Zderzenie dwóch światów
Jednym z moich ulubionych, zagranicznych reżyserów jest Luchino Visconti. Włoskie kino znane jest co prawda z reżyserów, którzy potrafili odmieniać oblicze kinematografii (dość wymienić takich reżyserów jak Federico Fellini czy Pier Paolo Pasolini), ale ten twórca wydaje mi się wyjątkowy. Visconti był obdarzony niebywale interesującą i skomplikowaną osobowością, a jego życie również nadawałoby się na scenariusz filmu. Z przekonania był komunistą, choć pochodził z arystokratycznej rodziny (był czwartym synem księcia Giuseppe Visconti di Modrone), w której drzewie genealogicznym widnieje Leonardo da Vinci. Pierwsze jego filmy utrzymane były w klimacie neorealizmu, ale w kolejnych zerwał z tym pro socjalnym kierunkiem, dzięki czemu zyskały one na wymiarze filozoficznym i estetycznym. Spośród wszystkich filmów Viscontiego, uważanego nie tylko przez krytyków za mistrza kina artystycznego, ja najbardziej cenię tajemniczy, poetycki i bardzo symboliczny "Portret rodziny we wnętrzu".
Stary, bogaty profesor żyje samotnie, z dala od pośpiechu i szumu współczesnego życia, w otoczeniu pięknych przedmiotów oraz cudownej kolekcji obrazów, w barokowym rzymskim pałacu. Pewnego dnia podejmuje agenta galerii, który proponuje mu kupno obrazu typowego dla osiemnastowiecznej, angielskiej szkoły malarskiej. Mimo zachwytu nad płótnem, profesor rezygnuje z zakupu, tłumacząc to zbyt wysoką ceną. W domu profesora pojawia się w między czasie markiza Brumonti, która po wyjściu agenta sztuki informuje profesora, że chce wynająć apartament na piętrze. Mężczyzna na początku protestuje, gdyż chciał zorganizować tam sobie pokój biblioteczny, ale kobieta, która jest żoną bardzo zamożnego fabrykanta, nie zamierza ustąpić. Dowiadujemy się, że potrzebuje tego mieszkania dla Konrada, który jest jej utrzymankiem. Profesor, uwzględniając pozycję społeczną markizy oraz koneksje jej męża, ostatecznie ulega. Konrada poznaje w nieprzyjemnych okolicznościach, gdy jego mieszkanie zostaje zalane wodą. Zaprasza więc lokatora do siebie, by pokazać mu obraz zniszczeń, Ten zachowuje się jednak nonszalancko. Kompletnie nie interesują go zniszczenia, za to prosi o możliwość przesłuchania nowego wydania arii Mozarta i ogląda obrazy wiszące na ścianach (zaciekawia go tytułowy dwustuletni obraz angielskiego autora). Profesor zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego wcześniejsze, poukładane życie w samotności dobiegło końca i teraz musi ponownie skonfrontować się z teraźniejszością, od której przecież próbował uciec. Ku swojemu zaskoczeniu zauważa jednak, że ten zbuntowany i nieco zdeprawowany młodzieniec zaczyna go fascynować. Przekonuje się również, jak bardzo ten młody człowiek oraz to jego otoczenie każdego dnia wpływają na jego życie. Irytacja profesora rośnie, a jego pogarda zarówno dla tych ludzi jak i reprezentowanego przez nich świata, jest wielka i nie ułatwia mu nawiązywania więzi. Widzimy jednak, że mimo to ta rozbawiona i niepoważna grupa ludzi, coraz mocniej intryguje starszego pana (w mieszkaniu na piętrze przebywa również bardzo często córka markizy, Lietta wraz ze swoim narzeczonym Stefanem). Pewnej nocy budzą profesora hałasy i krzyki dobiegające z klatki schodowej. Dyskretnie wychodzi ze swojego mieszkania i znajduje tam pobitego i zakrwawionego Konrada, którego podobno dopadli wierzyciele. Zabiera go do swojego apartamentu i pozwala mu tam przenocować. Kolejnej nocy budzi profesora głośna muzyka. Wchodzi wiec do mieszkania Konrada, gdzie staje się mimowolnym świadkiem biseksualnej orgii, w której uczestniczą Konrad, Lietta oraz jej narzeczony, Stefan. Młodzi ludzie nie okazują najmniejszego zażenowania. Następnego dnia wydarza się jednak sytuacja o wiele gorsza. Do profesora przychodzi policja i zabiera go na posterunek. Okazuje się, że jego lokator Konrad zamieszany jest w aferę narkotykową i został właśnie zatrzymany. Profesor okłamuje jednak policjantów, potwierdzając alibi podane przez młodzieńca. Następnie spotyka się z markizą i rozgoryczony wyrzuca jej w gniewie, że naraża córkę na niebezpieczeństwo, zezwalając jej na przebywanie z osobami, wobec których on nie ma złudzeń. Policja oczyszcza jednak Konrada z zarzutów, a profesor zaprasza wszystkich na kolację. Rozmowa przy stole toczy się głównie wokół Konrada, który gardzi kapitalistycznym światem, ale jakoś nie wstydzi się czerpać korzyści od ludzi, którzy go uosabiają. Profesor zaś opowiada przypowieść o człowieku, nad mieszkaniem którego mieszkał lokator, który ciągle hałasował (pewnego dnia w mieszkaniu tym zapadła cisza, potem dało się słyszeć kroki, choć były to już kroki śmierci). Następnego dnia profesor znajduje niepokojący list od Konrada, w którym ten młody człowiek żegna się z nim, nazywając go "ojcem”. W mieszkaniu dochodzi do wybuchu, a kamera pokazuje widzom martwego Konrada. W kolejnym ujęciu widzimy z kolei profesora leżącego bezwładnie oraz elektrokardiogram. Nad mieszkaniem profesora słychać głośne kroki…
Ten film z 1974 roku miał być pożegnaniem Viscontiego z kinem, ale okazało się, że dwa lata później nakręcił jeszcze jeden („Niewinne”). Palenie papierosów w zatrważającej ilości (80-140 dziennie) doprowadziło do wylewu i lekkiego udaru (wydarzyło się to w czasie realizacji filmu „Ludwig”), dlatego na planie wspomnianego przeze mnie filmu Visconti reżyserował z wózka, co przełożyło się z pewnością na to, że lokacje w tym filmie ograniczono do trzech pomieszczeń. Do roli emerytowanego, amerykańskiego profesora Visconti zaangażował legendę kina westernów, Burta Lancastera, którego anglosaski akcent w języku włoskim brzmiał na tyle wiarygodnie, że mógł uchodzić za Amerykanina. Konrada zagrał natomiast Helmut Berger, życiowy partner reżysera, który zagrał już u niego główne role w filmach "Ludwig" i "Zmierzch bogów". W markizę wcieliła się natomiast Silvana Mangano, która także pokazała się wcześniej w "Ludwigu", gdzie zagrała Cosimę von Bulow (ale bardziej znana jest chyba z "Teorematu" i "Króla Edypa" Pasoliniego).
