główną rolę, bo Hanks sprzątnął mu sprzed nosa angaż w Kodzie…). A nawet nie! Wcześniej Langdon doszukiwał się wskazówek w dziełach renesansowych mistrzów, w Inferno natomiast Boska Komedia Dantego jest jedynie motywem przewodnim. Autorem intrygi i zostawiającym za sobą okruszki facetem jest szwarccharakter rodem z Bonda, mający plan na poprawę świata, który utrzymany jest mocno w stylu pomysłu Adriana Veidta z Watchmen Moore’a. W tym momencie Brown traci wszelką autentyczność i jeśli ktokolwiek wciąż wierzy w to, że Kod da Vinci oparty jest na faktach, to podziwiam jego naiwność.

Irytujące jest to, że autor nie może się zdecydować odnośnie omniscjencji Langdona w kwestii historii sztuki. W jednej scenie siada przed obrazem i po dziesięciu minutach notowania, kreślenia i robienia innych czarów wstaje z gotową odpowiedzią. W innej natomiast czyta wskazówkę, domyśla się o jakie miasto chodzi, ale dopiero na miejscu, widząc zabytek, do którego odnosiła się sekretna wiadomość, orientuje się, co miał na myśli autor. I to jest trochę tak, jakbyśmy załapali, że informacja dotyczy Smoka Wawelskiego, widząc go dopiero w Krakowie, gdy zieje ogniem. Rażąca niekonsekwencja.

Wielki zwrot akcji, mający miejsce jakieś sto stron przed końcem powieści, ma zatem głównie uświadomić czytelnikowi, że został sprytnie okłamany, że – cytując Jaskra – Rzeczy rzadką są takimi, jakimi wydają się być. A kobiety nigdy. Aczkolwiek… No było tylko takie „aha” i czytałem dalej. Dobry zwrot akcji powinien wywołać lawinę pytań, które jednak momentalnie dostają odpowiedzi w formie jakichś przesłanek, których wcześniej nie braliśmy pod uwagę, Brown po prostu robi nas w konia i jest zadowolony z tego, że nas okłamał. Gratuluję sprytu.

/pliki/zdjecia/inf2.jpgOpisy to mieszanka nędznej grafomanii i czegoś w rodzaju przewodników turystycznych po Florencji oraz innych odwiedzanych miastach. Żeby w pełni z tego skorzystać, trzeba by tam kiedyś być i podczas czytania jedynie przypominać sobie opisywane przez narratora muzea i kościoły. I tak niczego wartościowego nie zapamiętamy, choć ludzie podniecający się różnego rodzaju zboczeniami zapewne ucieszą się, czytając, iż w jednym z florenckich muzeów znajduje się rzeźba przedstawiająca Herkulesa i Diomedesa w zapaśniczym uścisku ze słynnym w świecie sztuki „chwytem za przyrodzenie”. To jedno z tych ubogaceń, których wolałbym uniknąć. Jeśli będę chciał kiedyś zapoznać się z własnego pokoju z renesansowymi włoskimi zabytkami, to odpalę drugą część Assassin’s Creed. Tam sobie przynajmniej po nich pobiegam. I taniej wychodzi.

Właściwie spodobał mi się tylko jeden fragment – rozmowa profesora Langdona z jego wydawcą. Mężczyzna ma żal do swojego klienta o przedłużające się pisanie kolejnej książki i stwierdza, że byłoby o wiele lepiej, gdyby napisał 50 twarzy ikonografii. Czyżby Dan Brown dawał znak, że czuje się okropnie, pisząc takie „dziadostwo”, żeby zadowolić masy? Albo raczej ja się tylko tak łudzę.

Książkę zdecydowanie odradzam, lepiej sięgnąć po Boską Komedię Dantego, która – jak podejrzewam – nie jest obecnie jakoś specjalnie popularna, co być może Brown chce swoją powieścią zmienić, gdyż tutaj co druga napotkana osoba jest pasjonatem twórczości tego florenckiego poety. Nic dziwnego, w końcu to arcydzieło literatury światowej.

Inferno jest jedynie próbą wyłudzenia kolejnych milionów dolarów od czytelników, a Dan Brown jest dryfującym na fali kontrowersji wyrobnikiem w stylu ekipy z rodzimej Fabryki Słów, u którego można co najwyżej docenić chęci i wysiłek niezbędny do zgromadzenia danych i ciekawostek o opisywanych zabytkach. Czyli płacimy czterdzieści pięć złotych za nędzną powieść sensacyjną wzbogaconą o przewodnik po kilku ważnych z punktu widzenia historyków sztuki miejscach. Świetnie.

Z dedykacją dla profesora Zbigniewa Ryby, któremu podobała się ww. powieść Dana Browna.
Z podziękowaniem dla Jezusa, bo gdyby nie Jego narodziny, nigdy bym tego nie przeczytał.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.4 /27 wszystkich

Komentarze [3]

~Fresh
2014-01-10 14:06

Od czego by tu zaczac…
powtorze slowa yelyah, ta czesc opowiesci o Langdonie nie jest najprzedniejsza. opisy raczej nie byly zbyt wybitne, bo mojej uwagi nie zwrocily. co do akcji powiesci, trzeba przyznac wielki plus. od poczatku do konca mozna przeczytac na jednym wdechu.
jednak najbardziej mnie raza te w kolko powtarzajace sie motywy. wielka zagadka, powiazana z historia, piekna kobieta, zly charakter finalnie okazujacy sie nie tak zlym (jedynie skopanym na umysle) i na koniec, fenomenalny i jakze zaskakujacy zwrot akcji. przeczytalem wszystkie powiesci, a po 150 stronach inferno, domyslilem sie reszty.
jezeli brown nie odkryje w sobie nowych pomyslow i bedzie dalej klepal to samo, szybko spadnie od bohatera do zera ;-;
natomiast co do ksiazki – jezeli pierwsza z serii browna – polecam, jezeli nie, no jak tam chceta ;d

~yelyah
2014-01-08 19:29

Nie ma co porównywać filmów na podstawie książek Browna do samych powieści. Żaden z nich nie oddał choć w jednej części wspaniałości tych książek. Inferno moim zdaniem jest chyba jedną z gorszych książek z serii ‘przygód Roberta Langdona’, jednakże wciąga i jest ciekawa, zawiera wiele ciekawostek. Nie zgadzam się. Całkowicie nie zgadzam się z Twoim tekstem, polecam przeczytać inne dzieła Browna :). Może i Brown wyłudza od nas miliony ale robi to w iście epicki sposób.

~tomi
2014-01-02 22:33

Na początku również pozdrawiam profesora Rybę, który przemyca tematy z książek na lekcjach :) (co jest oczywiście fajne i ciekawe).

Zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Opisana intryga, wg mnie, jest świetna, doskonale obmyślana i całkowicie nieprzewidywalna. Czytając staram układać sobie najbliźsze scenariusze w głowie, a żadne z nich się nie sprawdzają, co jest ogromnym pozytywem :)
Opisy Florencji i Wenecji mnie osobiście ciekawią, gdyż interesują się sztuką, a w szczególności architekturą, no ale to już rzecz gustu.
A co do niekonsekwencji to nie zapominaj, że profesor miał poważną lukę w pamięci. Do tego strach i presja czasu.

Nie słuchajcie Jaskra, tylko sięgnijcie po książkę – jest fantastyczna!
(Inferno jest moim pierwszym spotkaniem z Brownem, ale już jestem pewien, że nie ostatnim!)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry