Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Vide cui fidas   

Dodano 2020-05-28, w dziale inne - archiwum

Eksperyment, który w roku 10961 wstrząsnął psychologami na całym świecie, przeprowadził profesor Stanley Milgram, wykładowca Uniwersytetu Yale. Profesor chciał zbadać problem ślepego posłuszeństwa wobec autorytetów. Eksperyment przeprowadził naturalnie w swojej ojczyźnie, choć miał też zamiar powtórzyć go później w Niemczech, gdyż przypuszczał, że Niemcy jako naród są szczególnie podatni na podporządkowywanie się. Nigdy jednak tego nie zrobił, gdyż wyniki rodzimego eksperymentu w pełni go usatysfakcjonowały.

/pliki/zdjecia/mil1_7.jpg

Milgram pierwszy eksperyment przeprowadził na swoich studentach, ale do kolejnych zapraszał już ochotników za pośrednictwem ogłoszeń w lokalnej prasie, gdyż chciał potwierdzić uzyskane wyniki na bardziej zróżnicowanej pod względem zawodu, wieku, wykształcenia i płci grupie osób. Obiecywał ochotnikom za samo przyjście do laboratorium i wzięcie udziału w eksperymencie skromne wynagrodzenie (około 5 dolarów), informując ich jedynie, że będzie to badanie „wpływu kar na pamięć”.

Eksperyment był tak naprawdę profesjonalnie odegraną scenką. Gdy ochotnik wchodził do pracowni badacza, widział inną „osobę z ogłoszenia” (w rzeczywistości był to sprawiający sympatyczne wrażenie aktor w sile wieku, który był pomocnikiem badacza). Po fikcyjnym losowaniu ról, które mieli odegrać w eksperymencie, prawdziwej osobie badanej przypadała zawsze rola „nauczyciela”, zaś tej drugiej (aktorowi) rola „ucznia”. Zadaniem nauczyciela było czytanie uczniowi listy par słów, a następnie sprawdzanie, ile tych par słów ów „uczeń” zapamiętał. W fazie sprawdzania „nauczyciel” czytał pierwsze słowo z pary, a następnie cztery propozycje, z których uczeń miał wybrać słowo prawidłowe, naciskając jeden z czterech guzików.

Tu zaczynała się najbardziej kontrowersyjna faza eksperymentu. Jeśli uczeń odpowiedział prawidłowo, to nauczyciel czytał kolejne słowo, ale gdy popełnił błąd, nauczyciel miał mu wymierzyć karę w postaci wstrząsu elektrycznego. Na początku sam otrzymywał taki próbny wstrząs elektryczny o napięciu 45 V, który odczuwał jako dość bolesny, by mógł sobie wyobrazić, co będzie potem odczuwał ukarany „uczeń”. Następnie przeprowadzano ucznia do sąsiedniego pokoju, oddzielonego od laboratorium szybą, w którym eksperymentator oraz „nauczyciel” przywiązywali „ucznia” do krzesła, smarowali jego przeguby dłoni maścią w celu uniknięcia poparzeń i pęcherzy i podłączali elektrody. Podczas przypinania „ucznia”, ten za każdym razem pytał „eksperymentatora”, czy wstrząsy mogą być niebezpieczne, ponieważ ma problemy z sercem, co słyszał również „nauczyciel”. /pliki/zdjecia/mil2_6.jpg Eksperymentator odpowiadał, że mogą być bolesne, ale nie spowodują uszkodzenia tkanek. Następnie „nauczyciel” i eksperymentator wracali do pomieszczenia za szybą, gdzie „nauczyciel" zasiadał przed aparatem, przy pomocy którego miał wymierzać „uczniowi" karę w postaci elektrowstrząsów. „Nauczyciel” zaczynał czytać listę słów, która była bardzo długa i trudna do zapamiętania, po czym wchodził w fazę sprawdzania, słysząc ucznia przez interkom. Jeśli uczeń popełniał błąd, otrzymywał wstrząs elektryczny. Zasada była taka, że z każdym kolejnym błędem miała się również zwiększać siła wstrząsu. Początkowa było to 15 V, a każdy kolejny wstrząs miał być silniejszy o 15 V. Najwyższa dawka miała wynosić 450 V. Przed „nauczycielem” znajdowało się 30 przycisków, z których każdy opisany był zarówno wartością napięcia jak i komentarzem: słaby wstrząs, umiarkowany wstrząs, silny wstrząs, intensywny wstrząs, bardzo silny wstrząs, niezwykle intensywny wstrząs, poważny wstrząs oraz niebezpieczeństwo.

Uczeń miał odgrywać cierpienie spowodowane przez wstrząsy, wydając okrzyki bólu. Przy 300 V wyglądało to następująco: „Absolutnie odmawiam odpowiedzi! Zabierzcie mnie stąd. Nie możecie mnie tutaj trzymać! Zabierzcie mnie!”. Aktor obsadzony w roli „ucznia” musiał tak dobrze odgrywać swoją rolę, by „nauczyciel” nie zorientował się, że tak naprawdę nie jest rażony prądem. Jeśli pojawiały się wątpliwości ze strony „nauczyciela”, co do kontynuowania eksperymentu, siedzący nieopodal niego eksperymentator odpowiadał mu za każdym razem grzecznie ale stanowczo tylko czterema zdaniami:

  1. Proszę kontynuować.
  2. Eksperyment wymaga, aby to kontynuować.
  3. Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne.
  4. Nie masz innego wyboru, musisz kontynuować.

Jeśli pierwszy z nakazów okazywał się nieskuteczny, stosowano drugi, a dopiero potem trzeci i czwarty. Gdy „nauczyciel” podporządkowywał się, kontynuowano badanie. Jeśli natomiast po czwartym zdaniu wypowiedzianym przez eksperymentatora „nauczyciel” nadal nie chciał być posłuszny i stanowczo odmawiał dalszej współpracy, eksperyment przerywano. Dla wielu „nauczycieli” cierpienie „ucznia” było mocnym przeżyciem.

/pliki/zdjecia/mil3_3.jpg

Niektórzy próbowali oszukiwać, stosując wstrząsy o mniejszym napięciu, niż powinni. Inni zaś rezygnowali tuż po pierwszym wstrząsie i chcieli oddać pieniądze. Milgram chciał jednak sprawdzić, jak wiele osób dojdzie do końca skali i zaaplikuje swemu „uczniowi” najsilniejszy wstrząs (450 V), przymuszana do tego jedynie komendami naukowego autorytetu, mimo histerycznych krzyków z pokoju obok, świadomości zadawanego przez siebie bólu innej osobie, która ochotnikowi nic nie zawiniła. „Nauczyciele” byli jednak motywowani różnymi bodźcami do przerwania eksperyment. Po pierwsze słyszeli w czasie przypinania ucznia do krzesła, jak mówi on eksperymentatorowi, że ma kłopoty z sercem. Po drugie widzieli, że nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, dla którego eksperymentator nie mógłby sam zaaplikować „uczniowi” wstrząsów i wyręczał się w tym celu „nauczycielem”. No i wreszcie po trzecie aktorzy występujący w roli „uczniów” byli bardzo wiarygodni w reakcjach na ból. Dowodzą tego wywiady, które przeprowadzano z „nauczycielami” po zakończeniu eksperymentu.Wynik eksperymentu był zaskakujący. Nie spodziewano się aż tak wysokiego odsetka osób całkowicie uległych. Nie zdawano sobie sprawy, jak wielką moc ma presja wywierana na człowieka przez osoby obdarzone autorytetem, a także tego, jak bardzo złudzenie własnej niezależności uzależnione jest od wpływów innych ludzi. Wcześniej naukowcy zakładali, że uległość wobec autorytetów może dotyczyć 1% populacji. W rzeczywistości okazało się, że aż 65% badanych, mimo olbrzymiego dyskomfortu oraz wbrew przekonaniom i wartościom, wykonywała zadanie posłusznie aż do końca, wciskając w finale przycisk 450V.

Milgram dowiódł, że wszyscy, niezależnie od tego, jak się zachowali, przeżywali olbrzymią presję związaną z podporządkowaniem się autorytetowi. Na dowód tego przytaczał fakt, że ani jedna osoba z tych, które przerwały eksperyment, nie weszła do sali „ucznia”, aby udzielić mu pomocy i odpiąć go od krzesła, do którego był przywiązany. Nikt nie zawiadomił również władz uniwersytetu, że jakiś szalony naukowiec razi ludzi prądem.

/pliki/zdjecia/mil4_1.jpg

Tym samym jego badanie dowiodło, że skłonności do podporządkowania się autorytetom jest u ludzi olbrzymia.

Milgramowi zarzucono jednak zbytnią ufność w to, że zachowania osób, które wzięły udział w eksperymencie będą pojawiać się również w życiu codziennym. Inni badacze twierdzili, że postawy badanych osób były uzależnione od środowiska, które było im nieznane, a także od eksperymentatora, od którego czuli się w pewien sposób zależni. Twierdzili stanowczo, że w takich warunkach rośnie posłuszeństwo i w związku z tym zachowanie osób badanych nie jest typowe i może nie mieć odzwierciedlenia w codziennym życiu. Milgram odpowiedział im w taki sposób: „Osoba, która przychodzi do laboratorium, jest dorosła, zdolna do dokonywania wyborów, musi być też w stanie przyjąć lub odrzucić skierowane do niej polecenie podjęcia określonego działania”. Co ciekawe aż 84% badanych uznało po wszystkim eksperyment za bardzo pouczający.

Eksperyment Milgrama jest do dziś uważany za jeden z najdonośniejszych i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych w historii psychologii, zarówno z powodów etycznych jak i wagi tego zagadnienia w realnym świecie. Wniosek z niego płynie oczywisty. Trzeba bardzo uważać, kogo uznajemy za swój autorytet i czy ta osoba rzeczywiście na to miano zasługuje, bo jako ludzie mamy niestety zakodowane posłuszeństwo wobec autorytetów.

Źródła:

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /25 wszystkich

Komentarze [2]

~Kot Yasona
2023-12-17 02:03

Chyba nie wiesz co mówisz. Yason bardzo się starał, a efekt odzwierciedla jego kunszt dziennikarski.

~loll
2020-05-30 21:53

Tekst nieźle napisany choc za dużo w nim Wikipedii a za malo twoich refleksji. Ale debiut na plus.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry