Tylko albo aż...
Tylko albo aż...
Jutro rano wstanę inna, obydwiema nogami pewnie stąpając po Ziemi.
Przeciągnę się i tym razem powiem sobie:
witaj nowy, piękny, chociaż deszczowy dniu.
Energicznie ubiorę się i umyję.
Nawet śniadanie zjem bez marudzenia.
Moje nogi nie będą zesztywniałe, a w ręku będę trzymała gorącą iskierkę.
Gorącą iskierkę radości, delikatnie muskającą mój blady policzek.
Minę tę piękną starszą parę. Ich miłość mimo wielu burz przetrwała.
I choć na pozór wyglądają na zwykłych , schorowanych starców, wtulonych w siebie,
są niepokonanymi herosami życia.
W szkole spotkam moich znajomych. Poparzę ich iskierką radości.
Iskierka szybko wznieci ogień.
Mimowolnie pożar zostanie ugaszony przez lawinę przykrych słów i rzekę łez.
Ale nic do końca nie zgaśnie.
A jak zgaśnie to tylko raz i tylko we mnie.
Pod wieczór usiądę na parapecie.
I nawet jeśli za oknem będzie śnieg... ja zobaczę zimowy lipiec.
Bo choć dostrzec można tylko biel śniegu, w mojej głowie jest inaczej.
Tysiące myśli tętni życiem i nie daje mi umrzeć na duchu.
Na końcu otworzę księgę mojego życia, która jest już delikatnie pokryta kurzem.
Tak dawno ani ja, ani nikt inny do niej nie zaglądał.
Spojrzę prawdzie prosto w oczy. Cofnę życie o kilka stronic.
Będą puste...
Czy tego dnia nie dałam nic z siebie?
Czy może zamiast żyć kolejny raz tylko egzystowałam?
Postawię kropkę przy dzisiejszym dniu.
Uklęknę...
Spojrzę na krzyż, bo już czas porozmawiać z moim Mistrzem.
Z tym, który wzniecił we mnie dobro i dba, by nie zgasło.
Z tym, który umarł, żyje i naprawdę nas kocha.
I zasnę...
Przeświadczenie w mojej głowie podpowiada mi, że jutro znów będę żyć.
Nic więcej mi nie potrzeba.
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?