Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

„We all want to change the word!”   

Dodano 2011-06-27, w dziale felietony - archiwum

you say you want a revolution

well you know -

- we all want to change the world

Czy 60 lat to dużo? A 70, 80? Może nawet 90? To przecież kropelka w oceanie. To nic na przestrzeni wieków, na tle wielkiej historii. To przecinek na osi czasu przedstawiającej wieczność. Nie, to nawet mniej niż przecinek. Czyli co? Jesteśmy mniej niż przecinkami, jesteśmy niczym. Z naszej własnej winy, oczywiście. Sokrates, Bonaparte i Einstein byli też mniej niż przecinkami, a jednak ich imiona trwają i będą trwać w świadomości ludzi przez setki kolejnych lat.

Do czego zmierzam? Do tego, żeby ludzie zaczęli być wreszcie ludźmi, a nie programowanymi robotami, bez wyraźnego sensu w życiu. Po cholerę dążymy do posiadania? Spędzamy długie szare dni w szarych biurach, by potem wrócić na szare blokowiska naszymi autami, na które odłożyliśmy pieniądze z tego, co zostało po odłożeniu części na nasz własny pogrzeb i oddaniu części ludziom, którzy i tak mają więcej od nas. Załóżmy, że mamy tylko jedno życie do przeżycia i trwa ono zaledwie momencik. Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że tak niewielu z nas z tego korzysta.

Mało tego, jesteśmy zmuszani do tego, by nie korzystać z opcji "rozwiń skrzydła", bo co robi z nami rząd, władza?

Uczymy się na pamięć nieprzydatnych w realnym życiu formułek i zadań, a gdy mamy z tym jakiś problem, spotyka nas kara. Społeczeństwo jest generalnie jakieś durne, a wymaga od nas jednak bycia niedurnymi, oczekując jednocześnie, byśmy prezentowali taki sam poziom. To zbyt pokręcone i zbyt paradoksalne.

W wieku siedemnastu lat trudno jest się porządnie wyspać, ale nawet zamiana snu na naukę nie daje zamierzonych efektów. I już w wieku tych cholernych siedemnastu lat zdajemy sobie sprawę z tego, że życie jest brutalne i że tak naprawdę to dążymy do niczego. A to podobno ma być okres, w którym najbardziej powinniśmy cieszyć się życiem.

Szkoła rzeczywiście świetnie przygotowuje nas do życia, ale do życia w tym chorym systemie. Cały absurd tej beznadziejnej instytucji ma nam pokazać, że jesteśmy mniej niż przecinkami, że jesteśmy niczym, że nie mamy głosu w świecie tych "wielkich". A przecież nasza małość powinna być motywacją do czynienia wielkich rzeczy, do wybicia się, bo chociaż na początku brzmi to jak przysłowiowe porywanie się z motyką na słońce, to przecież ciągle pamiętamy Sokratesa, Napoleona i Einsteina - prawda? A jednak wykonalne!

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sami wybieramy sobie oprawców. Jesteśmy źli na to, co się wokół nas dzieje. Większość ludzi ma podobne poglądy na temat ludzkiej egzystencji i tego co się z nią wyprawia, dlaczego więc do cholery głosują na ludzi, którzy tylko ich unieszczęśliwiają? Że co, że niby mniejsze zło? A może ta szara rzeczywistość, monotonia, rutyna i bezsens, to właśnie to, czego porządają dorośli, głosujący ludzie? Dlaczego?!

Są dręczyciele, których tak łatwo jest obalić, chociaż mają władzę. Przecież oni tak naprawdę są sami. Bo kim oni są? Kim jest ktoś, kto całą swoją frustrację przelewa na niewinnego? Dlaczego dzień w dzień godzimy się z czymś takim? Podobno wszyscy chcą być wolnymi ludźmi, a ja nie słyszę nic oprócz ciszy, milczącego przyzwolenia na zakładanie nam na nadgarstki kajdan tej nędznej szarości. Tak właśnie, Wy wszyscy, którzy tak narzekacie na to, co się dzieje, krytykujecie głośno, tylko wtedy, gdy nikt nie słyszy - ale co się dzieje, gdy właśnie Was związują? Dlaczego kiwacie głową potulnie, przytakując "dobrze, rozumiem", zamiast zrobić to, co zrobić powinniście względem własnej moralności?

Ale gdy oprawcy odchodzą to znowu pieprzycie rewolucjonistyczne hasła, że następnym razem tak się nie dacie. Następnym razem im wygarniecie! Ha, jasne! To straszny bullshit, bo przecież skulicie się posłusznie nie raz, nie dwa, znacznie więcej. I nie wiem, czy kiedyś skończy się ta tchórzliwość.

I proszę mi nie wciskać, że to taki wiek, że jak ma się siedemnaście lat, to jakakolwiek władza zawsze stanowi problem, ale jak już dorosnę, to zrozumiem jak to działa i pogodzę się z tym. Pogodzę?! Jak?! Jak można żyć ze świadomością, że jestem tylko masą, jestem składnikiem szarego betonu, po którym stąpają ci "wielcy". Ci, których musimy szanować, chociaż bardzo często na szacunek zwyczajnie nie zasługują. Jak możecie się z tym godzić?!

Ach, no tak! Zapomniałam, że przecież się nie godzicie, wcale! Ale tylko między sobą, bo gdy przychodzi co do czego, to ci stojący po szlachetnej stronie zostają jednak sami. Jak to możliwe?

I tak, do cholery, chcę zmienić świat! Chcę krzyczeć na cały głos hasła o wolności, o moich prawach, tych od samego Stwórcy, które są tak często łamane. Bo mam prawo do wolności, do godności, do decydowania.

Tak, tak, jestem głupia, jestem naiwna, bo jestem kolejnym dzieciakiem, który przyszedł i nie zgadza się z tym, co się tutaj dzieje. Doskonale wiem też, że w pojedynkę nic nie zdziałam - chyba, że chciałabym podłożyć bombę, ale przemoc nie jest rozwiązaniem. Żadnym! I nie ma usprawiedliwienia dla przemocy, nawet jeśli usprawiedliwienie to byłoby wielce szlachetne.

Świadomość, że wokół mnie jest tyle ludzi myślących jak ja, budzi we mnie jakąś nadzieję - i jednocześnie złość, że nie robimy nic. Czego się boimy?

Rewolucja to bezsens, nawet jeśli taka całkiem pokojowa i bezbolesna, bo przecież druga strona ma wojsko, policję. I co z tego? Czy każdy żołnierz i policjant jest zadowolony z życia w tak szarym kraju? Czy każdy z nich cieszy się na myśl, że jego dziecko jest upokarzane w szkole przez nauczycieli, a żona znowu wydaje na zakupy znacznie więcej niż wcześniej. Przepraszam bardzo, ale gdzie tutaj logika?

W całej miłości do życia i do świata - nie potrafię nie nienawidzić ludzi. Bo sami tworzycie sobie piekło, głosując, wybierając i - najgorsze - godząc się na to wszystko. Chcę wyrzucić z siebie pasmo przekleństw pod adresem ludzi. Chcę im powiedzieć, że to zakłamanie i tchórzostwo, a ja nie potrafię tolerować tchórzostwa w sprawach słusznych.

Wielcy rewolucjoniści pisali o sprawach wielkich, używając do tego malutkich przykładów. A ja, jako ktoś malutki, ktoś mniejszy niż nawet mniej niż przecinek, do spraw równie małych użyję wielkiego przykładu. I nie jestem przekonana, że każdy domyśli się, o co mi w sumie chodzi. Nie oczekuję interpretacji (dosłowne potraktowanie tego marnego monologu też jest ważne). Ale czy to do kogoś dotrze, czy kogoś przekonałam... nie wiem. Ale nie dzieje się dobrze. Nigdzie.

*tytuł jest cytatem z piosenki "Revolution" zespoły The Beatles

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.8
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.8 /8 wszystkich

Komentarze [1]

~macgo
2011-11-04 22:37

Bardzo dobry tekst który ukazuje niestety prawdę... Mila oby tak dalej;)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 11hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry