Warto wejść w świat, którego już nie ma
Wiele książek napisano już na temat drugiej wojny światowej, na temat zagłady Żydów i życia pod okupacją. Nie sądziłem więc, że mogę trafić jeszcze na książkę, po przeczytaniu której powiem nie tylko „To jest świetne!”, ale również „To jest naprawdę oryginalne!”. Zmieniłem jednak zdanie za sprawą książki pod niewinnie brzmiącym tytułem „Kotka Brygidy”.
Joanna Rudniańska, autorka, z wykształcenia matematyk, laureatka wielu nagród literackich, proponuje nam w swojej trzeciej książce spędzenie najbardziej dramatycznych chwil XX wieku u boku sześcioletniej Heleny, a dokładnie w jej domu, krainie Trzech Bogów. Nie, nie w Jerozolimie, ale na warszawskiej Pradze, gdzie stały kiedyś obok siebie kościół, cerkiew i synagoga (dziś brak tylko synagogi). To fascynująca, wręcz metafizyczna, a zarazem dziecinnie prosta opowieść o wojennym i powojennym losie kilku rodzin. To także kolejny przykład na to, jak można przedstawić okrutny świat wojny widziany oczyma dziecka. Książka ta nie epatuje jednak okrucieństwem i nie wyczuwa się w niej, przynajmniej na pierwszy rzut oka, tragizmu. Helena odbiera bowiem wojnę po swojemu, jako coś nowego, innego, czasem nawet ciekawego i sama stara się ją zrozumieć. Usłyszawszy zdanie „nie oddamy nawet guzika od munduru”, bawi się nim potem, podśpiewując sobie „Nie oddamy guzika, nie oddamy patyka, nie oddamy guzika, nie oddamy nocnika. Nic nie oddamy, schowamy się u mamy”. Jakże niewinnie brzmi to w ustach sześcioletniej dziewczynki.
Są jednak w tej książce także i takie momenty, w których trudno się uśmiechnąć. Choćby ten, gdy Helena wraz z ojcem przejeżdża tramwajem przez getto i opisuje swoimi słowami to „zupełnie inne miasto”. Holokaust zajmuje w tej książce bardzo ważną pozycję. Dziewczynka nie rozumie, dlaczego nagle jej sąsiedzi, przyjaciółka mamy i kolega muszą opuścić swoje domy i przeprowadzić się w inne miejsce. Nie rozumie także, co to znaczy być Żydem.
Niezwykłą wymowę ma scena, gdy Helena bawi się na ulicy, mając na ręce opaskę z gwiazdą Dawida, którą dostała od swojego kolegi Żyda. Ten powiedział jej bowiem, że dzięki tej opasce „zobaczy coś, czego nie widzą inni”. I tak się faktycznie dzieje. Dziewczynka na własnej skórze doświadcza, jaki jest stosunek Polaków do Żydów. Chyba dlatego scena ta jest tak wstrząsająca i ciągle aktualna. Tak samo aktualna jest cała książka, bo na aktualności straci chyba dopiero wtedy, kiedy dzieci nie będą zmuszone do pojmowania okropności, które stworzyli im dorośli. A może nie nastąpi to nigdy…
Do kogo skierowana jest ta powieść? Najlepiej na to pytanie odpowiedziała chyba Agnieszka Holland: „Wydawałoby się, że to książka dla dzieci – ale nie, ona po prostu porusza struny jakiejś zapomnianej, dziecięcej wrażliwości.”. I ta wrażliwość właśnie czyni tragizm jeszcze bardziej dosadnym. Pozwala widzieć coś, czego bez Heleny byśmy raczej nie dostrzegli.
Dlaczego polecam tę książkę? Bo jest szczera, wolna od ideologii, jak szczery i wolny od ideologii jest świat dziecka. Bo śmieszy, ale i porusza. Bo odnajduje w nas coś, o czym może zapomnieliśmy – o owej „dziecięcej wrażliwości”. Bo w końcu pozwala coś zrozumieć. Co?
To zostawiam już wam, drodzy czytelnicy. Ja dodam tylko od siebie, że zaskoczyło mnie jej zakończenie, a szczególnie to, jaką Helenę w nim zobaczyłem. Nagle wydała mi się taka znajoma i… niezrozumiała. Zakończenie pomaga nam jednak zrozumieć ludzi, od których różni nas tylko czas, w którym przeżywamy swoją młodość. Gdy słyszymy czasem starsze osoby, które mówią „Kiedy byłam w twoim wieku…”, uciekamy w obawie przed kolejną narzekająco-pouczającą opowieścią. A może jednak warto się wtedy zatrzymać i posłuchać. Rudniańska tak właśnie zrobiła i dzięki temu mogła powstać „Kotka Brygidy”. Tak, bo wzorem książkowej Heleny jest Irena Moryson, która do dziś mieszka w Warszawie. Ile takich Helen i ich nieopowiedzianych historii, z których każda pozwala zobaczyć to, czego inni nie widzą, jest jeszcze?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?