Wyspa marzącej gitary
Szans na powrót legendarnego Pink Floyd chyba już nie ma, choć chciałoby się jeszcze usłyszeć na żywo takie dzieła jak „The Wall” czy „The Dark Side Of The Moon”. Światełko nadziei zapalone po koncercie Live 8 zgasło bardzo szybko. Prawdopodobnie dawny gigant okazałby się już tylko starym, skrzeczącym dinozaurem. Dlatego Roger Waters promuje swoją operę „Ca Ira”, Nick Mason wydał książkę „Pink Floyd - Moje Wspomnienia”, a David Gilmour…
6 marca 2006 na sklepowe półki trafiła płyta Davida Gilmoura „On an Island”. Od trzeciego solowego albumu tego wykonawcy nie należało się spodziewać rzeczy przełomowych ani odkrywczych. Zgodnie z oczekiwaniami, fani dostali więc w swoje ręce kolejną porcję typowo art-rockowej muzyki. Mimo że do współpracy zaangażowano wielu znamienitych artystów, w tym naszych: Zbigniewa Preisnera i Leszka Możdżera, styl wypracowany przez Gilmoura nie uległ zatarciu.
Podróż po krainie cudownych dźwięków rozpoczyna Gilmour patetycznym utworem instrumentalnym „Castellorizon” , zwieńczonym piękną gitarową solówką. Po czterech minutach wprowadzania w bajkowy klimat, niemal niezauważalnie przeskakujemy na pozycję numer dwa. Tytułowy „On An Island”, to chyba najlepszy kawałek na płycie. Niezwykle tajemniczy, szeptany, z gitarą brzmiącą jak z zaświatów, unosi ponad szarą rzeczywistość. Koi niczym letni wieczorny wietrzyk, który gładzi spocone po upalnym dniu czoła. Z pewnością nie wiele odstaje od najlepszych floydowskich produkcji. Następnie otrzymujemy nieco senną i chyba zbyt schematyczną balladę „The Blue”. Spokojny, oszczędny, prosty utwór, ratuje kończące, pełne ekspresji, gilmourowskie solo. Z uśpienia wyrywa nas „Take a Breath”. Zaczynający się niewinnie utwór, urzeka impetem i rockowym, pełnym energii wokalem. Rytmiczny, agresywny, najżywszy na płycie. „Red Sky At Night” oparty na godnej podziwu jazzowej grze saksofonu, przejmuje i uspokaja, ale również wprowadza psychodeliczną atmosferę. Numer 6 – „This Heaven” – koresponduje z bluesem, lecz bez żadnych wybitnych elemetów składowych. Po „This Heaven” mamy kolejne dzieło instrumentalne. Początkowe wesołe i optymistyczne dźwięki, przechodzą w zadumaną, troszkę leniwą, rozbudowaną partię gitary. Oto właśnie „Then I Close My Eyes”. Następna piosenka - „Smile”- w całości zbudowana na pogodną, optymistyczną, również spokojną kompozycję, niesie ze sobą anielskie, wręcz sielankowe odczucia. Dodaje tej stonowanej i smutnej płycie kolorytu. Zamykające krążek „A Pocketful Of Stones” i „Where We Start” udanie wpasowują się w charakter płyty. Nastrojowe, upajające ballady, kończą podróż po osnutej magiczną mgiełką wyspie muzycznej subtelności.
Niewątpliwie „On An Island” przypomina twórczość Pink Floyd. Długie, piękne gitarowe solówki wplecione są niemal w każdy utwór, połączone, dostarczają doznań prawdziwego piękna i ładu. Swoje zadanie spełniają również ładnie wkomponowane orkiestracje. Brakuje mi jednak na tej płycie kilkunastominutowej suity. W końcu żadna z propozycji nie przekracza 7 minut. Album został uważnie wystylizowany, bo poza nielicznymi wyjątkami, przeważają spokojne, harmonijne melodie. Wydaje mi się, że zamiast któregoś wolnego numeru, można było wstawić żwawsze i bardziej rockowe granie. W pewnym stopniu brakuje mi również psychodelicznych środków przekazu i dynamiki. I chociaż może się wydawać, że płyta może usypiać, wcale tak nie jest. Muzyka wciąga i intryguje, odrywając od szarej codzienności. Album spodoba się przede wszystkim fanom Pink Floyd, ale przypadnie do gustu i mniej wyrobionym słuchaczom. Zamknijcie oczy, otwórzcie okno i pozwólcie się porwać delikatności ukrytej na solowym albumie Davida Gilmoura.
Komentarze [4]
2006-04-07 18:05
no wiem wiem, ale pierwszy kontakt z nią wywołał u mnie szok. jestem poruszony ;)
2006-04-07 15:52
zgadzam się – świetna, nastrojowa płyta, ale nie wiem dlaczego chciałbyś wstawić “żwawsze” i “dynamiczniejsze” kawałki, urok tego krążka tkwi w jego spokoju i nastrojowości. Nie jest to przecież przekrój przez wszystkie możliwości i umiejętności Gilmoura, tylko ich wybrany, harmonijny fragment. Poza tym – ciekawa kompozycja recenzji.
2006-04-07 11:53
2006-04-07 11:52
fajna recenzja
- 1