Ubrani w mesjanizm
Chciałabym mieć teleskop. Taki, jak widziałam w reklamie. Czarny i błyszczący. Z mnóstwem pokręteł, śrubeczek, szkieł i dołączoną do niego mapą nieba. Chcę pewnej nocy wynieść go przed dom, ustawić i spojrzeć przez okular. Chcę obejrzeć, tak jak obiecuje producent: kratery na księżycu, pierścienie Saturna i księżyce Jowisza. Ale tak naprawdę, to chciałabym zobaczyć Boga. Wtedy wszystko byłoby prostsze.
Co tydzień odwiedzam z mamą to chłodne, brudne miejsce, pełne nieświeżych oddechów i fruwających w powietrzu zbyt wysokich tonów, za którymi nikt nie nadąża. Lubię przyglądać się ludziom, odmierzać ile czasu mija między wstaniem pierwszej i ostatniej osoby. Lubię wędrować wzrokiem po fugach między płytkami podłogowymi i sprawdzać, czy są równo położone. Lubię oglądać twarze i włosy, na które pada kolorowe światło, sączące się przez ozdobne witraże. Lubię oglądać malowidła na ścianach, doszukiwać się skaz i mistrzowskich posunięć. Lubię przyglądać się uschniętym liściom paprotek i palm. Lubię oblicza malowanych, pozłacanych figur i małe, pulchniutkie aniołki. Lubię zapalanie i gaszenie świec. Lubię ich płomienie.
Lubię po długich rozmyślaniach dochodzić do wniosku, że dla niektórych ludzi ma to na prawdę sens. Wznoszenie pięknych, ozdobnych budynków z kolorowymi szybkami w oknach. Przynoszenie do świątyń ugotowanych jajek i szynki, zabieranie ze sobą buteleczki wody z wiadra ustawionego obok drzwi. Przesiadywanie godzinami w niewygodnych ławkach i śpiewanie pieśni ułożonych wieki temu. Lubię, gdy dla ludzi jest to tak niesamowicie ważne i gdy symbolika ta pomaga im stawać się lepszymi ludźmi i poprawiać swoje błędy. Lubię, gdy dla nich ma to sens.
Bawi mnie udowadnianie, że Bóg istnieje. Przecież to niemożliwe. Dowiemy się tego dopiero po śmierci. Oczywiście, jeśli po śmierci coś będzie, bo jeśli po śmierci nie ma niczego, to nawet nie ma sensu czegokolwiek przypuszczać. A jeśli ktoś zapyta w tym momencie o śmierć kliniczną, to powiem, że w naszych mózgach jest jeszcze mnóstwo niezbadanych obszarów. Nie można wierzyć na słowo.
Bawi mnie szczególnie to, że podstawą istnienia Boga jest książka napisana niecałe 2000 lat temu, podczas gdy nasza planeta liczy sobie miliardy lat i nasze życia są na niej mniej niż chwilą. Przed chrześcijaństwem, a nawet judaizmem, było mnóstwo innych religii i kultur, które wierzyły w swoich bogów. Myślę, że po teraźniejszej też nastąpi kolejna, a potem następna. W końcu ludzie potrzebują Boga. I w sumie to lubię ten nakaz czytania pisma świętego i fakt, że tak naprawdę jest bardzo mądre. Chociaż dla mnie to i tak prawdy życiowe ubrane w mesjanizm.
Lubię gdy z niewiadomych powodów wiara w Jezusa nagle nabiera dla mnie sensu, a potem tak szybko go traci, gdy tylko pomyślę o tym, że żyjemy na takiej malutkiej planecie, w takiej malutkiej galaktyce, w takim ogromnym wszechświecie. Problem w tym, że nie ważne jak ogromny byłby – i tak można go dotknąć, zmierzyć i określić. Chociaż dziś nie mamy takich możliwości, to możemy zakładać, że za jakiś czas ktoś wymyśli sposób na bezpieczny lot na drugi koniec wszechświata. A z Bogiem tak się nie da. Właśnie dlatego wydaje mi się być zmyślony.
Lubię, gdy kapłan mówi kazanie i gdy przy tym strasznie naciąga i moralizuje, próbując nauczać ciemny lud. Ten z kolei krzywi się i marudzi, bo chciałby, żeby każdy kapłan był idealny. A oni są w tym przekazie tacy zabawni, że aż miło ich się słucha. Właśnie wtedy przychodzi do głowy myśl, że trzeba przebaczać – nie tylko winy świeckich, ale też błędy kapłanom.
Może muszę przebaczyć ludziom, że wymyślili Boga. Ten dodatek utrudniający życie, podczas gdy mogłabym żyć po prostu według głosu serca i moje życie wcale nie byłoby gorsze.
***
Otwieram okno i słyszę rechot żab. Żaby rechoczą gdy jest wiosna, więc już chyba jest wiosna. No tak, w końcu drzewa zakwitły, a trawa się zazieleniła. Minął więc już pewnie rok, odkąd poszukiwanie Boga mnie przygniotło. Wszystko straciło sens i na własne życzenie wytoczyłam ze swoich żył kałużę krwi. Chyba pora znowu polubić świat, twarze i włosy. A co do włosów, to myślę, że pójdę do fryzjera, bo moje są już prawie do pasa. Tak strasznie się zaniedbałam.
Już wiem co będę robić. Będę żyć, skoro mam to życie. Będę żyć dobrze, według sumienia, w przyjaźni z ludźmi i rozwijając swoje pasje. Wiem też, że nie będę szukała Boga, bo on najwyraźniej nie szuka mnie. Może wie, że sobie poradzę, może musi się zająć bardziej potrzebującymi ludźmi. Nawet jeśli istnieje i Biblia zawiera samą prawdę, to chcąc czy nie chcąc będę żyła według tych zasad. To przecież jedna wielka przenośnia, uniwersalne prawdy życiowe. Ubrane w mesjanizm.
Grafika:
Komentarze [6]
2013-09-17 22:31
Stek głupot ubrany w pseudo mądrą formę. Kościół to osobista relacja z Jezusem, a nie oklepane rytuały i wyryte na pamięć pieśni. Autorka staje z boku i przygląda się tym “zabawnym” ciemniakom. Pokazuje tylko tyle, że nie ma pojęcia o czym pisze, bo np: “książka”, czyli Biblia, nie powstała 2000 lat temu. Powstawała na przestrzeni setek lat i składa się na nią bardzo dużo ksiąg. Te skróty myślowe pozwalają tylko stwierdzić, że brak wiedzy przykrywany jest osobliwym dystansem i kpiarskim tonem. Chrześcijaństwo jest jedyną religią która prawdziwie opiera się na miłości. Jezus oddał za nas życie, aby dać je nam. Takiej religii nie było i nie będzie.
2012-10-14 11:34
Genialny tekst, idzie 6
2012-04-30 14:09
Nic odkrywczego, ładnie ubrane w słowa i sformułowane tak, że nieźle się czyta. Niektórym się takie coś podoba. Nie mnie.
“Lubię gdy z niewiadomych powodów wiara w Jezusa nagle nabiera dla mnie sensu(...).” Uświadomienie sobie czym są “niewiadome powody” wcale nie jest takie trudne…
3/6
2012-04-27 23:11
Bardzo dobry tekst. Odwzorowuje wątpliwości, które mnie czasem dopadają..
2012-04-27 22:11
Jestem pod wrażeniem. Bardzo, bardzo, bardzo dobre. Wyraża chyba wszystko to, co czuje zagubiony (w pewnym względzie), młody człowiek. Ode mnie 6.
2012-04-27 21:57
Pierwsze trzy i początek czwartego akapitu – genialne.
Jak na razie to Twój najlepszy tekst. Czekamy na więcej!
- 1