Visconti bardzo umiejętnie pokazuje w swoim filmie przepaść między ludźmi różnych klas oraz pogardę powiązaną z pragnieniem miłości. Zwraca także uwagę na zanik tradycyjnych wartości, za co obwinia kapitalistyczny porządek świata, zdominowanego przez finansowych potentatów. W tym świecie jednostki wartościowe, takie jak profesor czy Konrad, skazane są według Viscontiego na dwa równie gorzkie warianty losu albo samotność i całkowite odcięcie się od świata, albo nieustanne mierzenie się z jego podłością i mimo nieustannych upokorzeń podejmowanie prób przetrwania. Świetnym zabiegiem reżysera było również przedstawienie zaniku rodzinnych wartości przez zestawienie ze sobą wartości, jakie przyświecają rodzinie Brumontich z obrazem z gatunku conversation piece, który ofiarowała profesorowi markiza (na tych obrazach zawsze na tle wytwornych wnętrz lub sielskiego krajobrazu figuruje grupa osób zajętych miłą konwersacją lub inną, zgodną czynnością o charakterze towarzyskim).
Visconti bardzo umiejętnie pokazuje w swoim filmie przepaść między ludźmi różnych klas oraz pogardę powiązaną z pragnieniem miłości. Zwraca także uwagę na zanik tradycyjnych wartości, za co obwinia kapitalistyczny porządek świata, zdominowanego przez finansowych potentatów. W tym świecie jednostki wartościowe, takie jak profesor czy Konrad, skazane są według Viscontiego na dwa równie gorzkie warianty losu albo samotność i całkowite odcięcie się od świata, albo nieustanne mierzenie się z jego podłością i mimo nieustannych upokorzeń podejmowanie prób przetrwania. Świetnym zabiegiem reżysera było również przedstawienie zaniku rodzinnych wartości przez zestawienie ze sobą wartości, jakie przyświecają rodzinie Brumontich z obrazem z gatunku conversation piece, który ofiarowała profesorowi markiza (na tych obrazach zawsze na tle wytwornych wnętrz lub sielskiego krajobrazu figuruje grupa osób zajętych miłą konwersacją lub inną, zgodną czynnością o charakterze towarzyskim).
Visconti bardzo umiejętnie pokazuje w swoim filmie przepaść między ludźmi różnych klas oraz pogardę powiązaną z pragnieniem miłości. Zwraca także uwagę na zanik tradycyjnych wartości, za co obwinia kapitalistyczny porządek świata, zdominowanego przez finansowych potentatów. W tym świecie jednostki wartościowe, takie jak profesor czy Konrad, skazane są według Viscontiego na dwa równie gorzkie warianty losu albo samotność i całkowite odcięcie się od świata, albo nieustanne mierzenie się z jego podłością i mimo nieustannych upokorzeń podejmowanie prób przetrwania. Świetnym zabiegiem reżysera było również przedstawienie zaniku rodzinnych wartości przez zestawienie ze sobą wartości, jakie przyświecają rodzinie Brumontich z obrazem z gatunku conversation piece, który ofiarowała profesorowi markiza (na tych obrazach zawsze na tle wytwornych wnętrz lub sielskiego krajobrazu figuruje grupa osób zajętych miłą konwersacją lub inną, zgodną czynnością o charakterze towarzyskim).
„Portret rodziny we wnętrzu” to jeden z najwspanialszych filmów, jakie do tej pory dane mi było obejrzeć. Toczy się w nim psychologiczna gra pełna subtelnie zarysowanych uczuć oraz emocji. To film trudny w odbiorze, ale też taki, który daje do myślenia i sprawia, że chce się do kwestii w nim poruszonych powracać. Film Viscontiego jest też konfrontacją odchodzącej tradycyjnej kultury (z systemem wartości moralnych i estetycznych) z nową, opartą na innych wzorcach, wytworzonych przez nuworyszowską cywilizację. To również film, który subtelnie łączy wszystkie elementy i daje poczucie ich harmonii. Imponująca scenografia oraz mocno wysublimowane, malarskie kadry Pasquale de Santisa wieńczą to arcydzieło wyrafinowaną estetyką. Polecam!
Grafika:
Komentarze [1]
2021-02-04 20:08
Nic dodać, nic ująć. Brawo!
- 1