Wszyscy śpiewali, a i tak wygrali Niemcy
W sobotę 29 maja odbył się w Oslo (Norwegia) finał Konkursu Piosenki Eurowizji, zorganizowany po raz 55 przez Europejską Unię Nadawców. Zwycięzcą tegorocznej edycji okazały się Niemcy, którzy już po raz drugi w swojej długoletniej eurowizyjnej historii mogli upajać się wygraną wykonawcy ze swojego kraju. W tegorocznym konkursie reprezentowała ich niespełna 19-letnia Lena z piosenką "Satellite". Reprezentant naszego kraju, Marcin Mroziński, z piosenką „Legenda”, odpadł niestety już we wtorkowym półfinale, zajmując w nim 13. miejsce. I tyle o nim, by nie kopać leżącego.
Niemalże co roku oglądam konkurs Eurowizji i prawie zawsze obiecuję sobie po wszystkim, że w następnym roku nie włączę już telewizora, gdy będzie on transmitowany. Moja ciekawość okazuje się być jednak silniejsza i mimo oburzenia, że po raz kolejny mój faworyt z półfinału nie przeszedł do finału albo też zajął w nim jedno z ostatnich miejsc, włączam telewizor i oddaję się we władnie Melpomeny.
Tegoroczny poziom wykonawców był moim zdaniem mocno zróżnicowany, ale muszę też przyznać, że mimo wszystko zaskoczył mnie pozytywnie. Oczywiście były i takie wykonania, podczas których nie mogłam powstrzymać się od przełączenia telewizora na inny kanał, ale na szczęście takich piosenek było znacznie mniej niż w latach ubiegłych.
Koncert otworzyła Samura, piosenkarka reprezentująca Azerbejdżan, z utworem "Drip Drop". Piosenka nawet niezła i mogła wpaść w ucho. Nie podobały mi się natomiast angielskie piosenkarki, które brzmiały momentami po prostu nieprzyjemnie.
Kolejna była Hiszpania. Na scenie pojawił się wokalista, który - jak się potem okazało - musiał powtórzyć swój występ, ponieważ podczas pierwszego wykonania utworu na scenę wtargnął fan, który uniemożliwił mu dokończenie pisoenki. Daniel Diges wykonał piosenkę pt. "Algo Pequenito" w swoim ojczystym języku, za co mu chwała, ponieważ wszechobecny język angielski, zaczął mnie już w pewnym momencie irytować. Sam występ nie wyróżnił się jednak niczym szczególnym, a przynajmniej nie na tyle, bym go choć przez kilka chwil pamiętała.
Potem usłyszałam kilka piosenek, które nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Czekałam, aż na scenie pojawi się mój cichy faworyt z półfinałów. I stało się. W pewnej chwili zobaczyłam go wchodzącego na scenę. Muszę przyznać, że Tom Dice, reprezentant Belgii, był w tym roku moim cichym faworytem. Wprawdzie na początku miałam wrażenie, że jego głos jest trochę zbyt chłopięcy, a on sam jest jakoś mało męski, ale jego piosenka od razu mi się spodobała. W całym jego występie urzekło mnie jeszcze i to, że w przeciwieństwie do innych wokalistów Tom nie zrobił szoł pełnego kiczu i tandety. Było tak, jak mówił tytuł jego piosenki: "Me and my guitar", czyli tylko on i jego gitara. Osobiście bardzo cenię proste piosenki i gitarowe brzmienie, dlatego też ten utwór tak mnie urzekł.
Spodobała mi się również piosenka reprezentantki Ukrainy, Alyoshy, "Sweet People". I choć jej występ także pozbawiony był spektakularnej choreografii i scenografii, to uważam, że tej piosence nie było to po prostu potrzebne. Alyosha ma naprawdę świetny głos, a jej utwór potrafił przyciągnąć uwagę słuchacza i bez efektów specjalnych. Jego zaletą było chyba i to, że według mnie nie brzmiał typową "Eurowizją".
Wypadałoby oczywiście wspomnieć także o utworze, który zwyciężył tegoroczny Konkurs Piosenki Eurowizji. Lena od początku stawiana była w roli faworyta, tak więc z ciekawością wysłuchałam jej wykonania. Uważam, że piosenkarka wykonała naprawdę solidną robotę, a jej melodyjny utwór naprawdę wpada szybko w ucho. Jej występ pozbawiony był również jakiejkolwiek śmiesznej otoczki. Natomiast zdecydowanie nie podoba mi się to, że utwór ten został wybrany już znacznie wcześniej, a niemieccy kandydaci na Eurowizję musieli się z nim tylko zmierzyć. Uważam, że artysta powinien wykonywać w trakcie konkursu albo swój własny utwór, albo też piosenkę przez siebie samego wybraną, a nie narzuconą, dlatego ja nie oddałabym głosu na Lenę, choć jej zwycięstwem nie jestem jakoś szczególnie rozczarowana i akceptuję je w pełni.
Zupełnie rozczarowały mnie natomiast tegoroczne propozycje muzyczne z Serbii i z Rosji. Nie spodobała mi się także piosenka, która reprezentowała w konkursie Grecję. Ale trzeba też przyznać, że tych niezbyt udanych kompozycji było w tegorocznej edycji stosunkowo niewiele.
Cieszę się, że coś zmienia się w podejściu jurorów do oceny samego konkursu. Dawniej wybierane były najczęściej utwory, które swoim bogactwem scenograficzno-choreograficznym bardziej przypominały muzyczne przedstawienia niż piosenki. Nie za bardzo liczyła się chyba także sama piosenka i osobowość sceniczna artysty. Cieszy mnie również i to, że jurorzy z różnych krajów zaczynają chyba nie tylko mieć, ale też i wyrażać swoje zdanie, nie kierując się przy tym sympatiami bądź antypatiami skierowanymi ku swoim najbliższym sąsiadom. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że ten proceder nie został jeszcze wypleniony.
Tegoroczna edycja konkursu Eurowizji już za nami. Pozostaje nam czekać na kolejną, która za rok odbędzie się u naszych zachodnich sąsiadów i mieć nadzieję, że może tam nasz reprezentant wystąpi w końcu w ścisłym finale.
Grafika:
Komentarze [6]
2010-07-03 19:27
Wiem, że tu jest błąd, a nawet 2, ale to już nie z mojej winy. ;PP
A to miło ;)
2010-07-01 20:07
‘Koncert otworzyła Samura, piosenkarka reprezentująca Azerbejdżan, z utworem “Drip Drop”. Piosenka nawet niezła i mogła wpaść w ucho. Nie podobały mi się natomiast angielskie piosenkarki, które brzmiały momentami po prostu nieprzyjemnie.’
Według mnie, to w tym akapicie jednak jest błąd. Nie przejmuj się. Z chęcią potowarzyszę Ci w przyszłym roku, przynajmniej w wzmiankach o Eurowizji, jeśli chcesz . Oczywiście jeśli się dostanę. Jutro wyniki. Może mnie kojarzysz z Zakopanego :) Tak, to ja , wieeelka fanka Rybaka.
2010-07-01 19:39
No właśnie wiem, że Safura i jestem pewna, że tak w artykule napisałam, bo nawet to sprawdziłam. :)
No ale teksty przechodzą jeszcze przez co najmniej jedna parę rąk i takie błędy mogą się zdarzyć.
To bardzo mi miło. Dziękuję ;)
2010-07-01 19:12
Czytając ten reportaż, zauważyłam błąd. Reprezentantką Azerbejdżanu nie była niejaka ‘Samura’ , tylko Safura. Też oglądam Eurowizję co rok i bardzo podoba mi się Twoja subiektywna ocena. Pozdrawiam :) Trzymaj tak dalej!
2010-06-10 13:42
W sensie? ;)
2010-06-08 19:44
A Mołdawia to co, wyjątek? :P
- 1