Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Uwaga, diler w szkole!   

Dodano 2015-10-19, w dziale felietony - archiwum

Chyba każdy z nas kocha cukiereczki, czekoladki, żelki i niezdrowe zapiekanki, dlatego wielu do dziś nie potrafi pogodzić się z faktem, że w tym roku szkolnym przysmaki te nie mogą już znajdować się w sklepikach szkolnych, a co za tym idzie, robić za nasze drugie śniadanie. Ten rok będzie zarówno dla szkolnych sklepikarek jak i nauczycieli znacznie trudniejszy, gdyż dzieci nienasycone mogą być nieobliczalne.

Myślę, że ucznia, który dla odrobiny cukru jest w stanie zrobić wiele, nie powstrzyma byle paralizator. Tutaj potrzebny jest sposób. Możemy więc tylko żałować, że taki nie został podpowiedziany przez ministra zdrowia w podpisanym przez niego 26 sierpnia „Rozporządzeniu w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełnić środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach”. Osoby, które do tej pory sprzedawały uczniom słodkie drożdżóweczki i kolorowe napoje, na kilka dni przed /pliki/zdjecia/sj1.jpg rozpoczęciem nowego roku szkolnego zostały ponoć mocno zaskoczone jego decyzją. Zmuszono je w ostatniej chwili do gruntownego przestudiowania wydanego przez niego wielostronicowego dokumentu i dostosowania sprzedawanego w ich sklepikach asortymentu do nowych wymogów. Po zapoznaniu się tym dokumentem większości pań sklepikarek opadły ponoć ręce. A przecież nie musiało tak być. Można było wprowadzić te pomysły na początku wakacji, dając zainteresowanym więcej czasu na przygotowanie się. Poza tym, gdyby znalazło się w tym rozporządzeniu więcej porad, sugestii, a mniej kategorycznych zakazów, to myślę, że uniknęlibyśmy teraz tak zabawnych sytuacji, jak potajemne handlowanie słodyczami przez szkolnych dilerów. Ale kto wie? Może był to jednak pomysł precyzyjnie przemyślany? Może wykombinowano sobie, że jak zabierze się dzieciom czipsy i czekoladę, to te przestaną handlować w szkole narkotykami i przerzucą się na niezdrową żywnością? Jeśli taki był zamysł autora tego rozporządzenia, to faktycznie należą się mu brawa. Udało się!

Nie zrozumcie mnie źle. Jestem zwolenniczką tej idei i tak sobie myślę, że jest to jedna z lepszych rzeczy, które zrobiono w naszym kraju w ostatnich latach z myślą o najmłodszych. Wiedzieliście, że co czwarty dzieciak w naszej ojczyźnie waży dziś więcej niż powinien? No i kto jest za to odpowiedzialny - system edukacji, rząd, a może jednak rodzice? W szkołach są już trzy lekcje wychowania fizycznego w tygodniu, zostawmy więc raczej w spokoju system edukacji. Rząd wyrugował ze szkół słodycze, a więc także coś robi. Może trochę nieudolnie, ale jednak inicjatywę wykazał. Poszedł nawet dalej, bo wyrzucił śmieciowe jedzenie nie tylko ze sklepików szkolnych, ale i ze szkolnych stołówek. Ja jeszcze świetnie pamiętam czasy, gdy w podstawówce czy w gimnazjum szkolny obiad był niejednokrotnie moim jedynym posiłkiem do późnych godzin popołudniowych. Czy dziś dzieci nadal jedzą te szkolne obiady tak chętnie jak my kiedyś? Nie wiem, ale pewne jest dla mnie to, że wraz z wyłączeniem z jadłospisu soli i cukru mocno ograniczono pole manewru szkolnym kucharkom. Niedoprawiony obiadek to najczęściej niezjedzony obiadek, /pliki/zdjecia/sj2.jpga to już jawne marnotrawienie żywności. Od młodszego brata dowiedziałam się ostatnio, że panie kucharki stają dziś na głowie i wzbijają się na szczyty swojej kulinarnej kreatywności, by uwzględniając te wszystkie wprowadzone ograniczenia przygotować dzieciom coś zjadliwego. Ostatnio u mojego brata w szkole był ponoć na obiad makaron z twarożkiem (oczywiście bez soli). Da się? Da się. A co z rodzicami? Czy ci potrafią odmówić swojemu największemu skarbowi batonika? Czy nie kupią mu na drugie śniadanie drożdżówki i super (nie)zdrowego owocowego napoju, w nagrodę za zjedzony obiad nie dorzucą mu jeszcze paczki żelek, a na kolację nie zrobią mu pysznej kanapki z kremem czekoladowym? Dramatyzuję? Nie sądzę. Mam młodszego brata.

Rodzice muszą sobie po prostu uświadomić, że to nikt inny tylko właśnie oni robią swoim dzieciom największą krzywdę. A jeśli tak się stanie, to wtedy pójdzie już z górki, a brak śmieciowego jedzenia w szkolnych sklepikach powinien im w tym jedynie pomóc. Oczywiście, że będą zdarzać się takie sytuacje jak nielegalny handel słodkimi bułeczkami czy „cukier i czekolada od lat 18!”, ale to przecież typowe zachowania. Każdy „nałogowiec” będzie szukał jakiegoś wyjścia z tej sytuacji, a wielu będzie chciało wykorzystać ją dla własnej korzyści. Ale myślę, że z czasem i to się unormuje. Zostawmy jednak w spokoju dzieci z podstawówki i gimnazjum, bo przecież największy lament miał chyba miejsce w szkołach ponadgimnazjalnych i to z powodu braku w sklepikach i automatach słodkich, kolorowych napojów. Drodzy licealiści, nie płaczcie z powodu zniknięcia batoników z półek w sklepiku i wspomnianych napojów. To prawda, że jesteście dorośli i macie prawo decydować o tym, co będziecie jeść, a czego nie. Ale dzięki temu, że jesteście dorośli, powinniście też zdawać sobie sprawę z tego, że nie zjedzenie batonika na przerwie wyjdzie wam raczej na dobre. Przemyślcie to.

Najbardziej szkoda mi jednak szkolnych sklepikarek. Co rusz przechodzę obok naszego sklepiku szkolnego i widzę, że nawet pod koniec dnia te najzdrowsze i najdroższe bułeczki na świecie wciąż tam leżą. Wtedy robi mi się żal pani sklepikarki i kupuję jedną, złorzecząc potem na siebie w duchu, że do domu będę musiała wracać na piechotę, bo oszczędności na bilet poszły w bułeczkę. /pliki/zdjecia/sj3.jpgAle z drugiej strony dostrzegam też korzyści tej sytuacji. Nie dość, że zdrowo się odżywiam, bo kupiłam i zjadłam bułeczkę pełnoziarnistą, to jeszcze potem spalam kalorie na świeżym powietrzu, robiąc sobie godzinny spacer do domu!

Reasumując, powiem wam, że ustawa dotycząca śmieciowego jedzenia w szkołach była jednym z lepszych pomysłów, jakie wymyślił i wprowadził w życie nasz rząd w ostatnim okresie. To prawda, że mogła być bardziej precyzyjna i lepiej przygotowana, gdyż z początkiem września wszyscy faktycznie łapali się tylko za głowę i nie za bardzo wiedzieli, co można, a czego już nie. Jednak jest już październik, a my nadal żyjemy. Ci, co preferują drożdżówki i tak kupią je sobie po drodze do szkoły, a ci, którzy wolą kanapki, zrobią je sobie sami według życzeń w domu lub mogą zaopatrzyć się w nie mniej zdrowe w szkolnym sklepiku. Dramatu nie ma. W naszym sklepiku szkolnym nadal dostępne są jeszcze zapiekanki (choć bez keczupu), a zamiast stu rodzajów batonów są tylko dwa oraz ogromny wybór wafli ryżowych. Generalnie zmiana absolutnie korzystna, bo większość z nas, jeśli nie ma pod ręką niezdrowych rzeczy, to po prostu po nie nie sięga. Życie pokazało, że niewielu jest śmiałków, którzy lubią marnować całą długą przerwę na spacer do pobliskich marketów w poszukiwaniu paczki ulubionych czipsów. I o co tyle szumu?

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 4 /28 wszystkich

Komentarze [7]

~Jacek_21
2015-10-20 23:28

Ech, jak dobrze sobie już pracować i móc przy robocie opitolić na szybkości białą bułkę z plastrem słoniny!

A tak na poważnie, to wiele zaleceń dietetyków, na których oparte zostało rozporządzenie, ma się do stanu obecnej wiedzy nijak, tzn. są one oparte na baaardzo odległych dowodach pośrednich, że wzrost spożycia tego to a tego składnika diety skutkuje tym to a tym. Co ciekawe, baardzo często nie udaje się potem zreplikować takich wyników badań, co oznacza w kontekście pewności zaleceń tyle, że można je pięknie ubrązowić i spuścić w toi-toiu.
Mamy więc rozporządzenie oparte na zaleceniach dietetyków, którzy wzięli te [zalecenia] może nie z sufitu, ale z niepewnych źródeł.
Wiadomo wprawdzie, że komponowanie diety z boczku, słoniny i smalcu nie jest dobrym pomysłem, ale nie słyszałem, żeby aż tak szczegółowe wytyczne miały dobre ugruntowanie naukowe.
Wystarczy prosty przykład pieczywa – chlebek pieczony bez udziału drożdży, na zakwasie i z mąki żytniej – czyli taki jaki piekły nasze prababcie na liściu chrzanu, wcale nie ma gorszych własności dietetycznych od tego gruboziarnistego.

Toteż współczuję Wam, kochani licealiści!

~Innesa
2015-10-20 21:48

Moje zdanie w tej sprawie jest nieco inne. Po pierwsze uważam,że polski rząd powinien się zająć innymi, ważniejszymi sprawami niż jedzenie w szkole, a po drugie o ile wyrzucenie słodyczy jeszcze zrozumiem, to wprowadzanie jedzenia bez soli w stołówkach było według mnie bez sensu, bo obiad bez przypraw jest po prostu nie dobry.

~felico
2015-10-20 15:52

Jaskier, wafelka można kupić w Biedronce obok szkoły, nie widzę problemu :D nawet sto wafelków, na cały rok szkolny! :D

~Jaskier
2015-10-19 23:07

Oto szczegółowy plan poprawy systemu edukacji w Polsce, rozwiązujący także i ten debilny problem nielegalnych drożdżówek:
1. Zlikwidować Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Zagrania polskiego rządu sprawiają, że kabareciarze tracą pracę – z jednej strony banda polityków zakazuje sprzedaży drożdżówek na terenie szkół, z drugiej rozdaje krówki na ulicach w ramach kampanii wyborczej. Nie wspominając już o tym, że umożliwia młodzieży kupowanie pigułki wczesnoporonnej.
I ta sama młodzież nie może normalnie kupić w sklepiku szkolnym wafelka.
Ten świat stoi na głowie.

________________________________________________
Klikam słonia.

~Państwo opiekuńcze
2015-10-19 22:25

Ach te lewackie poglądy….

~felico
2015-10-19 20:10

witam, ja tak na poważnie :D wafle ryżowe też są spoko! :D

~anon
2015-10-19 19:55

witam, pani tak poważnie ?

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry