Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Witamy w Zonie…   

Dodano 2014-02-11, w dziale opowiadania - archiwum

Główną drogą prowadzącą do Zony jedzie ciemnozielona, niemal czarna terenówka. Z niewielką prędkością zbliża się do placówki granicznej. Mimo dobrej widoczności ma włączone światła. Żołnierze stacjonujący na przyczółku dokładnie przyglądają się autu przez lornetki, ale widząc spokój kierowcy, nie reagują nawet wtedy, gdy ten zatrzymuje się przed szlabanem. Jedynie ten, który odpowiadał za jego podnoszenie, podszedł do samochodu.

/pliki/zdjecia/zon1.jpg- Szeregowy, sprawdźcie, co tam się dzieje… - rozkazał młodemu rekrutowi, piszącemu raport do głównodowodzącego. Chłopak nawet nie zdążył wstać, kiedy do pokoju wparował sierżant:

- Panie kapitanie, to ktoś do pana. I nie zamierza zawrócić
- Postraszcie go trochę i niech spada…
- Powiedział, że chce rozmawiać tylko z panem.
- Pogroziłeś karabinem?
- Oczywiście, ale tamten powtarza w kółko, że będzie rozmawiał tylko z panem.
- Dobrze, niech tak będzie – burknął, wstając z łóżka.

Kapitan wziął swojego wysłużonego AKS-74u i wyszedł. Przy samochodzie stał ubrany w cywilne ciuchy niewysoki mężczyzna w wieku ok. 30 lat.

- Proszę odłożyć ten karabin, nie będzie potrzebny – powiedział spokojnym głosem nieznajomy.
- Kim pan jest i czego pan tu chce? – warknął Kostiuczuk.
- Proszę, oto przepustka do strefy i komplet dokumentów. Macie mnie tam wpuścić – powiedział, wyciągając kartki z foliowej koszulki leżącej na masce.

Kapitan oparł broń o mur i wziąwszy plik papierów, zaczął go przeglądać. Po chwili włożył wszystkie do kieszeni, zostawił jednak w dłoni ową tajemniczą przepustkę.

- Widzisz – powiedział rozrywając kartkę – nie znalazłem w dokumentach żadnej przepustki. A dokładne sprawdzenie dokumentów chwilę potrwa. Ty, chłoptasiu, poczekasz sobie grzecznie w moim „biurze”.

Gdy skończył mówić, machnął głową na sierżanta, by zaprowadził gościa do owego „biura”. Było to zwykłe, obskurne pomieszczenie, pomalowane szaro-zieloną farbą pamiętającą chyba czasy Stalina. Na środku stało odrapane biurko, pod ścianą kozetka, a obok niej szafka ze starym radiem. W rogu przy oknie był żeliwny piecyk, a naprzeciw niego duża szafa. Na biurku zaś nie było niczego poza lampką. Kapitan usiadł na krześle i wyłożył papiery na blat. Nieznajomy stał spokojnie, mimo obecności sierżanta trzymającego w dłoni odbezpieczoną broń.

- Sierżancie, proszę przeprowadzić rewizję samochodu – powiedział Kostiuczuk, widząc, że nie ma się czego obawiać ze strony mężczyzny.
- Tak jest – powiedział żołnierz, po czym zasalutował i wyszedł z pomieszczenia. Kapitan długo przyglądał się dowodowi osobistemu - musiał sobie bowiem przypomnieć wygląd liter innych niż cyrylica.
- Według tego, co tutaj jest napisane, nazywa się pan Antoni Sobieraj, ale obaj wiemy, że to gówno. Nieźle to sobie wykombinowałeś. Szkoda tylko, że nie istnieją przepustki. A teraz powiedz, jak się nazywasz i z której jednostki uciekłeś?

Nieznajomy nie odzywał się. Stał w bezruchu, niemal na baczność. Kapitan wstał , podszedł do niego i zapytał po raz drugi ze złością w głosie:

- Jak się nazywasz i skąd uciekłeś?

Odpowiedziała mu cisza. W przypływie wściekłości złapał nieznajomego za włosy i uderzył jego głową o blat biurka. Oszołomiony mężczyzna osunął się na podłogę. Otarł rękawem krew sączącą się ze złamanego nosa i próbował wstać, podpierając się o mebel.

- To twoja ostatnia szansa. JAK SIĘ NAZYWASZ I SKĄD SP……….?! Mężczyzna odpowiedział mu wzrokiem stawiającego się młokosa. Kapitan kopnął go z ogromną silą w twarz. Kiedy mężczyzna leżał półprzytomny na podłodze, do pomieszczenia wszedł jeden z szeregowców.
- W samochodzie znaleziono dużą ilość gotówki i broń krótką kalibru 9mm.
- Czyli nowy, tak? – zapytał patrząc się na nieznajomego – No to witamy w Zonie... Szeregowy, proszę załadować więźnia do jego samochodu. Ale najpierw niech zgłoszą się do mnie sierżant Chalecki i Bondar.
- Tak jest.

/pliki/zdjecia/zon2.jpgKiedy rekrut wyszedł, Kostiuczuk kopnął powtórnie „gościa” w głowę. Nieprzytomnego zaniesiono do auta i wrzucono do bagażnika. Miejsca kierowcy i pasażera zajęli dwaj w pełni oprzyrządowani i uzbrojeni żołnierze. Jechali po mocno zniszczonej drodze, aż w końcu zobaczyli jakąś wioskę. Wioska, to za dużo powiedziane. Były to stare, pokołchozowskie budynki, ogrodzone zasiekami i workami z piaskiem. Doskonale widać było ludzi próbujących rozwiać mroki szybko zapadającej nocy latarkami i pochodniami. Kilku z nich stało na dachach i w skupieniu przyglądało się autu. Samochód zatrzymał się około 500m od zabudowań, a wojacy wyrzucili swój „bagaż”, po czym odjechali w stronę placówki.

Po otrzymaniu ostatniego ciosu mężczyzna trafił do „własnego świata”. Przez głowę przelatywały mu różne myśli. To o dzieciństwie, to o nauce. Widział osoby, których nie powinien był pamiętać i te, które chciał z pamięci wymazać. Widział twarz dziewczyny - uśmiechała się do niego. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł, jakby miał zakneblowane usta. Po chwili zniknęła, a zamiast niej zobaczył miejsce, które doskonale znał – miejsce, w którym próbował odebrać sobie życie. Wydawało mu się, że siedzi na krawędzi budynku. Przegląda jakieś papiery, na których nic nie było. Po chwili wiatr wyrwał mu je z ręki, a on sam rzucił się za nimi w dół. Czuł uderzenie, ale nic mu się nie stało, mimo upadku na asfalt z wysokości 30m. Jedno się nie zgadzało – w prawdziwym świecie uderzył o zaparkowany samochód. Kiedy podniósł głowę, zobaczył dziekana polibudy trzymającego w ręku jego dyplom. Stał w pozie, jakby czekał na uściśnięcie dłoni. Przy próbie dotknięcia jednak znikał i pojawiał się kilka centymetrów dalej. Po którymś razie jakaś siła odwróciła leżącego na plecy. Zobaczył stojącego nad nim ukraińskiego milicjanta, który wyciągnął nagle pistolet z kabury i rzucił nim w mężczyznę, po czym sięgnął za głowę i zaczął wyciągać z karku nóż. Wziął go do ręki i ukląkł nad leżącym. Przybliżył się do jego głowy i wydawało się, że zaczął go obwąchiwać. Nagle usłyszał głuchy trzask, a chwilę po nim milicjant osunął się bezwładnie na niego, krwawiąc obficie z rany na szyi. Po jakimś czasie słychać było tylko przytłumione słowa: „…kolejny trup...”. Nagle ciało milicjant zniknęło, a czyjaś ręka zaczęła dokładnie przeszukiwać wszystkie kieszenie ubrania. Po kilku sekundach usłyszał coś, jakby „…mać, on żyje…”, a potem nastała ciemność i zewsząd dochodził przeraźliwy pisk.

C.D.N.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 3.5 /15 wszystkich

Komentarze [2]

~robiciel kawy
2014-02-12 14:30

dobre jak kawa w macdonaldsie daje 3+

~Bergi_vel_Bergmann
2014-02-11 19:28

Suabo. Jeśli ktoś cośkolwiek w klimatach Stalkera siedział, to go to opowiadanko ani nie zagrzeje ani nie zaziębi. Szkoda w sumie, bo tematyka post-apo w wersji wypracowanej przez GSC to jedna z rzeczy które lubię najbardziej, a została tu tak bardzo sprowadzona do kalki z fabuły pierwszej części gry :c

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry