Wrócę tu, skąd pochodzę
W pewnym momencie życia u każdego chyba człowieka pojawia się taka potrzeba, by o swojej rodzinie dowiedzieć się czegoś więcej i dokładnie poznać swoje korzenie. Niekiedy nie jest to zbyt trudne zadanie, ale czasami wymaga naprawdę ogromnego wysiłku i determinacji. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy człowiek ma nikłą wiedzę na ten temat. Tak właśnie zaczęła się historia pana Freda Sadraka, którego miałam okazję osobiście poznać. On wiedział tylko tyle, że jego dziadek urodził się w Polsce i przed I wojną światową wyemigrował do Ameryki.
Pan Sadrak, emerytowany pułkownik amerykańskiej armii, zaczął więc szukać informacji o swojej rodzinie w Polsce. Szukał ich w Internecie, kontaktował się z różnymi ludźmi, aż w końcu wybrał się w sentymentalną podróż do Polski, by tu na miejscu osobiście kontynuować poszukiwania swoich korzeni.
Gdy dotarł do Polski skontaktował się z Brytyjczykiem mieszkającym w Tarnobrzegu, Ianem Boonem, z którym bardzo szybko nawiązał bliską współpracę. Ian postawił pomóc mu zarówno w kwestiach tłumaczeniowych jak i podczas poszukiwania rodzinnych dokumentów. Bardzo szybko działanie ich przyniosło pożądane efekty. Pan Sadrak znalazł bowiem akty urodzenia i śmierci niektórych członków swojej rodziny, a także akty zawarcia związków małżeńskich, co pozwoliło mu podjąć kolejne tropy. Odwiedził archiwa w Sandomierzu i w Tarnobrzegu, gdzie udało mu się znaleźć cenne informacje na temat swojego wuja. Był bardzo zdeterminowany i chyba właśnie to pozwoliło mu odkryć fakt, że założycielem szkoły Euro-Bis w Tarnobrzegu jest jego daleki kuzyn. Fred nawiązał więc z nim kontakt i wspólnie odwiedzili cmentarz w Miechocinie, gdzie nasz bohater odnalazł groby swoich przodków. Można powiedzieć, że jego wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem, bo odnalazł również swojego bliskiego kuzyna, mieszkającego aktualnie w Wielowsi, od którego dowiedział się wielu ciekawych rzeczy o swojej rodzinie.
No tak, korzenie, korzeniami, ale ja byłam bardzo ciekawa, ile polskości zachował w sobie bohater mojego tekstu i jego rodzina? Podczas naszej bezpośredniej rozmowy dowiedziałam się, że dziadek Freda mówił po polsku i nauczył tego również swojego syna. Niestety, ten nie kontynuował już tej tradycji, tak więc Fred nie posiadł tej umiejętności. Żona Freda pochodzi z Niemiec, ta zatem w ich domu siłą rzeczy dominował od początku język angielski. Fred i jego rodzina nie mówią po polsku (no może za wyjątkiem kilku słów, których nauczył się podczas pobytu w naszym kraju).
Korzystając z tej niecodziennej okazji postanowiłam zapytać pana Sadraka o kilka spraw, które bardzo mnie nurtowały. Na początek zapytałam go o opinię o Polsce. Okazało się, że zachwyciły go polskie krajobrazy z ogromną ilością pól uprawnych i sadów. Jak twierdził, w jego rodzimej Virginii można spotkać tylko plantacje winogron. Tak więc podczas podróży po Polsce podziwiał głównie widoki. Gdy zapytałam go o to, czy zastał Polskę taką, jak sobie wyobrażał, odpowiedział, że po części, bo z jego relacji wynikało, że wyobrażał sobie nasz kraj mniej więcej tak, jak wyglądał on 40 lat temu. Starał się oczywiście zwiedzić kilka interesujących miejsc i poznać choć trochę naszą historię. Zakochał się także w polskiej kuchni, a najbardziej zasmakowały mu pierogi. Zapytany o to, czy potwierdził się stereotyp Polaka rozpowszechniany od lat w jego kraju, stwierdził, że nie, bo dla niego wszyscy Polacy byli bardzo mili i przyjaźni.
Zapytałam go również o to, jak żyje przeciętny obywatel USA, oczywiście w kontekście tego, jak pokazywane to jest w amerykańskich filmach. Zdaniem Freda rolą filmu jest dostarczenie ludziom rozrywki, a problemy ludzie na całym świecie mają bardzo podobne. Miejsce zamieszkania nie ma tu większego znaczenia. Interesowała mnie również mentalność Amerykanów i ich styl życia. Chciałam wiedzieć, czy rzeczywiście są tacy zabiegani (z komórką przy uchu i kawą na wynos w ręku) i jedzą najczęściej Fast Food. Fred potwierdził moje spostrzeżenia. Jego zdaniem większość jego rodaków nie dba zbytnio o swoje zdrowie, je w barach szybkiej obsługi i w rezultacie ma nadwagę. A co z amerykańską młodzieżą? Czy rzeczywiście żyje tak, jak my to sobie wyobrażamy? Dowiedziałam się, że edukacja publiczna w Stanach Zjednoczonych nie jest już tak dobra jak kiedyś. Fred przykłada jednak ogromną wagę do wykształcenia, dlatego swoje wnuki posłał do szkoły prywatnej, bo chciał mieć pewność, że w przyszłości dostaną się do dobrych college'ów. Sądzi też, że amerykańska młodzież coraz mniej interesuje się dziś tym, co dzieje się na świecie. Ba, uważa nawet, że nie interesuje jej za bardzo realny świat. Jego zdaniem młodzi Amerykanie fascynują się jedynie nowinkami technologicznymi i żyją bardziej w sieci niż w realu.
Zapytałam go także o to, co poleciłby zwiedzić w Ameryce? Odpowiedział, że na pewno nie New York City. Jego zdaniem tłok jest tam przerażający, a życie kosmicznie drogie. Bardziej polecałby Chicago, bo tam spotkalibyśmy przynajmniej rodaków. Oprócz tego zachęcałby nas także do odwiedzenia stanu Vermont, zachwycającego barwami natury w okresie jesiennym i słynącego z produkcji syropu klonowego; miasta Charleston w Południowej Karolinie, od którego wywodzi się taniec o tej samej nazwie; Savannah w stanie Georgia; Destin - miejscowości turystycznej z pięknymi plażami; the Florida Keys - archipelagu wysp koralowych; the Smokey Mountains - jednego z najczęściej odwiedzanych parków narodowych; Myrtle Beach; New Orleans - największego miasta stanu Louisianna, uważanego za kolebkę jazzu; San Antonio w Texasie; Narodowego Parku Yellowstone i ZOO w San Diego. Warto też jego zdaniem odwiedzić Californię, Hawaje, no i oczywiście Alaskę.
Grafika:
http://www.adwentysci.waw.pl/...Komentarze [1]
2015-05-03 23:12
Sukcesem zakończyła się dopiero tegoroczna wyprawa – znalazł tylu kuzynów, że ciężko powiedzieć co może z nimi zrobić xD
- 1