Wiadomość schowana między gałęziami koszteli
Jest wczesna jesień i jak nigdy wcześniej budzę się w objęciach pustki. Ostatni egzemplarz ciszy ma we mnie uważnego słuchacza i dumnego fana. Muszę przyznać, że nie wiem, czym płoną mi oczy i czego się boję. Może tego, że za chwilę do pokoju wejdzie kobieta albo matka mojego syna i potrąci coś, czego tak dokładnie nie poukładałem?
Brakuje mi tej przestrzeni między piecem a sufitem, w której kiedyś bez zgarbienia czuwaliśmy nad resztą domu babci. Dziś leżę pod wyjątkowo śmieszną ilością pieniędzy, ale tego ciepła nie ma ani w tanim kocu z Ikei, ani we wrześniowym słońcu próbującym swoich sił na mojej twarzy. Mam jednak przeczucie, że jestem blisko, że ktoś szepcze: „ciepło... ciepło... cieplej”. Potrzebuję Twojej pomocy, bo niepokój nie pozwala mi po ludzku czekać ani wspominać.
Po raz kolejny widuje się dziś w lustrze z człowiekiem, który jest już ojcem (chociaż ten, który mógłby użyć wobec mnie tego określenia, nie wiele ma w tej sprawie do powiedzenia). Dlatego piszę do Ciebie. Piszę, zanim mały zacznie mówić. Próbowałem odszukać w pamięci moment, w którym nazwałaś mnie mężczyzną. Zdaje się, że chodziło o władanie mieczem. Ta ostro zakończona, mimo że drewniana, broń, była w moich nieporadnych rękach jak atrybut przeklęty przez wroga. Śmiałaś się ze mnie i jakby na przekór udowadniałaś swój rycerski kunszt. Złościłem się i zagryzałem zęby, aż pewnego dnia...
Siedziałaś na jabłonce w domku na drzewie. Pamiętam, że dziadek chował tam swoje papierosy chcąc je ukryć przed babcią. Wtedy urwał się ten duży czarny pies Kozłowej. Stara, poczciwa Kozłowa przyszła do babci, żeby zawołała dzieci do domu, bo mogłyby się przestraszyć. Podsłuchałem tę rozmowę i pobiegłem do Ciebie, aby Ci o tym powiedzieć. W ręku trzymałem mój mieczyk i koślawo wywijałem nim na wszystkie strony, dopóki nie zobaczyłem tego psa. A to ogromne psisko opierało już swoje łapy na tej słabej, ledwo co utrzymującej ciężar domku i Twój, jabłonce i bez opamiętania wywoływało Cię na ziemię. Och, jak mi ten miecz wpasował się w rękę! Wiem, że wtedy Przyszła Kozłowa i złapała ten kawałek łańcucha, co jeszcze tkwił przy jego obroży, a my obydwoje znieruchomieliśmy – tzn. ja i mój miecz. I tylko Twoje słowa pocieszenia, że zachowałem się jak mężczyzna, tworzyły nieco rozmazany wizerunek bohatera.
I teraz kiedy mój syn łapie mój kciuk w swoją małą rączkę, to zaraz po uczuciu szczęścia, miłości, ustawia się też uczucie lęku. Bo to będzie mężczyzna. I ja chciałbym go ocalić przed tym psem, przed tym złem, które Ty widziałaś potem w niektórych mężczyznach, a które ja próbowałem Ci jakoś wytłumaczyć lub mu zdecydowanie zaprzeczałem. Teraz widzę jednak tę Twoją mądrość - nawet w tych karteczkach, które chowaliśmy w drzewach. Pisałaś, że facet z odpustowego kramu boi się pokochać żonę od nowa, i że zostawiłby ją gdyby nie ten ich wspólny biznes.
Pewnie spotkamy się na chrzcinach, ale dziś znalazłem te krótkie plotki, które wkładałaś wtedy między gałęzie koszteli. Wakacje na wsi streszczone na kopertach, w których przychodziła emerytura babci. Odpisuję na tę, mówiącą, że „nie boją się tylko ci, którzy nie chcą”. Wprawdzie sprawa dotyczyła ryzykownego wyjścia na wiśnie do Roberta, ale właśnie to zdanie uświadomiło mi, że się boję, bo naprawdę mi na tym zależy... Zależy mi na tym, aby ten mój mały miał taki kawałek pieca i trochę miłych wspomnień. Niestety nic nie zapewni mu już takiej starszej siostry jaką mam ja. Dlatego opowiadaj mu proszę o mężczyznach to, czego ja nie chciałem bądź nie potrafiłem zrozumieć... Wracam do życia. Do zobaczenia.
Karol
PS Wiesz, że już nawet dźwięk domofonu wypełnia tę pustkę? Są i moje zguby.
Komentarze [4]
2010-10-04 11:30
Czekam na o wiele więcej!
2010-09-29 12:18
Rewelacja! Szkoda, ze tak rzadko coś publikujesz. Może warto to zmienić?
2010-09-28 19:19
Literacka Nagroda Nobla.
- 1