Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

W końcu western Tarantino   

Dodano 2013-03-07, w dziale recenzje - archiwum

Western napisany i wyreżyserowany przez Quentina Tarantino. Właściwie to jedno zdanie mogłoby wystarczyć za całą recenzję, bo reżyser ten, jako jeden z nielicznych w Hollywood, robi kino niewyobrażalnie przesiąknięte swoim specyficznym i z daleka rozpoznawalnym stylem. Potrafi to robić na tyle dobrze, że ludzie chętnie oglądają jego filmy i każdy z nich wystarczy podsumować jednym zdaniem, podobnym do tego – to porządny film Quentina Tarantino, z kowbojami, wątkiem miłosnym, motywem zemsty, poruszający ponadto kwestię niewolnictwa.

/pliki/zdjecia/dja1.jpg„Django” posiada wszystkie cechy charakterystyczne dla produkcji wyreżyserowanych przez Quentina Tarantino. Przede wszystkim jest niemożliwie absurdalny, a gdybyśmy chcieli roztrząsać sens poszczególnych wydarzeń, poleglibyśmy z kretesem. Oglądanie na ekranie przygód tytułowego bohatera - wyzwolonego niewolnika Django (w tej roli Jamie Foxx) i jego sojusznika Dr. Kinga Schultza - niegdyś dentysty, obecnie wziętego łowcy nagród (nagrodzony Oscarem Christoph Waltz), sprawia niewyobrażalną frajdę. Z tej dwójki moim zdaniem o wiele lepiej spisuje się Waltz, choć na ocenę może wpływać fakt, że wysoko cenię postacie elokwentnych dżentelmenów-erudytów, a właśnie kimś takim jest ww. doktor. Foxx przyćmiony został również przez kreację grającego sadystycznego plantatora-sukinsyna Leonarda DiCaprio i jego wiernego niewolnika, w którego wciela się Samuel L. Jackson. Obie postacie zostały świetnie napisane – DiCaprio to prawdziwy bydlak w eleganckim fraku, który bez mrugnięcia okiem skazuje niewolników na śmierć, natomiast Samuel L. Jackson, wyzywający innych Czarnych i pomiatający nimi, jest w tej roli wprost genialny. Każde „nigger” padające z jego ust jest bezcenne.

Właśnie, „nigger” pada tu bardzo często, w związku z czym Tarantino był oskarżany o rasizm i próbę ratowania „słabych” dialogów w swoich filmach wtrącaniem tego właśnie określenia. Tak, w filmach, bo nie tylko w „Django”, ale również w takim, nie wiem, czy słyszeliście, „Pulp Fiction”. /pliki/zdjecia/dja2.jpgZainteresowany odpowiedział, że słowo nadawało się do oddania realiów epoki jak żadne inne i ma rację, bo jak inaczej mają rozmawiać o swoich niewolnikach ludzie, którzy traktują ich niczym rzeczy? Mój Afroamerykanin? Nie bądźmy śmieszni. „Django” nie jest rasistowski i, co ważne, nie jest też czymś w stylu: przywieźliście naszych przodków w zatłoczonych i brudnych statkach, to teraz oglądajcie, jak czarny kowboj strzela do białych.

Oprócz absurdalnych wydarzeń i świetnych postaci jest tu, co jest równie charakterystyczne dla filmów Tarantino, mnóstwo kiczowatości. Sztuczna krew leje się strumieniami, co chyba nawet wówczas nie było możliwe, bo wydaje mi się, że pociski nie miały wystarczającej energii, by przebić człowieka i wylecieć wraz z fontanną posoki. Film jest pastiszem i jednocześnie ukłonem w stronę gatunku określanego mianem spaghetti western, do którego reżyser nawiązywał już przy okazji swoich poprzednich produkcji. Nawet tytuł a zarazem imię głównego bohatera zostały zapożyczone z filmu Sergio Corbucciego (Django, 1966). Sprawdźcie, jaki aktor występuje w obu produkcjach.

Choć o fabule można powiedzieć, że jest absurdalna i kiczowata, to zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze. Co więcej, film trwa dwie i pół godziny, ale nie ma w nim absolutnie żadnych dłużyzn. Jesteśmy rzuceni w wir wydarzeń i od pierwszego wystrzału do ostatniego wybuchu pilnie śledzimy działania wszystkich pojawiających się postaci.

Tytułem końca podsumuję ścieżkę dźwiękową. Muzyka w filmie jest niezwykle różnorodna. Wnikliwy widz usłyszy tu fragmenty utworów Beethovena, /pliki/zdjecia/dja3.jpgpiosenki stylizowane na utwory ze starych westernów - skomponowane przez Luisa Bacalova, ale i współczesne nam gatunki, w tym rap, którego wybór budził spore kontrowersje, choć trzeba przyznać, że pasuje jak nic do „finałowej” strzelaniny.

Film warto zobaczyć z uwagi na świetne role Waltza, DiCaprio i Jacksona. Czarny humor jest również mocną stroną tej produkcji, choć nie każdemu musi przypaść do gustu, co jest najzupełniej zrozumiałe. Nie jestem jednak pewien, czy spodoba się miłośnikom klasycznych westernów. Ja nie przepadam za nimi i widziałem, nie wiem, może z pięć. Miłośnicy Tarantino, których w Polsce nie brakuje, z pewnością już dawno „Django” widzieli i im nie muszę tego filmu polecać. Mogę ich jedynie poprosić, jeśli tu trafią, o podzielenie się opinią, bo na przekór większości najnowszy film Tarantino oceniam wyżej niż „Bękarty wojny”, co może wynikać z tematyki. Po prostu łatwiej jest mi śmiać się z wydarzeń osadzonych na Dzikim Zachodzi, niż tych z II wojny światowej. W szkolnej skali „Django” zasługuje moim zdaniem na solidne pięć.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /38 wszystkich

Komentarze [2]

~Jaskier
2013-03-07 21:20

Możliwe, ale jest jedno “ale”. Gdy oglądałem film pierwszy raz, nie wiedziałem, kim jest Christoph Waltz, nie widziałem też wcześniej “Bękartów wojny” i ominęło mnie to ogólnoświatowe fapowanie nad Hansem Landą. A i tak od razu zwróciłem na niego uwagę.

Co do sceny z workami, to była nieco za długa moim zdaniem.

~tichy
2013-03-07 18:45

Zachwycają się, BO TARANTINO. Zachwycają się, BO WALTZ. Zachwycają się, BO SCENA Z WORKAMI. Czas miło przeleciał, kilka razy się uśmiechnąłem, ale poza tym to nieporywająca wydmuszka niewiele lepsza od kloacznego Kill Billa. Lepiej ogarnąć pierwowzór i zobaczyć, jak się rodziło explo.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry