Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

W poszukiwaniu straconej nadziei – cz.1   

Dodano 2013-11-29, w dziale opowiadania - archiwum

Pusty korytarz, wyłożony białymi kafelkami, ciągnie się dobre trzydzieści metrów. Jedynym źródłem nadziei na istnienie rzeczywistości są tutaj wyłącznie promienie światła pobliskiej latarni, wpadające nieśmiało przez wielkie okno na samym końcu. Cień, jaki rzucają na ściany i sufit, sprawia, że patrząc pod odpowiednim kątem mogę zobaczyć wyschnięte plamy ciemno – bordowej krwi, ścierane jak zwykle w pośpiechu. Idąc wzdłuż tego tunelu w stronę tej jasności, czuję, że kiedyś przeżyłem już podobną chwilę. Być może wydarzyło się to podczas mojej śmierci klinicznej, gdy zamiast iść w stronę światłości, stałem w miejscu i czekałem, aż ona przyjdzie do mnie.

/pliki/zdjecia/nadz1.jpgIdę dalej. Ciężkie kroki, które stawiam za sprawą mojego ciężkiego sumienia, odbijają się echem od drzwi dwudziestu trzech sal, obok których przechodzę. Za tymi grubymi ścianami, obłożonymi sprężystym materacem, śpią ludzie tacy sami jak ja. Śpią, wyprani ze swojej świadomości. Śpią, przywiązani do swoich łóżek. Śpią, zmęczeni życiem, które muszą dzielić ze sobą nawzajem.

Oddycham głęboko. Podchodzę do wielkich drzwi z grubą szybą. Dostrzegam przez nią jedynie sylwetki ludzi, których raczej nie chciałbym oglądać w całej okazałości. Nie ma tu żadnej tabliczki, informującej, że to teren „tych normalnych”. Pukam. Czekam. Słyszę zgrzyt zamykanej szuflady. Nabieram powietrza, naciskam klamkę i przekraczam granicę swojego codziennego życia.

- Jak? – pyta mnie mężczyzna w białym fartuchu, siedzący przed plikiem papierów. – Jak udało ci się wydostać z pokoju? Choć w sumie... To mało ważne. Co cię do mnie sprowadza, Ulyssesie?
- Od wielu tygodni nie mogę spać. Męczy mnie pewna rzecz. Może mógłby mi pan pomóc?
- Od tego tu jestem. Staram się pomóc wam wszystkim. O co chodzi? Mów, nie krępuj się – mówi odkładając historię choroby jednego z pacjentów.
- Chodzi o pewne lekarstwo...
- Nie smakują ci lekarstwa?

I tak ich nie łykam, pomyślałem.

- Nie o to chodzi. Chciałbym... prosić o pewne lekarstwo...
- To zależy o jakie dokładnie chodzi? – pyta doktor z wyraźnym zaciekawieniem.
- O takie na pewien ból... Na brak nadziei.
- Ach... Niestety... Niestety, nie ma takiego. Tylko czas pomaga leczyć tak głębokie rany.
- To znaczy, że... że nic nie da się zrobić?
- Czy twój ból wiąże się z tym, przez co się tutaj znalazłeś?
- Po części – odpowiadam, wiedząc, że nie „po części”.
- W takim razie zapraszam za mną.

Doktor uniósł się ponad biurko, zapiął guzik, który wyraźnie był niezapięty i gestem ręki kazał mi podążać za sobą. Przeszliśmy przez jego wielki, ciemny gabinet, w którym oprócz trzech szaf po brzegi wypełnionych kolorowymi książkami znajdował się tylko kosz na śmieci. I biurko. Na końcu, za wielkim plakatem, który doktor właśnie zdejmował ze ściany, ukazały się małe, metalowe drzwi. Ich otwarcie wydobyło z nienaoliwionych zawiasów jęk prawie tak straszne, jak te, które słyszę tu na co dzień. Ku mojemu zdziwieniu, za tym metalowym portalem, znajdowała się stara, kopalniana winda – pokryta kurzem i pomalowana sraczkowatą farbą. Wsiedliśmy.

- Winda w budynku, który ma tylko jedno piętro? Nonsens – pomyślałem. Wobec doktora zachowałem jednak milczenie.

Winda ruszyła. Jechaliśmy w dół przez jakieś piętnaście uderzeń serca. Po chwili wyrosły przed moją twarzą zwykłe, pokojowe drzwi, pokryte od naszej strony napisem z czerwonej farby: „O xofre é o mellor equipo”. Po przejściu przez próg, doktor kazał mi je zamknąć. Zamknąłem. Okazało się, że jesteśmy w szafie – w jednej z tych szaf, z których można zrobić mały pokoik, a raczej mały hotelik dla kilkudziesięciu par butów, pięknie wyeksponowanych na gipsowych półkach. To oznaczało, że miejsce, do którego się udawaliśmy, znajdowało się za kolejnymi, białymi drzwiami. Przeszliśmy i przez nie.

Nigdy wcześniej nie widziałem tego miejsca. Znaleźliśmy się w jakimś pokoju, a może mieszkaniu. Chyba mieszka tu jakaś kobieta - pomyślałem, bo na toaletce leżało mnóstwo kosmetyków i pędzelków, a ściany miały jeden z tych kolorów, których dzieci nie poznają w przedszkolu. W tym samym momencie, gdy chciałem spytać doktora, co tutaj robimy, do pomieszczenie weszła dosyć młoda dziewczyna z nałożoną na twarz brązową maseczką. Nie zauważyła nas. Przefrunęła tylko przed moim nosem, zostawiając za sobą jedynie zapach perfum, mówiących: „zmysłowości, tutaj jestem” i nawet na chwilę nie zaszczyciła mnie swoimi spojrzeniem, które sekretnie zdradzało jej –piękno. Weszła do łazienki.

- Kto to jest i co tutaj robimy? – zapytałem doktora.
- Musisz coś zobaczyć. To Maria, była modelka. Ma dopiero dwadzieścia jeden lat, ale jej życie odmieniło się dokładnie dwa tygodnie temu, kiedy po raz pierwszy od kilku miesięcy zobaczyła swoją twarz. Miała bardzo ciężki wypadek. Według ustaleń policji potrącił ją samochód, którego kierowca zbiegł z miejsca zdarzenia i, co ciekawe, na jezdni nie znaleziono żadnych śladów hamowania. Kości się zrosły, ale... jej twarz... jest zmasakrowana.

Właśnie wracała. Dopiero teraz mogłem zobaczyć jej... czoło, policzki, nos, usta... Widok był naprawdę przerażający. Odchrząknąłem. Chciałem zwrócić uwagę na to, że w pokoju stoi dwóch, nieznajomych mężczyzn.

/pliki/zdjecia/nadz2.jpg- Ona nas nie widzi – uświadomił mnie doktor.
- Jest niewidoma?
- Nie. Po prostu jesteśmy czymś niematerialnym, czymś, czego tak naprawdę tutaj nie ma. A ja jestem twoim przewodnikiem.
- Coś jak Duch Przyszłych Świąt? – zapytałem.
- Raczej Przeszłych.

Piękne ciało Marii przymierzało właśnie niezwykle czarującą sukienkę w kolorze martwej zieleni – żeby nie powiedzieć „sraczkowatej”. Jej figura sprawiała, że wyglądałaby seksownie we wszystkim, nawet w nazistowskim mundurze. Była prawie idealna. Obserwowałem, jak po jej rumianej skórze przesuwa się aksamitna tkanina, skrojona tak, że każdy mężczyzna odstawiłby piwo, by móc tylko przez chwilę na nią popatrzeć. Z wyjątkiem jej twarzy. Jej twarz wyglądała jak z filmów dokumentalnych, w których pokazywano pół człowieka – pół monstrum.

- Jej chłopak, a właściwie narzeczony, wybiegł ze szpitala, gdy zobaczył ją pierwszy raz po tym tragicznym wypadku. Jej przyjaciele nie utrzymują z nią kontaktów, pod różnymi wymówkami. Straciła wszystko, co miała: pracę, miłość i przyjaźń. Straciła też nadzieję. Patrz – wskazał palcem Marię.

Stała przed lustrem, a z jej niebieskich oczu zaczęły płynąć łzy. Płynęły, torując sobie drogę przez szramy i blizny, które nigdy nie znikną. Wiem, co czuła. Niezrozumienie, upokorzenie, niesprawiedliwość, rozpacz, smutek, gorycz, żal. I pytanie: dlaczego?

W błękicie źrenic widać było jednak jakiś plan. Plan, który zakończy wszystkie te cierpienia. Błysk. Otworzyła szufladę z kartkami papieru, wzięła jedną z nich i napisała drżącym pismem: „brak mi nadziei”. Jej ręce trzęsły się tak, że ołówek wypadł z jej długich palców zakończonych fioletowymi paznokciami, a testament, który właśnie sporządziła, obsunął się na podłogę. Sięgnęła do szafki. Długo szukała czegoś pod stertą najdroższych ubrań. Znalazła – białe, plastikowe opakowanie z okrągłymi tabletkami. Nie zastanawiając się długo, włożyła je do ust, pomalowanych intensywnie czerwoną szminką - całą paczkę. I popiła Coca Colą.

Czas zaczął zwalniać, krew płynęła coraz wolniej, serce biło coraz szybciej, a jej ciało topiło się w oceanie powietrza. Lekka jak piórko upadła na drewniane panele, a blond włosy zasłoniły przyczynę jej bólu. Przyczynę utraty miłości i przyjaźni. Zasłoniły jej twarz.

- Wracamy – powiedział doktor patrząc w okno, za którym wszystko zastygło. – Nie mamy zbyt wiele czasu.

Wróciliśmy do sraczkowatej windy.

CDN.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /50 wszystkich

Komentarze [6]

~Jacek_21
2013-12-03 14:48

Och, zdecydowanie. Czekam więc na wykorzystanie możliwości w drugiej części opowiadania. Czy sprawca oszpecenia owej modelki jest taki, jak się domyślam?

~Ulysses
2013-12-01 21:26

Perspektywa Svippa nie daje tyle pola do popisu. Co innego Malkolm albo Mruczek.

~Jacek_21
2013-12-01 17:44

Rozumiem, że narracja jest prowadzona z perspektywy Svipa?

~xkbn
2013-12-01 13:50

super, czytalam i nie moglam sie oderwac!

~Ulysses
2013-11-30 12:36

@Jacek21 Dzieci z Bullerbyn

~Jacek_21
2013-11-29 22:03

Yyy… Niewidzialne Potwory?

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry